piątek, 23 grudnia 2016

Notatka grudniowa #23

Ho ho..
Dziś będzie krótko i zwięźle - nosz, motyla noga!


Tak, na pewno znacie to powiedzenie o rozśmieszaniu Boga! Najwyraźniej czasu na przygotowanie się do startu w lutym będę miała jeszcze mniej. Tata zaraził Mamę, któreś z nich mnie i oto szaleję w kuchni ze stanem podgorączkowym. I to niekoniecznie spowodowanym pośpiechem. 

A jeszcze rano było tak dobrze! Produktywny poranek, otwieranie sklepów, które muszę zaliczyć (bez kolejek, jupi!), ogarnięcie domu i już o 11 byłam w pracy. Co prawda z nosa nieco ciekło, ale niech podniesie rękę ten, komu wchodzenie z mrozu do ciepłego pomieszczenia nie rozczula śluzówki :> Ubrałam się w mycie młynka borowinowego, przypadkiem odkrywając lifehack skracający czas mycia młynka z dwóch godzin do jednej - da się wyjąć zeń pióra i nie trzeba lawirować między nimi. Niemniej palec sobie przecięłam - co tradycja, to tradycja - nikt nie wychodzi z całymi łapami po myciu młynka. Po pracy pacjent i już wracając od niego czułam, że nie jest dobrze. Piękne święta przede mną!

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz