poniedziałek, 8 maja 2017

Nudna Dycha z Wawelem


Właściwie mogłabym w ramach opisu tego biegu przekopiować wpis sprzed trzech lat. Znów padało, znów Wisła bulwary zalała, znów trzy kółka na Błoniach. To jest tak przykre, że aż zabawne.

Zabawna też była tegoroczna lokalizacja expo :) Odwiedziłam biuro zawodów już we czwartek, na tyle wcześnie, iż z pewnym zrozumieniem przyjęłam fakt, iż żadnych stoisk nie dostrzegam. Cóż, bywa, pewnie rozłożą się później. Tymczasem wystawcy czekali w pustawym namiocie na parkingu przed stadionem i musieli walczyć o powrót na stare śmieci. Kraków jak zawsze na poziomie.

Poziom mojego adrenalinowego uniesienia (potocznie zwanego wkurwem), podobnie jak w przytoczonym wyżej poście, eksplodował na wąskiej alejce w okolicach drugiego kilometra. Jakaś łania zlękniona całkowicie zalaną drogą dębem stanęła. Z małą gracją i niemałym zdziwieniem wylądowałam jej na plecach (ustała, skubana!). Z zapewne nie mniejszym zdziwieniem i srogim impetem na moich plecach hamował jakiś facet. Tego niestety łania nie ustała, ale przynajmniej problem przemoczonych butów miała już z głowy. 

Nie, nie zabiłam jej. Nie wiem dlaczego.

Nie wiem dlaczego mam takiego pecha do tego biegu. Kolejne kilometry wchodziły mi gładko, w końcu uwielbiam biegać nocą! Nie miałam też z kim gadać, więc przyoszczędziłam 4 min w stosunku do marcowego biegu koleżeńskiego :) Być może któregoś roku nic nie stanie na przeszkodzie, by pobiec na nową życiówkę.

N.