niedziela, 31 marca 2013

Last Easter I gave you my heart...

Zamiast baranków i jajek w jednym koszyczku z zajączkiem, zaserwuje Wam garść wielkanocnych fotek. Przedwczoraj przypomniałam sobie, że mam taaki fajny aparat w domu i zamiast z niego korzystać, płodzę trzydziestą wersję ankiety do badań..

Czwartek i piątek - tak pusto w kalendarzu nie miałam od '79.. // ...tak zawalonego koralikami biurka też :)
Banan + mandarynka + ciemne winogrona - nie, nie przywołuje wiosny, jak dla mnie to dzikie pogodowe szaleństwo może trwać do lata ;p // I pytanie do Blogosfery - jak spożywacie takie mleko? Mnie znane jest jedynie wysysanie z tubki, ale domyślam się, że producent miał inną wizję wykorzystania tego produktu :D
Nowa płyta Depeche Mode - na liście do nabycia na CD (genialna) // Dostałam od Mężczyzny Kinder-niespodziankę do koszyczka i oto, co skrywała zawartość - renifer, zimo, trzymaj ;p // Tak, co drugie zdjęcie jest na tle kompa, ponieważ chciałam pochwalić się piękną tapetą ^^

Żartowałam! Zdjęcie jajka jednak będzie - oto Zenon ze swoim wytrzewieniem ♥




piątek, 29 marca 2013

Radujący się mózg mój

Paradoksalnie, w tym totalnym młynie, jaki zawładnął moim życiem przez ostatnie tygodnie, miałam w końcu czas na czytanie. Jadąc na praktyki, wracając z praktyk, jadąc robić badania, wracając i nagle okazywało się, że czytam 2-3h dziennie. Dzięki temu przebrnęłam przez pewną ciężkostrawną powieść i kilka raczej przyjemnych, o których napiszę dziś parę słów.


Coś niebieskiego Emily Giffin nieco mnie rozczarowała.
Na kolejnych stronach śledzimy historię Darcy, laski o nienagannej aparycji i osobowości płytkiej, aż w oczy kole. Zdradziła swojego faceta z jego kumplem ze szkoły, po czym przez 3/4 książki ma pretensje, że on zdradził ją z jej przyjaciółką.. Fuck logic. Postanawia zrobić sobie dziecko z kochankiem, którego przerasta bogata osobowość głównej bohaterki i ucieka. Dopiero w Anglii, pod czujnym okiem swojego dawnego przyjaciela zaczyna dorastać i ogarnia się nieco przed narodzinami bliźniaków. Jest to tak naiwne, że ciężko mi uwierzyć, że wydawca to puścił :)
Podczas lektury miałam przed oczami koleżankę ze studiów - klasyczny przypadek zapatrzonej w siebie ignorantki i zastanawiałam się, co by było konieczne, by wyzwolić w niej potrzebę zmiany, ale nawet trojaczki rodzone bez znieczulenia nie dałyby rady w tym przypadku ;p
Obiecuję sobie już więcej nie sięgać po Emily Giffin - dwie kiepskie książki kontra jedna średnich lotów.. szkoda czasu.


Dallas '63. Panie King, co to ma być, do licha ciężkiego!? Ostatnią książką, która tak mnie zmęczyła była Historia masażu w zarysie. Teraz już wiem, że im grubszą powieść spłodził King, tym pewniej powinnam w ogóle jej nie ruszać.
Dallas '63 to opowieść o pewnym nauczycielu imieniem Jake, któremu pewnego dnia jego przyjaciel zdradza tajemnicę sukcesu swoich hamburgerów (wiem, pokrętnie to tłumaczę, ale to prawda ;p) - tajemne przejście, pozwalające cofnąć się w czasie. Za każdym razem, gdy bohater włazi do nory, ma szansę zmienić coś w dziejach ludzkości, jednak wracając do teraźniejszości, jego dokonania kasują się - tak przynajmniej mu się wydaje. Przyjaciel, Al, na łożu śmierci prosi go o jedną małą interwencję..powstrzymanie zamachu na Johna F. Kennedy'ego. Lol. Ponieważ włażąc do nory Jake ląduje zawsze w 1958r, musi sobie jakoś czas oczekiwania na zamach zapełnić, ale nie opowiem wszystkiego, może ktoś jednak zechce przeczytać Dallas '63.
Po paru tygodniach namysłu doszłam do wniosku, że moje początkowe wkurzenie na autora i zniechęcenie do książki wynika z rozczarowania - to, co napisał King znacznie odbiega od tego, co poznaliśmy, czytając jego poprzednie dzieła. Nie tego się spodziewałam, wynudziłam się okrutnie, ale jak zobaczycie niżej, obrazy stanu nie ma :)


Wszystkie boże dzieci tańczą to zbiór sześciu opowiadań, których jedynym łącznikiem jest trzęsienie ziemi w Kobe. Każde kolejne lepsze od poprzedniego. Moje ulubione to Tajlandia i Pan Żaba ratuje Tokio. I, o ile to pierwsze ujęło mnie swoim klimatem, tak drugie rozwaliło Panem Żabą :D To jest taki hardcore, że podczas lektury śmiałam się do siebie jak obłąkana, a że wspominałam na początku, że czytam w środkach komunikacji wiejskiej, to dziwie się, że jeszcze nikt mnie nie pozdrowił na Spotted: MPK Kraków ^^
Historię o Panu Żabie będę czytać swoim dzieciom, jak nic ;p
Tymczasem moje zauroczenie panem Murakami nieustannie przybiera na sile. W najbliższej przyszłości czeka na mnie Przygoda z owcą i trylogia 1Q84. Jeśli też chcecie dać się pochłonąć, polecam zacząć od Norwegian Wood, najlepiej w zimny, deszczowy dzień, na szarych kartach czytnika - tak dla wtopienia się w klimat.


Spowiedź heretyka. Sacrum profanum, czyli Nergal na tapecie.
Historia moich podchodów do tej książki jest długa - zaczęło się od świadomości, że takowa istnieje. Później w ręce wpadł mi jakiś zabłąkany w mym mieszkaniu egzemplarz Gali, czy innego zabijacza czasu spod gabinetu lekarskiego, z Darskim na okładce i wywiadem w środku.Przeczytałam z ciekawości. Uderzyła mnie jedna rzecz - czytając pisemko pokroju Gali spodziewasz się błahych pytań i równie porywających odpowiedzi. Tu na głupie pytania Nergal udzielał inteligentnych odpowiedzi.. i tym chyba zwrócił na siebie moją uwagę. Coś tam wspominali o książce, ale nie zgłębiałam tematu. Kilka tygodni później toczyłam wewnętrzny bój - Zafon, czy Nergal? W Empiku była promocja, 1+1 - biorąc jedną książkę drugą brało się za pół ceny (albo za darmo, nie pamiętam). Chwyciłam brakujący w mej kolekcji 3 tom 1Q84 i nie mogłam dobrać drugiej książki. Po 30 minutach miotania się między półkami, Mężczyzna wsadził mi w ręce Zafona i Spowiedź.. znów zniknęła z horyzontu. Jednak przyszedł taki dzień, a po Dallas '63 tych dni było wiele, gdy chciałam zasmakować czegoś stymulującego mózg i przypomniałam sobie o pewnym wywiadzie z Gali :)
Spowiedź.. ma formę wywiadu. Pytanie, odpowiedź, dwa zdjęcia, pytanie, odpowiedź itd. Czyta się szybko, choć na Kindlu odczytywanie podpisów zdjęć wiązało się z każdorazowym powiększaniem strony, więc odpuściłam i przelatywałam dalej. Tematyka obraca się wokół wiary, muzyki, historii zespołu, związków Nergala, w tym oczywiście związku z Dodą oraz choroby. Mogłoby się więc wydawać, że jeśli osoba Adama Darskiego jest nam obca, to nie ma sensu sięgać po ten wywiad, ale dla jego kilku złotych myśli, czy generalnie, myślenia, naprawdę warto. Bo jak nie ma erekcji w mózgu, to na dole też nie będzie.


Wielki Marsz Richarda Bachmana, a właściwie Stephena Kinga to moja osobista próba ratunku wizerunku króla horrorów. Na szczęście udana :) W Wielkim Marszu bierze udział setka młodych mężczyzn, idąc do upadłego, dosłownie. Mają narzuconą trasę, narzucone tempo i karę za łamanie regulaminu. Marsz kończy się tam, gdzie pada przedostatni uczestnik.. Nic więcej Wam nie zdradzę, przeczytajcie sami!

środa, 27 marca 2013

Gdzie na narty? Subiektywny przegląd oślich łąk - część 3

I ostatnia, nieco przydługa część, ale nie chciałam rozbijać tego jeszcze bardziej..
Część pierwsza tutaj.
A część druga tutaj :)

Ski Bachledova, Bachledova Dolina

źródło: http://www.skibachledova.sk/?lang=pl
I uciekamy z Polski :)
Ale nie daleko, kawałek za Jurgowem, pokonawszy wąskie drogi, gdzie malowniczo płoną samochody, docieramy do Bachleovej Doliny. Tam czeka na nas wielki parking, kasa i krzesło, które wywozi na drugą stronę wzniesienia. Oczywiście możemy zostać na łagodniejszym zboczu, podziwiając panoramę Tatr, ale jeśli szukamy stromych, wymagających tras, to raj jest z drugiej strony :)

Przyjęło się interpretować kolory tras jako wyznacznik stopnia jej trudności. Różnie to bywa w praktyce - czasem czarne trasy są tak banale, że ja bym ich nawet na czerwono nie wymalowała.. Tutaj oznaczenia zgadzają się w 100%. Więc, jeśli raczej się zwozimy, niż jeździmy, to polecam omijać trasę nr 3 :D Toż to killer na nóg! Ta strona częściowo schowana jest w cieniu, więc jest twardy śnieg. Dla amatorów umiarkowanego szaleństwa lepsza będzie trasa 7/4.

Jest też druga czarna trasa, znacznie mniej męcząca, schowana w lesie, więc wielu osób tam nie ma, ale obsługiwana przez orczyk (nr 5).

Gdy zmorzy nas głód, polecam knajpkę na szczycie (ta na dole,po łagodniejszej stronie też jest przyzwoita) - widok jest obłędny! Herbata z sokiem, fryta, tyłek w śniegu, lico do słońca i tak mogę zakończyć swój żywot :D

Z innych atrakcji mamy takie śmieszne siedziska do zwożenia się w dół (potem wyciąga nas mini-wyciąg) - o ile w lecie rozumiem, tak nie wiem po co korzystać z tego zimą, skoro tuż obok jest strok :D Na fejsie widziałam też, że wożą się na pontonach, a ostatnio był zjazd w bikini.. także dzieje się, oj, dzieje!

Plusy:
- rzut beretem od granicy
- można poczuć klimat prawdziwego kurortu narciarskiego. I te widoki!!
- trasy na każdym poziomie trudności

Minusy:
- brak oświetlenia (jedna trasa ma, ale to taka ośla, ośla)
- pojawiające się popołudniu muldy, w płaskiej części dość dramatyczne, pamiętam moje zaskoczenie, gdy po całym dniu po drugiej stronie chciałam wrócić do samochodu i prawie zaryłam twarzą w śnieg, bo wyrosły przede mną półmetrowe muldy :D

Dla kogo? Osoby początkujące, średnio-zaawansowane i umiejące dobrze jeździć - dla każdego coś miłego :) Cena karnetu dziennego: sezon - 19,90€, poza sezonem - 17,00€.


Chopok Juh, Demänovská Dolina

źródło: http://www.jasna.sk/pl/urlop-w-gorach/mapy/
Mam bardzo mieszane uczucia. Patrząc na mapkę można odnieść wrażenie, że to narciarski raj - zacna wysokość, mnóstwo tras, krzesła, no cud, miód. Jednak na miejscu okazało się, że za dużo sobie wyobraziłam :)

W zeszłym roku stacjonowaliśmy z Mężczyzną i pokaźną grupą jego znajomych w Liptovským Mikulášu. To ok. 30min samochodem od góry. Codzienne przedzieraliśmy się przez Demanowską Dolinę - radzę przestrzegać ustanowionego tam ograniczenia prędkości! Nie dość, że sprawdzają, to zwyczaje, przy najmniejszym oblodzeniu można wpaść w poślizg i się zabić. Do dyspozycji mamy 3 parkingi, my zostawialiśmy auta na pierwszym i dalej jechaliśmy ski-busami. Następnie odbywało się polowanie na karnet :)

Karnety na Chopoku są drogie. Postanowiliśmy podzielić się na dwie grupy i co godzinę przekazywaliśmy sobie karnet, jednak na dłuższą metę takie wymienianie się było denerwujące. Potem po prostu zjawialiśmy się na stoku ok. 12 i odkupywaliśmy skipassy od ludzi, którzy rezygnowali z dalszego jeżdżenia. Gdyby nie to, że wyjazd tak dużą grupą z góry skazany jest na chaos i brak dyscypliny, pewnie strasznie bym się wkurzyła o takie marnowanie kasy lub czasu na polowanie na tańszy karnet. Sorka, ale za 30€ to ja mam 2 dni jazdy w Bachledovej :)

Z tras polecam nr 1 - tak od momentu, gdzie wywozi nas krzesło B4 (wyżej nie dane mi było wyjechać). To taka umiarkowanie trudna trasa - można mocno rozwinąć skrzydła, choć osoba średnio-zaawansowana też sobie poradzi. Wybierając trasę nr 11 odcinamy się od zgiełku. Nie jest to typowa nartostrada, ma kilka stromych kawałków, ale jazda nią dostarcza mnóstwo frajdy.


Do trudniejszych tras zdecydowanie zaliczyłabym kombinację 1a -> 2 - killer dla nóg, muldy powstają w mgnieniu oka! Z drugiej strony równolegle leci trasa nr 7 - dokładnie jak Nosal, dokładnie. I pusta :D

Nr 13 to jakaś kpina. Jest tak płasko, że nawet dla osoby, która ma sprzęt na nogach pierwszy raz w życiu, w pakiecie zaburzenia koordynacji i jeszcze boi się śniegu, to i tak będzie za łatwo. Jak na Szymoszkowej człowiek zatrzymuje się na płaskim, tak tu jedzie do tyłu.

Trasy po drugiej stronie są mi obce, jakoś nie ciągnęło mnie, by się tam wyprawić, a jak wspomniałam wyżej, wyjazd na szczyt był niemożliwy (wtedy było tam jeszcze krzesło, nieczynne, pizgało złem), więc nie dało się zaatakować z góry.

W temacie gastronomicznym też nie mam nic do powiedzenia - ceny są powalające, 2€ za szklankę coli, płatne kible.. szkoda, że klimatycznego nie naliczają w zależności od liczby oddechów :) Niby są to drobnostki - przecież można naładować sobie jedzenia do plecaka, zostawić w samochodzie, głodować, szastać kasą i sikać w lesie, ale lubię wybierając się na narciarską sesję terapeutyczną nie denerwować się, że tym razem nie zjem frytek!

Plusy:
- dużo tras
- iście górski klimat i piękne widoki
- gondole (to zawsze jest plus)
- 3 ogromne parkingi i obsługujące je ski-busy

Minusy:
- horrendalne ceny!
- muldy (tu też ratrak nie jeździ w trakcie dnia)
- gdy za dnia temperatura jest na plusie, a popołudniu spada poniżej zera, wszystko pokrywa warstwa lodu - trzeba uważać przy przemieszczaniu się do parkingu i potem przy zjeżdżaniu doliną, bo jest naprawdę łatwo wpaść w poślizg!

Dla kogo? Bogatych ludzi :D Myślę, że raczej dla umiejących już cokolwiek na nartach/desce. Cena karnetu dziennego: jedyne 33€ w sezonie i łaskawe 26€ po..


SKI PARK Kubínska Hoľa, Dolný Kubín
źródło: http://www.skikubinskahola.sk/pl/o-stredisku/
Kubińska oferuje nam dwa krzesła - do połowy i na szczyt oraz równolegle biegnące orczyki.
Jadąc krzesłem do połowy mijamy atrakcje dla dzieci oraz snow park. Wygląda on dość profesjonalnie i jak dotąd nie odważyłam się tam zawitać :)

Lubię za to nachylenie i oblodzenie stoku na górze. O ile temperatura nie spada do 9st poniżej zera i nie wieje, to jest bajecznie. Początek jest bardzo szeroki, więc nie ma problemu z jeżdżącymi w poprzek ;D Zjeżdżając bliżej lewej strony stok wydaje się być trudniejszy, natomiast po prawej możemy oddać się błogiemu szusowaniu.


I te widoki! Słońce oświetla stok przez cały dzień, więc popołudniu śnieg jest dość miękki, muld wielu nie ma, jeśli już, to raczej w środkowej części stoku. Jedzenie konsumujemy zwykle w knajpce w połowie stoku - wyśmienity syr, obrzydliwie tłusty langosz i najlepsza herbata, gdy człowiek zamarza. Toalety średnich lotów (wizualnie), jednak papier i mydło jest. Oczywiście bezpłatne.

Plusy:
- szeroki stok
- przyjemne, proste trasy
- atrakcje dla dzieci
- snow park

Minusy:
- krzesła jadą zbyt wolno
- przy słonecznej pogodzie śnieg robi się bardzo miękki, przy pochmurnej - szczyt jest we mgle

Dla kogo? Generalnie dla każdego - początkujący spokojnie podszkolą się na dolnej połówce, a wyjadacze wyszaleją na szczycie. Cena karnetu dziennego: top sezon - 22,50€, sezon - 21€, poza sezonem - 18€ i uwaga, na Kubińskiej respektują ISICa!! :)


Roháče-Spálená, Dolina Zuberska

źródło: http://gorskiewedrowki.blogspot.com/
Ten stok szybko się nudzi. Nie wyobrażam sobie utknąć tam na dłużej, niż jeden dzień, choć okolica jest przyjemna. Z poziomu parkingu mamy do wyboru orczyk D obsługujący oślą łąkę nr 5 lub orczyk C, dzięki któremu możemy dostać się do krzeseł. Orczyk ten w połowie dość ostro skręca, więc radzę mieć się na baczności :)

Krzesłem A dostajemy się na szczyt - tam czeka nas wybór, co robimy dalej - czy jedziemy na sam dół i dawaj od początku spinamy się na szczyt, czy jeździmy do górnego orczyka, czy jednak krzesłem. Trzymając się wersji, że jeździmy cały czas krzesłem, mamy możliwość lajtowej przeprawy przez niebieską część tras 1,2 i potem nieco bardziej strome ich odcinki. Korzystanie jedynie z wyciągu B skazuje nas na niebieską trasę (co jest oczywiście dobre dla osób rozpoczynających jazdę na nartach/desce - dlatego nie trzeba się bać, że jedziemy na sam szczyt!). Z drugiej jednak strony mamy do dyspozycji krzesło, które jedzie sto lat. Naprawdę, wolniej się z pewnością nie da. Do tego, jeśli po Salatyńskiej Dolinie hula wiatr, to wyciąg więcej stoi, niż jedzie..

Wiatr, prócz wydłużania naszej podróży krzesłem, wywiewa też śnieg, więc często jeździ się po oblodzonych łatach, a wjeżdżając w las, wpada na muldy. Gdy nasza cierpliwość jest już na wykończeniu, radzę skoczyć na coś do jedzenia/picia. Korzystałam głównie z knajpy na górze, gdzie przy słonecznej pogodzie warto wytargać prowiant na ustawione na stoku ławy i podziwiać widoki :)

Plusy:
- duży parking
- niewielki stok, ale też niewielu korzystających, co oznacza, że nie musimy stać 30min w kolejkach

Minusy: 
- ogromny wpływ pogody na warunki i komfort jazdy
- jak dla mnie tylko dwie interesujące kombinacje do zjazdu, więc szybko mi się nudzi :)

Dla kogo? I dla świeżynek (ośla łąka) i dla dłużej jeżdżących. Po drugiej stronie doliny znajdują się ścieżki do narciarstwa biegowego, podobno to dobre miejsce, choć nie biegam, więc potwierdzić nie mogę :) Cena karnetu dziennego: 20€. ISIC-friendly :)


Kilka słów na koniec:
Ceny karnetów dziennych wypisałam dla osób dorosłych. Na każdej ze stron podane są pełne cenniki - dzieci i emeryci z reguły mają zniżki lub jeżdżą za darmo. W Polsce nie uświadczymy zniżek dla studentów, natomiast na granicą warto pytać, chwalić się legitymacją - ISIC jest honorowany w większości miejsc, natomiast raz widziałam, jak kolega kupił tańszy karnet na zwykłą legitymację studencką :D W sumie to dziwię się Polakom, że nie dbają o swoich studentów.. Jeśli na takiej Kubińskiej po zniżce mogę jeździć za 17,50€ (ok. 78zł), a za śmiganie po Kotelnicy muszę zapłacić 95zł, to co to za interes kisić się w PL?

Podobnie jest z kiblami - na Słowacji bywa różnie, luksus lub chata obszczymurków, zawsze jednak za darmo. W Polsce wyjątkiem jest, jeśli nie goni Cię babcia klozetowa, bo 2zł za sracz bez papieru, mydła i z zimną wodą w kranie się należy! Tak, jakby wyswobodzenie się z ciuchów nie stanowiło wystarczającej atrakcji..

Jeśli jedziemy na narty za granicę, warto zaopatrzyć się w dodatkowe ubezpieczenie. To, które potwierdzamy wyrabiając sobie kartę EKUZ w rejonowym NFZ gwarantuje nam pokrycie kosztów leczenia za granicą (czyli ewentualne gipsowanie połamanych witek). Natomiast NFZ nie płaci za zwiezienie nas z trasy i transport do szpitala! W PKO takie ubezpieczenie to koszt ok. 5zł/dzień. Koszt akcji ichniejszego TOPRu to kilkanaście tysiaków. O ile nie dostąpimy zaszczytu lotu helikopterem..

Wszystkie zdjęcia, z wyjątkiem mapek, są mojego autorstwa i uprzejmie proszę o powstrzymanie się przez ich kradzieżą, przypadkowym wykorzystaniem i robieniem z nimi czegokolwiek poza podziwianiem :)

wtorek, 26 marca 2013

Gdzie na narty? Subiektywny przegląd oślich łąk - część 2

Druga część moich wynurzeń o stokach narciarskich. Pierwsza dostępna tutaj. Ostatnie szusy po polskich trasach i wybywamy do naszych sąsiadów :)

Szymoszkowa, Polana Szymoszkowa 2, Zakopane

źródło: szymoszkowa.pl/
Kolejny dość popularny stok w Zakopanem. Ma naprawdę duży parking, więc nawet jak przyjedziemy o 12, będziemy mieć gdzie zaparkować (tylko czasem trzeba będzie iść niezły kawałek z nartami na plecach, no ale - się długo śpi, to się potem łazi ;p). Mamy dwa krzesła, do których bywają kolejki, ale 5-7min oczekiwania to max. Jeśli umiecie jeździć, to nie ma sensu tracić czasu na krzesło B (krótsze) - jedzie prawie tyle samo, co to na szczyt, a jedzie się 1/3 krócej i po płaskim :)

Początek trasy jest umiarkowany, potem, tuż przed wjazdem w las, jest stroma ściana (dla osób, które panują nad sprzętem - wykorzystajcie ją do nabrania prędkości, przyda się dalej ;p), następnie stok robi się płaski, masakrycznie płaski. Pamiętam jak któreś zimy nie zabrałam ze sobą smaru, śnieg przyklejał mi się do nart i po prostu zatrzymałam się na tej płaskiej części... Not fun.

Przy granicy lasu często pojawiają się mini-skocznie budowane przez snowboardzistów, generalnie, w las też można się spokojnie zapuścić ;]

W kwestii infrastruktury - karczmy, toalety, wypożyczalnie, ski-serwis - wszystko na swoim miejscu.

Plusy:
- przyzwoita trasa

Minusy:
- jeden z najchętniej obleganych przez Warszaffkę stoków w czasie ferii
- za małe nachylenie stoku w jego końcowej części
- pod koniec dnia pojawiają się muldy na stromej części

Dla kogo? Dla początkujących i średnio-zaawansowanych użytkowników stoków. Cena karnetu dziennego: 99zł/90zł/80zł (w zależności od części sezonu).


Kotelnica, Białka Tatrzańska

źródło: bialkatatrzanska.pl
I przyszedł czas na hejt :D
Na myśl o postawieniu moich dwóch nart w tym kurorcie jeżą mi się włosy na całym ciele.. Nawet nie dlatego, że jest tam tak, jak jest - problem w tym, że za mego młodu było tam lepiej i odnoszę wrażenie, że ktoś mnie obdziera z dzieciństwa ;p

Jednak po kolei. Przyjeżdżamy i jeśli udało nam się to przed 9, to parkujemy pod stokiem (nie dotyczy ferii!), jeśli nie - powodzenia.. proponuję od razu zaparkować gdzieś pod lokalnym supermarketem i nie tracić czasu na szukanie miejsca na parkingu. Następnie targamy się z nartami pod kasy. Tu drobny problem może stanowić zwyczajowa warstwa lodu pokrywająca parking - mimo całkiem niezłej koordynacji, nie raz orła wywinęłam. A wystarczyło posypać piaskiem. Pod kasami umiarkowane kolejki i hop na wyciąg.

Tja... i tu pojawia się największy problem z Kotelnicą - krzesła jeżdżą tak wolno, ludzi napływa tak dużo, że stanie w kolejce do wyciągu krócej niż 30min traktowane jest jak wersja wydarzeń pięciolatka - niczym bujda.

Mamy dwa krzesła, którymi możemy wywieść się na szczyt. Tam już jest prościej, bo jak uciekniemy na trasy po prawej (2, 2a), będziemy mieć względny spokój. Po lewej jest też fajna trasa (6a) dla zaawansowanych - no dobra, jest fajna, bo mało kto nią jeździ, więc mam jakiś azyl ;p Od zeszłego sezonu na Kotelnicy funkcjonuje nowe krzesło, nazywane przeze mnie pieszczotliwie beemką (z powodu reklam) i obsługuje trasę 8. Wiem, że mnóstwo osób sobie ją chwali, ale mnie tam nawet wołami nie zaciągnięcie! 40min w kolejce wśród największych buraków elitarnego polskiego społeczeństwa, to przesada, nawet dla mnie. Chamstwo, debile wkoło i pyskata latorośl, o czym szerzej pisałam w tekście o tym, po czym poznać Polaka na stoku.


Jeśli chodzi o zróżnicowanie tras, to jest nieźle - od totalnie oślich łąk do bardziej wymagających - raczej każdy znajdzie poletko dla siebie. Z przygotowaniem tras jest średnio - rano jest okej, ale koło 13 stok wymaga przygładzenia ratrakiem (oczywiście się tego nie robi, bo ratrak = zamknięcie trasy dla użytkowników = przerwa w zarobkach = hańba na honorze górala ;p). Na stromych odcinkach pojawiają się muldy. Tragedii nie ma, ale jak wspomniałam wcześniej, jeszcze kilka lat temu ratrak poprawiał trasę, dbało się o komfort i bezpieczeństwo użytkowników, teraz dba się jedynie, by hajs się zgadzał.

Infrastruktura zacnie rozwinięta. Prócz standardowych jadłodajni (tu mała uwaga - bardziej opłaca się jeść w karczmie na górze, gdyż na dole ceny są 2-3x większe.. Jest też tam darmowa toaleta, za to Kotelnica dostaje ogromny plus!), serwisów, wypożyczalni, straganów z oscypkami, sklepów z wyrobami regionalnymi, wypożyczalnią skuterów itp., w bliskim sąsiedztwie są hotele i baseny termalne Bania (tutaj moje małe porównanie Banii i Bukoviny) - pełen wypas.

Plusy:
- duże zróżnicowanie tras
- tanie i dobre frytki w karczmie na górze ;p
- darmowa toaleta w karczmie na górze
- termy w pobliżu - prościej zorganizować rodzinny wyjazd - część na narty, część do sauny i mamy święty spokój

Minusy:
- masakra, nie parking
- długie kolejki w doborowym towarzystwie
- neptyków jak muchów owocówków
- kolejna mekka dla Warszaffki na feriach

Dla kogo? Ludzi o mocnych nerwach, ewentualnie właśnie tych, którzy mają innych w dupie, o każdym poziomie umiejętności. Cena karnetu dziennego: sezon - 95zł, poza sezonem - 85zł.


Czorsztyn-Ski, Kluszkowce

źródło: http://www.czorsztyn-ski.com.pl/images/uploads/images/Wizualizacja_tras_2013.jpg
W gimnazjum nie było tygodnia w sezonie zimowym, by Dyrektor wraz z Wuefistami nie organizowali wypadu na narty! Na jednym z takich wyjazdów poznałam Kluszkowce. A pisząc ten tekst zastanawiam się, dlaczego o nich zapomniałam? :/

Sądząc po mapce trochę wody upłynęło i moja opinia będzie niepełna - krzesło A i trasa 6 są mi totalnie obce, orczyk F za moich czasów wiódł na samą górę.. No nic, oznacza to, że pierwszym wypadem w sezonie 2013/14 powinny być kluski.

Z tym rejonem mam jedno skojarzenie - trasa nr 3 - druga po Nosalu moja ulubiona trasa FISowska. Nie wiem, jak teraz, ale te 8 (boże..) lat temu nie była szczególnie oblegana, więc wyciskałam z nart ile producent dał (i jeszcze troszkę ;p). Z boku trasy 8 był snow park, początkowo straszna amatorka, ale potem usypali takie rampy, że przestałam skakać (tak, miałam taki okres w życiu, gdy jarało mnie skakanie, potem okazało się, że moje kolana jara to mniej), bo się bałam :) Ktoś ostatnio tam był? Jak jest teraz?

Pamiętam też pyszne grzańce pite pod mniej czujnym okiem opiekunów ;p A jeśli ja w gimnazjum piłam grzańca, to musiał być wybitny! Nie kojarzę też problemów z jedzeniem, czy toaletami, ale nie powinnam się wypowiadać..

Więc skrótowo - w moich wspomnieniach Kluszkowce wypadają wyśmienicie, więc raczej polecam, choć może się okazać, że zrobiło się tam to, co na Kotelnicy Białczańskiej.. Zatem, do weryfikacji.

Cena karnetu dziennego: poza sezonem - 60zł, sezon - 80zł.

Wszystkie zdjęcia, z wyjątkiem mapek, są mojego autorstwa i uprzejmie proszę o powstrzymanie się przez ich kradzieżą, przypadkowym wykorzystaniem i robieniem z nimi czegokolwiek poza podziwianiem :)

poniedziałek, 25 marca 2013

Gdzie na narty? Subiektywny przegląd oślich łąk - część 1

PannaIzabela zaproponowała, bym podzieliła się swoimi odczuciami odnośnie stoków narciarskich, co dziś, po jakimś miesiącu zwłoki, czynię. Idealny tekst na koniec sezonu ;]


Swoją przygodę z dwoma deskami uwiązanymi u nóg i kijami nie-wiadomo-po-co rozpoczęłam na oślej łące pod Nosalem. Były to lata '90 i miałam możliwość uczyć się jazdy na Polsportach - zwykły kawałek deski posmarowanej od spodu, wymagający przy skręcie dużo więcej zachodu, niż wszechobecne dziś carvingi. Długo potem walczyłam z przeskakiwaniem przy skręcaniu :D Uczyli mnie znajomi rodziców, rodzice, wujek, swoją pierwszą jazdę z instruktorem odbyłam kilka sezonów później, już na Nosalu, w ramach poprawianiu niuansów. I od tego Nosala, mojej góry-matki rozpocznę zestawienie.


Nosal, Balzera 30, Zakopane

źórdło: nosal.pl

Jak widać na załączonej mapce - szału nie ma.
Moja pozytywna jego opinia wynika jedynie z sentymentu. Na szczyt lub raczej w jego okolice wiedzie jednoosobowe (sic!) krzesełko (K), na które z reguły nie ma dzikich kolejek - po pierwsze: to dość trudna góra, a po drugie: to dość trudna góra. Niezłe nachylenie (ok 35%) + bardzo wąski początek, który wcale nie staje się szerszy im niżej zjeżdżamy, powodują, że wielu narciarzy rezygnuje z męczenia się i przenosi na inne trasy. Oprócz głównego stoku, można także korzystać z leśnej nartostrady, jednak nie polecam, jeśli pokrywa śnieżna jest taka sobie, można nieźle porysować ślizg..

Oprócz krzesła, mamy także orczyk do połowy stoku (1) - uwaga snowboardziści: nie możecie z niego korzystać! Sądzę, że jest to podyktowane tym, że orczyk ten zapierdziela, a nie jedzie :) Orczyk (2) po lewej to typowa ośla łąka, czyli do nauki od podstaw. Gdy nasze umiejętności wskoczą na level 1, warto przenieść się na stoki po prawej (orczyki 5,4,3) - tam początek zjazdu ma większe nachylenie, a końcówka jest prawie płaska.

Problem z Nosalem zaczyna się wtedy, gdy stoki po prawej przestają robić na nas wrażenie. Jest dość duży przeskok między nimi, a głównym stokiem, na który, z tego, co zaobserwowałam, decydują się głównie dzieci. Serio, dziecko nie boi się tego nachylenia, nie jest dla niego za ciasno, sama swój pierwszy zjazd z samej góry wspominam bardzo dobrze, a teraz zdarza mi się wyjechać na szczyt, spojrzeć w dół i zdziwić, że to tak stromo :)


Jeśli chodzi o pozostałą infrastrukturę, to mamy szereg wypożyczalni pod stokiem i na całej ulicy Balzera; są karczmy, toalety, budka z najlepszą gorącą czekoladą w okolicy, szkoła narciarstwa i snowboardu oraz mały parking. A po drugiej stronie ulicy jest szpital ortopedyczny i choć nie przyjmują tam połamańców, można sobie robić nadzieje, że jak coś, to pomoc jest na miejscu :D

Plusy:
- trasa FISowska
- dobra miejscówka na pierwsze kroki w sportach zimowych
- oświetlenie (wieczorem jazda tylko od połowy góry, ale to zawsze coś)
- rozbudowana infrastruktura

Minusy:
- wąska i krótka trasa główna
- małe zróżnicowanie stopni trudności
- płatne WC
- muldy, płaty lodu, neptycy

Dla kogo? Stawiających pierwsze kroki lub już umiejących jeździć, a szukających wymagających, technicznych stoków. Cena karnetu dziennego: wysoki sezon - 77zł, niski - 55zł.


Kasprowy Wierch

źródło: www.pkl.pl/kasprowy
Ubolewam nad każdym sezonem, gdy nie dane mi było pojeździć na Kasprowym :( Wybierając się tam, też wypadałoby już coś wcześniej jeździć - na szczęście osoby, które tam docierają zdają się mieć tego świadomość i totalnych świeżynek raczej nie uświadczymy. Neptyków też jest niewielu, generalnie, jeśli chodzi o Polskę, to jest to moje ulubione miejsce - idiotoodporne :D

No, może nie licząc pana, który z wrzaskiem leciał w dół i zahaczył o tyły moich nart, zwalając mnie z nóg i skazując na pokonanie całej stromizny Gąsienicowej na brzuchu.. Na ustawiczną sraczkę nie zasłużył z jednego powodu - dzięki niemu zrozumiałam, że nie ważne, że wydaje mi się, że umiem jeździć, że panuję nad nartami, że radzę sobie w sytuacjach, w których wyżej wspomniany pan sobie nie radzi, ważne, że są na stoku ludzie, którzy tego nie potrafią i to oni stanowią dla mnie największe zagrożenie. I dlatego powinnam jeździć w kasku (czego wcześniej nie robiłam i dziękuje losowi/opatrzności/nutelli - niepotrzebne skreślić - że przez te wszystkie lata nic mi się nie stało..)

Na Kasprowy dostajemy się gondolą. Pamiętam jeszcze czasy, gdy pokątnie załatwiało się bilety w biurach turystycznych i nie trzeba było godzinami czekać na wjazd. Dziś już nie ma tak dobrze - im wcześniej stawimy się w Kuźnicach, tym wcześniej powitamy poranne słońce na szczycie. Krzesła na górze działają od 8.00/8.30, ale lubię być tam przed 8.00 i patrzeć w ciszy na góry. Jedzenia/picia nie polecam, chyba, że kogoś jara wydawanie 6zł na butelkę wody mineralnej..

Jeśli jest śnieg, trasy są zawsze przygotowane. Tak, jak wspomniałam na początku, nie są to trasy dla początkujących, jeśli jednak umiemy już jeździć, to naprawdę warto się wybrać - taka namiastka prawdziwych kurortów narciarskich.

Plusy:
- przy sprzyjającej pogodzie - powalające widoki :)
- świetne trasy
- krótkie kolejki do krzesła na Gąsienicowej
- możliwość zjazdu do Kuźnic na własnych deskach (zależne od pogody)
- ogarnięci współużytkownicy stoków

Minusy:
- chore ceny w restauracji..
- trzeba zaplanować wyjazd wcześniej - co za frajda przyjechać tam na 2h
- jeśli wieje, można umrzeć z zimna na krześle na Goryczkowej..

Dla kogo? Dla umiejących jeździć, posiadających podstawowy instynkt samozachowawczy i respekt do gór. Cena karnetu dziennego (KLKW+KDz, czyli wyjazd gondolą i karnet na krzesła na górze): sezon - 125zł, poza sezonem - 115zł.


Gubałówka

źródło: www.pkl.pl/gubalowka/Mapy
Gubałówki nie trawię, czy zima, czy lato, to jeden wielki targ, komercja i pseudo-folklor. Inaczej sprawa się ma z takim malutkim stokiem po prawej, zwanym Kotelnicą :) Przyjemna, prosta, spokojna trasa dla niedzielnych narciarzy. Byłam raz i szału nie było, ale jak ktoś chce pojeździć z dzieciakami, to można.



Wszystkie zdjęcia, z wyjątkiem mapek, są mojego autorstwa i uprzejmie proszę o powstrzymanie się przez ich kradzieżą, przypadkowym wykorzystaniem i robieniem z nimi czegokolwiek poza podziwianiem :)

piątek, 22 marca 2013

Miau?

Śpieszę tłumaczyć, o co chodziło z czesaniem kota w poprzedniej notce :)
Otóż Prowadząca przedmiot Absolwent na rynku pracy (<3) przy każdej możliwej okazji wspominała nam, jak to dobrze mieć dużo zajęć (w sensie wypełnionego zadaniami dnia), bo osoby, które mają dwie prace, hobby, małżonka i latorośl (najlepiej w wieku wymagającym opieki 24/7), a do tego całe zoo w domu, z kotem na czele, mają zawsze wszystko ogarnięte i nawet ten kot jest wyczesany..
Moje zeszłotygodniowe odwiedziny na mym własnym blogu były takim czesaniem kota :)

Chciałbym napisać, że ogarnęłam się nieco, że będę tu częściej, ale nawet te kilka zdań piszę na raty gotując obiecaną Mężczyźnie zupę, sprzątając i próbując nie zwrócić obiadu (mój organizm od dwóch dni nie potrafi zdecydować, czy chorujemy, czy jednak nie :/). Więc nie, nie ogarnęłam się, pewnie będę znikać na dłużej i musimy z tym jakoś żyć ;p

W minionym czasie nawiedziła mnie pewna refleksja - tak, będzie narzekanko! =] Chciałabym serdecznie przeprosić wszystkie osoby, którym w myślach przykleiłam łatkę głupków, którzy za swoje magisterki biorą się na ostatnią chwilę, a potem nie wyrabiają na pierwszy termin obron.. Tak, właśnie zrozumiałam, że nawet biorąc się zań na 2 lata przed obroną, można nie wyrobić :D Ale chyba trzeba przejść się w czyiś butach, by zrozumieć jego sytuację.
Normalnie boję się kończyć wstęp, by zaraz nie musieć zmieniać tematu. Po raz tysięczny <3

Popisałam sobie za to o stokach narciarskich - tak, jak obiecałam grubo ponad miesiąc temu - wyszło mi tego tyle, że zdecydowałam się podzielić tekst na trzy nierówne części, na które zapraszam już od poniedziałku. Tymczasem wracam w zastępy zombie i idę pisać plan marketingowy (czy ja jeszcze studiuje fizjoterapię?)

Udanego weekendu! I pamiętajcie o swoich kotach ;p

czwartek, 14 marca 2013

Czesanie kota

Wybaczcie ciszę w eterze. Jeszcze chwilę pomilczę..
Ten kawałek jest tak bardzo w stylu Depeche Mode, że przy pierwszym słuchaniu nowej płyty Hurts myślałam, że pomieszały mi się playlisty :)





wtorek, 5 marca 2013

"Prasówka"

Prawdopodobnie siedzę teraz na wykładzie Absolwent na rynku pracy i konstruuje w myślach CV, po lekturze którego mój przyszły pracodawca spojrzy w zadumie przez okno, zmarszczy brew i rzeknie do siebie: muszę ją mieć. Prawdopodobnie.
Możliwe też, że wykład został odwołany i robię coś mniej kreatywnego :) Istnieje też prawdopodobieństwo, że z jakiś powodów nie dotarłam na Kopernika - Promotor mnie dopadł, koty z Ogrodu Botanicznego uprowadziły w bukszpan, może wykoleił się autobus?
Wesoło pisze się o przyszłości, która wydaje się nam znana :) Jednak do rzeczy - dzisiejsza (wczoraj pisana?) notka to krótkie podsumowanie tekstów wygrzebanych na innych blogach, które z jakiegoś powodu mnie ujęły, czy to oderwaniem od wszechobecnego rzygania tęczą, czy posiadających odpowiednią ilość przekleństw.. i tak bliskim mi utyskiwaniem na cały świat :D


1/ Na pierwszy ogień autorka pierwszej, porządnie opracowanej typologii polskiej blogosfery (choć polecam oba zestawienia i trzecie, jeszcze nie spłodzone, nie one są dziś na tapecie) - Diggerowa - oraz jej bluzgi okazjonalne odnośnie bycia przykładem, którego stanowczo nie należy naśladować, czyli Rihannie. Tekst jest mocny, wulgarny, aż dziw, że spod palców kobiety, ale czytając go pomyślałam o bliskiej mi osobie, mocno w Rihannę zapatrzonej, niestety, mimo wieku - zatrważająco podatnej na wpływy innych i zrozumiałam, że bez kurw i chujów ciężko byłoby do niej dotrzeć. Tym bardziej do nastolatek nieogarniętych nastolatek..

2/ Drugi tekst powinien interesować właściwie tylko posiadaczki i użytkowniczki hula hop, ale polecam przeczytać z innych względów - racjonalne spojrzenie na pierdolety wypisywane w Internecie, które google zindeksował na pierwszej stronie czyniąc je prawdami objawionymi.  Fitnesslandia - Obalamy mity! Hula-hop

3/ I kolejny w tematyce ruchowej - Dlaczego mam ćwiczyć? Nissiax83 odpowiada na to pozornie proste pytanie, zdziwiona tym, że ludzie wciąż myślą, że jeśli ktoś ćwiczy, to dlatego, że się odchudza. Jeśli ktoś z czytających tego bloga też utożsamia ruch jedynie ze zrzucaniem zbędnych kilogramów, to proszę uprzejmie oddalić się w milczeniu ;p

Na dziś wystarczy, trzy notki dłuższe niż 2 zdania okraszone zdjęciem, norma dzienna wyrobiona :D
Pozdrawiam, myślami (i ciałem) nieobecna!



niedziela, 3 marca 2013

Freedom's a state

Dziś po raz pierwszy posłuchałam płyty Ultra. Nie, jak to zwykle było, next, next, o, Home, można posłuchać, next, next, Sister of night!!, next, Insight, dobra, dziękuję, następny krążek. Tym razem sumiennie, od początku do końca, rzekłabym od deski do deski. I... nie doznałam żadnego olśnienia, ponownego zauroczenia, po prostu znalazłam kolejną perełkę, którą niepotrzebnie omijałam w swoim rytualnym odsłuchiwaniu. Na niedzielny wieczór, z dedykacją dla wszystkich miłośniczek i sympatyków głosu Dave'a - Freestate:


 

I can feel your desperation
Emotional deprivation