czwartek, 22 grudnia 2016

Notatka grudniowa #22

Ho ho!
Pojutrze wigilia..
Wiecie, że jestem świętosceptykiem, więc odliczać powinnam raczej do wtorku ;p Zastanawiam się właśnie, jak rozwiązać kwestię wpisów w ten piękny, rodzinny czas, bo szans na powrót do domu przed północą i skrobnięcie czegokolwiek definitywnie nie będzie. Może kumulacja we wtorkowym wpisie?


Wtorek zapowiada się intensywnie - to ten dzień, na który spycham wszystko na po świętach, a jeszcze okoliczności nieco zmuszają mnie do powrotu do biegania. Nie to, żebym nie chciała, ale miałam nadzieję na dużo patatajania dla przyjemności, tymczasem szykuje mi się służbowy start w lutym i na gwałt muszę sobie przypomnieć, jak się szybko przebiera nogami o.O 

Jednak zanim bieganie, trzeba przeżyć święta. Dziś oprócz codziennej wizyty na placu targowym (dobrze, że mam jeden fajny pod nosem!), spędziłam popołudnie na wyczekiwaniu na kuriera, który ku mojemu szczeremu zdziwieniu nie odpierdolił żadnego cyrku, tylko umówił się, przyjechał, dostarczył paczkę i pojechał. Cud, tym bardziej, że w tak gorącym okresie.. Potem odpicowałam wieniec/stroik adwentowy (igły zaczęły opadać, trzeba było wymienić całą żywą jego część) i zostałam z ażurowymi łapkami. A jeszcze oparzenia od siarki się nie wygoiły. Smutek mocno.

Wracając w poniedziałek od cioci, zaczęłam czytać książkę pt. Klinika (nie pamiętam czyjego autorstwa, a nie chce mi się przełączać na czytniku ;p). Zaczęła się tak obrzydliwie, że właściwie nie wiem dlaczego czytałam ją dalej (dobra, wiem, miałam przed sobą 40 min w autobusie), a teraz tak mnie wciągnęła, że muszę się hamować, bo nie spałabym już wcale. Także spadam na moje przydziałowe 30 min z książką - dobranoc!

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz