czwartek, 26 stycznia 2017

Yankee Candle - All Is Bright

Świeczki i woski o tym zapachu opanowały świat przed Świętami, wzbudzając zachwyt i zbierając same pozytywne opinie. Chociaż jestem na woskowej redukcji* uległam magii darmowej dostawy i zamówiłam sampler All Is Bright


Jak widzicie na zdjęciu, sampler wcisnęłam do słoiczka po biedronkowym jogurcie i przekleiłam etykietę. Tak powstała świeczka cieszy mój nos od grudnia, a jej spalanie idzie dość..opornie. Wiele razy wspominałam, że mam mały pokój i mocne zapachy się w nim nie mieszczą. All Is Bright jest mocnym zapachem, nie powalającym, ale mocnym i stanowczo muszę go sobie dawkować.

Jeden z opisów tego zapachu, jak znalazłam w internecie - taki szampański! - myślę, że to bardzo trafne porównanie, chociaż szampany kojarzą mi się z dużo wytrawniejszym aromatem, ten to raczej wino musujące ;p Słodki, ciężkawy ulep, który próbuje równoważyć cytrusowy aromat. Myślę, że w ten sposób opisałabym go ja po pierwszym wąchaniu i tak jest, gdy próbujemy rozebrać ten zapach na czynniki pierwsze. Jednak All Is Bright nie zasługuje na taką sekcję - ulep z cytryną tworzą spójną, ciekawą całość i mogę im nawet wybaczyć to pierdyknięcie, którym wypełniają mój mikrometraż :p

N.


* Pod koniec grudnia uległam znowu, tym razem niskiej cenie świec i zamówiłam 4 maluszki z Home Aroma. Mężczyzna widząc nowość na mej komodzie, nie omieszkał mi przypomnieć, iż miałam pozbywać się wosków, nie kupować nowe. Dumnie odpaliłam, że to są świeczki, nie woski, to się nie liczy (;p). A on na to: a, w świecy to niby co jest?
No tak, wosk.
Ta bum tss.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

V Bieg Wielkich Serc

Od dwóch lat już nawet nie pisałam o tym biegu, w tym roku nawet nie zamierzałam biec! I chociaż życie częściej płata mi figle w drugą stronę (chcę biec, ale nie pobiegnę), tak tym razem miałam siedzieć w domu, a wylądowałam na Bulwarach.


Nie zamierzałam biec, bo nie czułam biegowego flow (po prawdzie, dalej nie czuję), nie trenowałam, nie ruszałam się zbyt wiele - mocno skupiałam się na dojściu z moim ciałem i układem immunologicznym do ładu. Wtem po świętach Mama stwierdziła: biegniesz bieg serc, prawda?, a na moje raczej średnio entuzjastyczne tłumaczenie, że nie wiem, nie zapisałam się, otrzymałam reprymendę, iż chociaż te 5 km pobiec powinnam, wszak cóż to dla mnie. 

To zapisałam się, cóż to dla mnie przebiec 5 km?

Bez przygotowania :D

W istocie słaby pomysł, nie róbcie tego w domu.. Przed biegiem zastanawiałam się tylko, jak się przebiera nogami, jak nie popłynąć z tłumem na początku (to mi się udało, pikny bieg narastającym tempem ;p) i nie wbiec do Wisły, gdy naparzający śnieg zalepia mi oczy <3 Nie chciało mi się okrutnie, byle do Smoka i nazad. Widocznie potrzebny mi był taki wymuszony start, bo od zeszłego poniedziałku wiernie trzymam się polarowego planu treningowego. Oczywiście tego pod październikowy półmaraton! I na maj już hasanie zaklepane, ba, przecież za niecałe 3 tygodnie kolejny bieg! To całe biegactwo to lawina nie do zatrzymania.

Co do samego biegu, to właściwie powielanie opisu przed lat - jest to bieg charytatywny, opłata startowa idzie na WOŚP, w związku z czym w pakiecie jest jedynie zwrotny numer startowy i tona makulatury od sponsorów (w tym roku jeszcze dostałam lizak, bezglutenowy, za to z cukrem i syropem glukozowym na dwóch pierwszych pozycjach w składzie ;p), rozgrywany na dystansie 5 km (i od tego roku także 10 km), w którym uczestniczyć moją także osoby z kijkami (zawsze ustawione w pierwszej linii, także zabawa w slalom gwarantowana!). Dobry bieg na rozruch po zimowym letargu - bez presji, bez walk o życiówkę, za to w szczytnym celu.

N.