piątek, 25 października 2013

Essie - Mint Candy Apple

Zarzekałam się, że szminki i lakiery pozostawię blogerkom kosmetycznym. Byłabym trwała w swoim postanowieniu, gdyby w łapy me nie wpadł miętus i aparat fotograficzny. Pierwszym przegoniłam jesienną aurę, a drugim napstrykałam tyle zdjęć, że z trudem wybrałam kilka poniższych. Zapraszam zatem na przemyśleń kilka przyszłej essiemaniaczki :p




Mint Candy Apple zawitał w moim domu w związku z promocją na otwarcie Hebe w Bonarce. Wcześniej, przy okazji otwarcia na Floriańskiej, zgarnęłam Mademoiselle i pokochałam tak bardzo, że przez ostatni tydzień łaziłam z bladymi paznokciami, mimo, iż nie musiałam. Czemu mięta? Jej poprzednik z Delii dogorywa już od 3-4 lat i pomyślałam, że czas najwyższy się z nim rozstać i zainwestować w porządnego następce. 

Kolor na paznokciach (po nałożeniu dwóch warstw - niestety jedna dała jedynie prześwity) jest nieco ciemniejszy, niż ten w butelce, ale dosłownie o ton, także nie ma tragedii. Jego poprzednik wyglądał podobnie, nim wlałam w niego litry zmywacza do paznokci i rozpuszczalnika (tak, zgęstniał. nie, nie słyszałam o preparatach do ratowania lakierów ;p) - tak bardzo mi się podoba, że uśmiecham się do swoich dłoni niczym sześciolatek do tabliczki czekolady i gotowa jestem wybaczyć mu wszystkie ale!

Bo niestety mam dwa (choć uważam, że drugi wynika z pierwszego) - ten cholerny pędzelek i grubość warstwy, którą nakłada. Pędzelek jest mega szeroki, dokładnie taki, jakim gardzę i malować nie umiem. Do tego (co widać wyżej) w tym egzemplarzu trafiła mi się jakaś szczotka, nie pędzel - w Mademoiselle jest równo docięty, a tutaj każdy włos innej długości. Efekt jest taki, że mimo szczerych chęci i maksymalnego skupienia miałam uwalane w lakierze całe palce, a malując paznokcie u nóg malowałam od razu dwa za jednym pociągnięciem pędzelka (nie każdemu w dzieciństwie rozbijano młotkiem płytkę paznokcia pod pędzelki Essie ;p). No i te grube warstwy! Wolę nakładać lakier cienkimi warstwami i nie mieć potem skorupy na paznokciu. Na szczęście skorupa ta wysycha w przyzwoitym czasie :)

Pomimo tego pędzelkowego hejtu, moje pierwsze-drugie wrażenie jest bardzo pozytywne. Mam nadzieje, że trwałość okaże się równie wspaniała, co kolor - wtedy na pewno wymieniam wszystkie moje gluty na essiaki ;p

2 komentarze:

  1. jeden z pierwszych essie w mojej kolekcji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak trochę podążam Twoją drogą - woski, lakiery, co dalej? ;p

      Usuń