wtorek, 29 stycznia 2013

Z cyklu: Jestę...

Dziś przybywam z odgrzewanym kotletem!
Na starym blogu wpisem o wózkach dziecięcych zapoczątkowałam cykl notek prześmiewczo-edukacyjnych Z cyklu: Jestę..., który odszedł w zapomnienie w związku z przeprowadzką bloga. Z racji sesji w toku, gdy student robi wszystko, tylko nie kontempluje notatek, sprzątałam zawartość kompa i znalazłam ten, niepublikowany wcześniej tekst. Zachęcam do lektury, szczególnie rowerzystów i przypominam, że są to moje subiektywne odczucia, głównie negatywne, nie trzeba się z nimi zgadzać, a jeśli jakieś zachowania mają konkretny powód, proszę mnie z nim zaznajomić (to właśnie ta edukacyjna część cyklu - nie jestem wszystkowiedząca ;p)


Zatę, jestę rowerę!

http://www.myspace.com/onespek/photos/11527468


Pamiętam, jak będąc małym Natikiem nie rozumiałam, czemu moi rodzice tak nienawidzą rowerzystów. Przecież to takie miłe z ich strony, że wolą się spocić, zmęczyć, narażać na trąbienie i potrącenia, w imię ekologicznego trybu życia (czyli, że nie stać ich na samochód). Nie produkują spalin, nie zajmują miejsc parkingowych. Moje podejście zmieniło się już podczas kursu na prawo jazdy, gdzie na części teoretycznej nasłuchałam się, jak dużo taki rowerzysta na drodze może, a potem w praktyce dotarło do mnie, jak dużo nie umie, a i tak na drogę wjeżdża..

Po pierwsze, fajnie by było, gdyby jadący po jezdni rowerzyści mieli takie bajery, jak światła i odblaski. Nie trzeba być równie ślepym, co ja, by po zmroku takiego delikwenta potrącić. Szczególnie, gdy wraca do domu od sąsiada, w stanie lekko nieświeżym, slalomem gigantem.

Po drugie, w obecnym prawie jest mowa, że rowerzysta może jechać środkiem pasa tylko na skrzyżowaniu, po zjechaniu ze skrzyżowania ma wrócić na prawą stronę. Mam wrażenie, że trzymanie się prawej strony w Polsce jest jakimś narodowym problemem, nie tylko rowerzystów.

Po trzecie, ścieżki rowerowe. Wg prawa – jeśli ścieżka jest, masz nią jechać. I rób to. Jeśli jest ścieżka, nie jedziesz ulicą i/lub chodnikiem. Ulicą można i należy jechać, gdy jest nań ograniczenie prędkości do 30 albo 40km/h (nie pamiętam). Chodnikiem można jechać jeśli nie ma ścieżki, a ulicą jeździ się szybko, tudzież warunki atmosferyczne budzą strach i niemoc kontynuowania jazdy ulicą. Czyli silny wiatr i gołoledź. 

Po czwarte, jak już jedziesz chodnikiem.. to pamiętaj, że na chodniku pierwszeństwo ma pieszy. Naprawdę, zepchnąć takiego buca z roweru wcale nie jest trudno ;p

Po piąte, z takich ciekawostek wyczytanych podczas przeglądania przepisów, rowerzyści powinni przewozić swoje pociechy w przyczepkach, nie tych plastikowych krzesełkach – przyczepki są tak przymocowane, że ustoją w pionie, nawet, gdy rodzic łapie poziom. Kiedyś się z takich przyczepek śmiałam, ale na logikę biorąc – chyba wszystko lepsze, niż fotelik..

Po szóste, jako kierowca, głównie nocny, ale jednak, najbardziej pluję jadem na rowerzystów, którzy nie wiedzą czego chcą. Jadą jezdnią, zbliżając się do skrzyżowania wjeżdżają na chodnik na wysokości przejścia dla pieszych, przejeżdżają równolegle do jezdni (przez przejście dla pieszych, gdzie powinni zejść z roweru i go przeprowadzić, ale co tam..), po czym na kolejnym przejściu wracają jak gdyby nigdy nic na jezdnie. Najczęściej wymuszając pierwszeństwo. I tak co skrzyżowanie. Po kiego czorta?

Po siódme, rowery miejskie, rowery holenderskie. Moje ulubione, skrajnie modne ostatnimi czasy. Krakowskie dziewoje (raju, ostatnio widziałam okaz męski na takim rowerku, do dziś mi słabo ;p) wykupiły chyba wszystkie modele, niewiele robiąc sobie z poczucia estetyki innych ludzi, wdziewają zwiewne kiece i pedałują po mieście. Hejtuję, bo nie lubię oglądać cudzych majtek, gdy nie mam na to ochoty.

Po ósme, gdy pakujesz swój rower do środka komunikacji miejskiej, ustaw go wzdłuż ściany, czy jakoś tak praktyczniej, niż na środku przejścia między siedzeniami. W sumie to zastanawiam się, co takich inteligentów wstrzymuje przed wsadzeniem swojego sprzętu kierowcy/motorniczemu na kolana :D

Po dziewiąte (dopisane teraz), jest środek zimy, a więc raz mróz ścina, że powieki zamarzają, to znów przychodzi wiosna, odwilż i Kraków płynie. Podziwiam każdego, kto w takich warunkach popyla na rowerze, bynajmniej za zdrowy tryb życia, czy inne filozofie, tylko za totalny brak wyobraźni. Jest mega ślisko, chodniki nie odśnieżone, lód lub potok na jezdni, a tu taki amator pedałowania męczy siebie i innych. Na chodniku ciężko się minąć dwóm pieszym, a co dopiero, gdy jedna z osób zasiada na rowerze i oczywiście nie ustąpi, mimo, że ma taki obowiązek, więc to ja muszę wskakiwać w zaspę albo przyjąć rower na klatę. Niektórzy rezygnują z dalszej walki o byt i wtaczają się ze swoim sprzętem do tramwaju/autobusu, co akurat jest dopuszczalne w regulaminie MPK (trudne warunki atmosferyczne..). Ja naprawdę dużo rozumiem, ale zima nie zaczęła się wczoraj, by się dzisiaj dziwić, że jest śnieg i nie da się jeździć na rowerze po mieście, więc po kiego fallusa w ogóle biorą je z domu?

Po dziesiąte, ostatnie i mocno regionalne – zawsze rozwalają mnie rowerzyści na Rondzie Mogilskim, zjeżdżający od strony ul. Lubicz/Kopernika na przejście przy przystanku w stronę Ronda Grzegórzeckiego. Mają tam taki fajny, esowaty zjazd, którego ostatni zakręt jest na wysokości schodów i windy. Zapierdzielają tam tak na swoich rowerkach, jakby goniło ich zombie, po czym nie wyrabiają na zakręcie i m.in. ja muszę spieprzać z chodnika, by mnie taki Speedy Gonzales nie zabił. Genius.
 
Pewnie zaraz znowu będą baty ;p

5 komentarzy:

  1. matko jak dawno rowera swego na oczy nie widziałam, przypomniałaś mi żeby odkurzyć, ale w sumie to chyba jeszcze nie pora;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkurzyć zawsze warto, ale z jazdą poczekaj jeszcze kilka tygodni :)

      Usuń
  2. oo rowerzyści! Jak widzę na drodze, to mam ochotę albo rozjechać albo zrobić łuk o promieniu kilometra. Jadę, jadę, chcę wyprzedzić, a tego właśnie zatoczyło. Ofc w moją stronę, a jakże... Nie wiem czy mam drzwi otwierać, bo wsiadać chce - w każdym razie niebezpiecznie i tyle :P
    A i poza tym, zawsze ich podziwiam za wytrwałość - wolę MPK niż opary samochodu, który stoi na światłach, a w baku zamiast benzyny ma stary olej po smażeniu ryby ;)
    No i piesi swoją drogą też stanowią cenny nabytek, szczególnie u mnie na wiosce - gdzie tam jaki oznakowany odblaskiem, a utrzymać pion po zalaniu twarzy ciężko, lepiej śpiewać Alleluuuujaaaa i iść środkiem ulicy... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, a propos Twej wioski - zmierzałam do Ciebie jakąś zimową porą, kulturalnie lewą stroną, trochę mniej kulturalnie ślizgając się jak zawiana i pod koniec przeprawy dotarło do mnie, że z prawej strony jest chodnik... :D

      Usuń
  3. spokoo, sama zawsze chodzę tamtędy lewa stroną, spoko :D

    OdpowiedzUsuń