wtorek, 1 stycznia 2013

...

Jak spędzacie dzisiejszy dzień? Osobiście mam problemy ze zmuszeniem głowy do pracy - zaplanowane na dziś wielkie odrabianie uczelnianych zaległości znów będę musiała odroczyć w czasie :(


W ramach prób uśpienia się w ciągu dnia (mimo ogromnego deficytu snu, nie potrafię zasnąć, gdy za oknem takie piękne słońce!) zabrałam się za oglądanie naszej rodzimej produkcji - Nad życie. Nie słyszałam o tym filmie zbyt wielu przychylnych wypowiedzi, nie wybrałam się do kina, ale mówiłam sobie, że kiedyś go obejrzę. Choćby dla samej Olgi Bołądź, nie wiem czemu, ale ją lubię :)

http://film.interia.pl/galerie/galeria/nad-zycie/zdjecie/duze,1625422,1
I właściwie szału nie było. Nie mogę powiedzieć, że film jest kiepski - jest z rodzaju wyciskacz łez, czego nie lubię - nie, jeśli film bazuje jedynie na wydobywaniu pokładów empatii widza. Historię Agaty Mróz zna, myślę, każdy, jak więc czepiać się fabuły, którą napisało życie i tak właśnie miała być przekazana? Było natomiast kilka scen, gdzie śmiałam się szerokim bananem:
  • Główna bohaterka jadąca ul. Pawią (tak, dużo scen było kręconych w Krakowie!), dojeżdża do skrzyżowania z ulicami Szlak/Kalinowskiego, a tam na tablicach wielki napis <-Ochota. Jak tak można, w Krakowie!? :D
  • Słynne już rozpoznawanie przeze mnie szpitali, np. scena konsultacji, wtedy, gdy Agata przyznaje się przed lekarzami, którzy znaleźli jej szpik, że jest w ciąży. Cała akcja dzieje się w budynku Kliniki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii (Szpital JPII).
  • Scena ślubu - patrzę, patrzę, a to w Luborzycy było! Koleżanka wychodziła tam za mąż w minione wakacje :p Normalnie jestem Natik - bystre oko ;p
Pomijając jednak smutne sceny, znane miejscówki, czy wsadzanie warszawskich dzielnic do Krakowa, film powstał, by pokazać pewną historię, uwrażliwić ludzi na oddawanie szpiku, krwi i innych organów (choć to już raczej post mortem ;p) itd, to mnie ruszyła raczej determinacja głównej bohaterki, by ciążę donosić i urodzić dziecko. Przez ostatnie 4 lata nauczyłam się patrzeć na choroby, ich leczenie, skuteczność, rokowania przez pryzmat statystyk, które czytam, czy to do egzaminów, czy z czystej ciekawości. Kiedyś z pewnością sama chodziłabym i szukała choć jednej iskierki nadziei, takiej swojej dr Bieleckiej (widzę, że Danuta Stenka polubiła lekarski fartuch!), dziś byłoby mi trudniej. Dlatego szanuję każdego, kto w takich ekstremalnych sytuacjach ma w sobie tę pewność, że nadzieja się znajdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz