czwartek, 31 stycznia 2013

Emily Giffin - Siedem lat później

Pierwsze podejście do tej książki zaliczyłam końcem września, na tylnym siedzeniu samochodu mknącego do Pragi. Z uwagi na ciekawsze niż w książce dialogi uczestników wycieczki, lekturę porzuciłam i już do niej nie wróciłam. Albo raczej wróciłam, po 4 miesiącach :)


Siedem lat później to opowieść o zdradzie. Pisana jest z perspektywy dwóch kobiet - zdradzanej i będącej przyczyną zdrady. Tessa, kobieta zdradzana, w zgrabnej pierwszoosobowej narracji, nakreśla nam tło swojego związku, wszelkie rozterki, trudne decyzje, które podjęła w życiu i jak siedem lat po ślubie jej mąż, Nick, oddala się od niej. Z drugiej strony mamy opis (już narracja trzecioosobowa) wydarzeń z perspektywy Valerie, matki kilkuletniego chłopca, który ulega wypadkowi podczas kinderbalu i ląduje z poparzeniami na oddziale męża Tess.

Nie będę Wam streszczać całej książki, jak kogoś interesuje, to warto sięgnąć w mroźny wieczór dla zabicia kilku godzin. Czyta się lekko, Giffin nie sili się na górnolotny język, a ciągłe przeskoki z jednej bohaterki na drugą nakręcają akcje. Skupię się natomiast na charakterystycznym dla autorki rozkładaniu poruszanych tematów na czynniki pierwsze - strasznie mnie to irytuje. Opisy przeżyć bohaterek, gdzie jedna czuje, że coś jest nie tak, ach ta kobieca intuicja, druga znowu wie, że facet, do którego ją ciągnie jest żonaty i dzieciaty i że nie powinna, ale jednak nocami o nim fantazjuje. To znowu rozmyślania, czy zdradził, bo się zakochał, czy zdradził, bo już nie kocha żony, a może zdradził, bo ta druga była atrakcyjniejsza i najzwyczajniej w świecie nie zapanował nad instynktem. I na deser - przyznał się żonie, że spał z Valerie (jeden raz), ta go wywaliła z domu i dawaj, rozmyślania - przebaczyć, czy nie? Czy polazł do kochanki, czy żałuje, jak mówił? A co z dziećmi?
A z drugiego frontu nadaje Valerie, gdzieś na pograniczu chęci zapomnienia o Nicku, a nadziei, że do niej wróci i zostanie na zawsze. Ile się nawzdychałam przy tej książce! Więcej, niż przy dokazującym Mężczyźnie ;p


Jakby mi jeszcze było mało, rozsierdził mnie tekst o fizykoterapeutach. Ten poparzony dzieciak, jak na standardy postępowania przystało, objęty zostaje kompleksową opieką, co widać na obrazku powyżej. Fizykoterapeuci, terapeuci zajęciowi, którzy zajmują się rehabilitacją ruchową..oj, ktoś tu się nie przygotował do pisania. Terapeuci zajęciowi zajmują się raczej wdrożeniem pacjenta do wykonywania codziennych zajęć, radzenia sobie we własnym domu, rozwijania hobby itd. To nieoceniona pomoc dla wyplutych przez szpital pacjentów, którzy w wyniku różnych schorzeń nie są wstanie sami o siebie dbać i ktoś ich musi tego nauczyć. Terapia zajęciowa jest jedną z działek fizjoterapii (czyli tego, co studiuje), choć uważam, że gdybym chciała się teraz nią zająć, potrzebowałabym małego doszkolenia (miałam niewiele praktyki w tym zakresie). Podobnie, jedną z działek fizjoterapii jest fizykoterapia (wykorzystywanie bodźców fizykalnych w leczeniu), czyli lasery, sollux, ultradźwięki, krioterapia, pole magnetyczne dobre na wszystko itp. Każdy po skończeniu fizjoterapii wie, jak takie zabiegi przeprowadzać, śmiem twierdzić, że po skończeniu fizjo na mej Alma Mater nawet dekapitacja nie jest w stanie pozbawić nas tych umiejętności ;p Ale poza przepuszczaniem prądu przez ciało pacjenta, szkolono mnie także w pozostałych gałęziach fizjoterapii - kinezyterapii i masażu oraz całej masie technik specjalnych. Więc nie jestem fizykoterapeutą, chyba nikt nie jest. Podobnie jak pielęgniarka, która w danym momencie zakłada pacjentowi cewnik - nie jest cewnikową, dalej jest pielęgniarką. Fizykoterapia i fizjoterapia są namiętnie mylone przez pacjentów, ba, nawet przez moich wykładowców (co akurat mnie zatrważa..), używa się ich jako synonimów. O ile pacjentom należy to wybaczyć (bo skąd mają to wiedzieć?) i wyjaśnić różnicę, tak zabierając się za nauczanie, czy pisanie książki, wypadałoby zweryfikować swoją wiedzę :)

Trochę zboczyłam z tematu ;p Wracając więc do książki, jako lektura weekendowa, wakacyjna, tramwajowa sprawdzi się idealnie, może też służyć jako znak ostrzegawczy dla facetów - przeczytaj i zobacz, jak wielu osobom namącisz w życiu kierując się zachciankami nie tej głowy, co potrzeba :)

1 komentarz:

  1. Miałam ją przeczytać po usłyszeniu reklamy w radio! a teraz sama mnie zachęciłas!:)

    OdpowiedzUsuń