wtorek, 26 maja 2015

Bieg Par w pogoni za tlenem


Niecałe dwa tygodnie przed biegiem rzucam Mężczyźnie link do zapisów i pytam, czy biegniemy.
W sumie tyle dam radę - pada w odpowiedzi. 

Tyle, czyli 3 km bulwarami. Dla urozmaicenia dwa cudowne podbiegi. Do końca nie wiedziałam, gdzie dokładnie pobiegniemy, nie wiem, czy taka informacja pojawiła się gdziekolwiek ;p Choć nie miało to dla mnie większego znaczenia, i tak nie zamierzałam się ścigać. Chciałam sobie po prostu pobiegać ze swoim chłopakiem, który zawsze wywija się od wspólnego treningu, by mnie nie stopować :>

Wpisowe było szalenie symboliczne - dwie dyszki od pary! Spodziewałam się w związku z tym oraz z długością trasy, iż na starcie zamelduje się komplet - 250 par. Jednak pogoda musiała odstraszyć, było jakoś luźno. Jak na to wpisowe świadczenia organizatora również wydawały się.. bogate: c. Każdy z zawodników otrzyma pakiet startowy, w którym znajdować się będą: koszulka (Organizator nie gwarantuje otrzymania koszulki w żądanym rozmiarze), numer startowy z wbudowanym chipem do pomiaru czasu i cztery agrafki, butelkę wody, upominki od sponsorów i materiały reklamowe. 
Z koszulkami jak zawsze były jajca, o ile dla mnie coś mniej więcej udało się dobrać, tak Mężczyzna z racji postawnej (tudzież - nie jak u ciot ;p) sylwetki miał duży problem, by wbić się w swój egzemplarz - a trzeba było weń startować <3 Ku mej uciesze w reklamówce z pakietem nie było wyżej wspomnianej wody (była już na mecie) oraz materiałów reklamowych. Sponsorzy i ich upominki też nas najwyraźniej nie dotyczyły, a brak depozytu oznaczał tylko jedno - będziemy musieli taszczyć wszystko ze sobą, a im mniej, tym lepiej. 

Udaliśmy się na start. Obeszliśmy cały teren imprezy (Święto Rodziny to było, czy coś ten deseń), rozgrzaliśmy, Mężczyzna wplątał w kable od słuchawek i tak jakoś wybiła 11. Ruszyliśmy. Worek z betami niebezpiecznie zaczął tłuc mnie po nerach. Chwyciłam za sznurki i tak trzymałam przez cały bieg = nie używałam rąk = biegłam jak kaczka :D

D wyrwał na starcie jak rakieta, musiałam go dogonić. Nie da się ukryć, że nasze tempa są dość różne, ba, ja nie potrafię utrzymać jego tempa! Wyrywałam nieco do przodu, to znów zwalniałam, czytałam poustawiane na trasie informacje ekologiczne (swoją drogą, kilka godzin przed startem organizatorzy wrzucili na fejsa informację, by szanować środowisko i przybyć na bieg pieszo/komunikacją, byle nie samochodem. Szkoda, że nie zrobili depozytu, myślę, że więcej osób przychyliłoby się do ich prośby, gdyby miało gdzie bezpiecznie zostawić swoje bambetle) i nagle z zamyślenia wyrywa mnie refleksja Mężczyzny sprzed pierwszego podbiegu. W słuchawkach poleciała piosenka mocy zapewne, pierdolony podbieg stracił na stromiźnie :) I znów to ja goniłam ;p

Na mecie zameldowaliśmy się z czasem netto 00:21:53 (D sekundę wcześniej) - jakieś osiem minut wcześniej, niż sądziłam (taka ze mnie niewierna dziewczyna ;p). Tam też Mężczyzna spotkał swoją znajomą, Ewę, powspominali stare, szalone czasy. A w nagrodę za trud i niefajne warunki pogodowe opierdoliliśmy po burgerze (pod Forum stoją food trucki <3). Tak to ja mogę biegać!

D., dziękuję za towarzystwo!

N.

1 komentarz:

  1. oooo 3km, to też dałabym radę :D jak będziecie mieli jeszcze jakieś biegi dla emerytów, to chcem!

    OdpowiedzUsuń