piątek, 1 maja 2015

Majówka z Natikiem

Tak mnie naszło na pętli w Borku Fałęckim, coby eksperyment mały popełnić i dzień swój na zdjęciach ukazać. Aby nudno nie było, to nawet kilka dni. I tak wyszła Majówka z Natikiem.
Dla zachowania porządku na blogu, będę po prostu aktualizować ten wpis - można odwiedzać mnie codziennie lub przeczytać całość w poniedziałek. No, i dołączyć się do zabawy :)


Czwartek niczym piątunio.

Stoję więc w tym Borku, czekam na łaskę wszechświata i zesłanie jakiegokolwiek autobusu. Czasem jak słyszę, gdy ktoś chwali jak dobrze skomunikowany jest Kraków, mam ochotę zabrać go ze sobą w podróż praca-dom-praca. Stoję dalej, korzenie me wdzierają się między krzywe płyty chodnikowe, a w głowie powoli kiełkuje przerażenie, że w tym tempie, to nawet na jogę nie zdążę..


Na szczęście wyrabiam się, po 1,5 h walki z niesfornym dziś ciałem mam jedynie ochotę iść spać. Jednak zanim, znów zapuszczam korzenie na przystanku, bo po co puszczać autobusy wg rozkładu? To takie mainstreamowe!


W domu ciąg dalszy świętowania urodzin Mamy. Jestem słaba w te klocki, wybija 23, a ja nie wiem nawet jak się nazywam ;p Muszę odczekać swoje w kolejce do łazienki i mogę w końcu wpaść w objęcia Morfeusza. Długi weekend czas zacząć! Z hukiem :)


Piątunio właściwy.


Nawet, gdy mam okazję (i niemałą ochotę) sobie pospać, organizm przestawiony na tryb wczesnego wstawania budzi mnie o 7. Rzucam się chwilę w pościeli z nadzieją na ponowny sen, ale nie nadchodzi. Zjadam więc śniadanie anemika i przeglądam insta.


Debiut prasowy ;p W końcu mam chwilę na przeczytanie artykułu o swoim pacjencie. Swoją drogą, prosiłam fotografa, by mnie na tych zdjęciach nie było, a przynajmniej mojej twarzy. Chyba nie udało nam się dogadać.


Reszta domowników wciąż śpi, zbieram się więc na jogging. Nie zamierzałam, no ale trochę mi się nudzi. Poleciałam na pobliskie hałdy, spotkałam bażanta (nie chciał sobie zrobić ze mną selfie, uciekł), zdeptałam dwa ślimaki (i ominęłam jakąś setkę innych) i wróciłam do domu.


Prysznic, mycie głowy, pierwsze zabawy Tangle Teezerem. Jak już zaczęła mi popuszczać gruba chętka na ową szczotkę, znalazłam promocję w mojej drogerii :) Kobieca logika.


Po obiedzie wywalam nogi do góry i zasiadam do lektury (i nie czuję, że rymuję ;p). Opadły ze mnie wszystkie siły, a gdzie tam jeszcze do końca dnia..


Zmieniam tylko miejsca leżakowania. Zasiadam też to setnej próby obejrzenia Zaginionej dziewczyny - wiecznie ktoś lub coś mi przeszkadza, tego dnia także, ale w końcu, jakimś fartem, skończyłam :) I gorąco polecam - i książkę, i film!


Wieczorem na mały planszówkowy wpierdol wpada Mężczyzna. To był mój ostatni wysiłek intelektualny tego dnia, ledwie drzwi zamykają się za mym lubym, tracę przytomność i odzyskuję ją dopiero sobotnim rankiem.

Do pracy, rodacy!


Wstaję przed kogutami i zasuwam do roboty. Pocieszam się tym, że i tak cały dzień będzie prało żabami ;p Wtedy mam jeszcze nadzieję, że uwinę się z pracą raz, dwa i będę miała choć namiastkę majówki. Buhaha, nie.


Pacjenci nie dają mi zapomnieć, że praca z ludźmi mocno nie jest dla mnie ;p Cały tydzień latałam za kuracjuszami z prośbą, by nie czekali na zabieg do 13:00, 14:00, można napierać już od 7! Efekt? Siedziałam do końca, bo "a, tak jakoś się nie zebrałam wcześniej.., ale miłej majówki!" Za entym razem miałam ochotę zabić, naprawdę..


Wpadłam do domu, straciłam przytomność na godzinę i na gwizdkach zbierałam się na grilla do wujostwa. Na zdjęciu kot kuzynki, Bonsai, między fazami oszalałego latania za zakrętkami od butelek, ma fazy snu, jedyny moment, gdy można go bezkarnie pogłaskać. Oczywiście, w moim przypadku nie ma czegoś takiego jak bezkarne obcowanie z kotem, ale skończyło się tylko na nadużywaniu loratadyny i dzikim katarze.


Był nawet krótki moment, gdy słońce zaszczyciło nas swoją obecnością! Niestety, i tak jest jeszcze stanowczo za zimno na nocne przesiadywanie na tarasie. Wróciłam do domu w pół do trzeciej (kierowcą być..), jeszcze chwilka miałabym za sobą 24h na nogach <3

Słoneczna niedziela.


Nie do końca bezkarne zabawy z kitałkę zaowocowały dziś bólem głowy, spuchniętymi błonami śluzowymi i bólem gardła. Na lekach w miarę funkcjonuję, choć zarwana noc tego funkcjonowania nie ułatwia. Jak dotąd popełniłam jedynie sok warzywno-owocowy i pomysł na obiad na mieście. Żeberka z Wieliczki niestety nie wypaliły, bo wszyscy komuniści okupują knajpę, ale przypomniała mi się miejscówka polecana przez Olę, więc o ile tam nikt nie świętuje swojego nowego sakramentu kościelnego, wbijamy!


Nie mogło być zbyt pięknie. W restauracji było dość tłoczno, co akurat jest dobrym objawem, ale też mało kto jadł, czego początkowo nie zauważyliśmy, a co powinno nas stamtąd przegonić owego dnia. Panie z obsługi stanowczo nie wyrabiały, nie wiem, czy jeszcze nie wprawione do pracy na najwyższych obrotach, czy zmęczone, nieistotne. Obsługa leżała. Nasz stolik dostał napoje w dwóch ratach, a właściwie trzech, bo okazało się, że zamówione przez Mężczyznę piwo jest..ciepłe :D Ciepła natomiast nie była pizza. Była dobra, naprawdę przyzwoita, ale zimna, co i tak było najmniejszym problemem tego dnia. Panowie czekali na swój obiad tylko godzinę (my z matką już swoje zjadłyśmy..). Bałam się zamówić deser (zdążyłam już zgłodnieć, nim reszta stolika dostała jedzenie ;p), bo pewnie mleko na mascarpone jeszcze nie wydojone ;p Gdybym miała jakoś ocenić to doświadczenie kulinarne... to trochę jak sama nazwa restauracji wskazuje - Pół na pół.


Zrezygnowaliśmy z kawy w lokalu, więc całą czwórką wylądowaliśmy u nas. Mocno wydłużony czas posiłku pokrzyżował mi nieco rolkowe plany - było już za późno na wyprawę na Błonia. Poszliśmy więc z Mężczyzną na spacer. Załapałam się na kolejny deser, a po powrocie nadrobiłam zaległości w Grey's Anatomy.

I tak upłynęła mi majówka. Właściwie jak każdy zwykły weekend - jedzenie, spanie, odrabianie zaległości w czymś-tam. Jedyna różnica jest taka, że w tym miesiącu to nie ja kibluje w pracy na gimnastyce indywidualnej, więc dałam sobie ten luz psychiczny i nie otworzyłam nawet książek branżowych przez te trzy dni ;p
Mam nadzieję, że Wasze majówki przyniosły Wam to, czego od nich oczekiwaliście - spokoju, przygody, dobrej zabawy, nawet jeśli pogoda średnio sprzyjała :)

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz