niedziela, 10 maja 2015

WeekEnd - A w maju...


WZLOTY I UPADKI

Tak bardzo chciałam tego maja, to mam :)
Jasno określone godziny pracy pozwalają na poczynienie jakichkolwiek planów, a tych, rozochocona piękną pogodą, regularnym snem i skokiem energii, miałam bardzo dużo. Sprowadzić je można do dwóch słów: odrabianie zaległości. I tak sobie szalałam między szmatą, papierami, jogą, siłką, siarką, aż COŚ musiało pierdolnąć. Za fajnie było :>

Do dziś nie wiem, czy to wina przyjmowanego żelaza, czy jednak zatrucie, ale od środy wieczorem mój żołądek przestał ogarniać. Nie wdając się w szczegóły, nie był to mój ulubiony tydzień, na pewno nie. Odpadła joga, odpadło bieganie (prócz sprintów do kibla, ale gps mi nie łapał, więc te rekordy życiowe zostaną jedynie umowne :D), odpadło życie w ogóle. 

Jednak nim całkowicie oddałam się swej cielesności, uradowałam ducha (bo portfel nieco mniej) wizytą w Rossmannie. Magiczne -49% wzbogaciło mnie o obiekt mych westchnień, czyli kredkę do ust z Bourjois o wdzięcznej nazwie Proudly naked ^^ oraz kilka innych, mniej pożądanych, acz mających się kiedyś przydać kosmetyków do ust i paznokci. 

Kolejny zakupowy szał czekał mnie w weekend. Moi rodzice kompletują wakacyjne walizki, a że i mi kilka rzeczy wpadło w oko, wybrałam się z nimi na wspólny shopping. Szukam m.in. dołu do bikini (wciąż wierząc, że może kiedyś, ewentualnie, nie wcześniej jak za sto lat, wybiorę się na takie wakacje, że będę paradować w kostiumie kąpielowym. Dumnie i chętnie paradować. Sama sobie życzę powodzenia w realizacji tych marzeń ;p); górę kilka lat temu zakupiłam w Calzedonii, jednak pasujący do niej dół był tak skąpy, że stringi przy tym to mocno zabudowana część bieliźnianej garderoby :D Jeśli szukam czegoś konkretnego, jest więcej niż pewne, że znajdę coś zgoła innego. Swoje sobotnie poszukiwania zakończyłam z siatą pełną bielizny z TK Maxx.. Bez dołu bikini, bez nowej kurtki (pseudo)skórzanej, bez butów.

BIEGUSIEM I JOGUSIEM

Ten tydzień jest pierwszym tygodniem mych przygotowań do jesiennego półmaratonu. Tym razem rozpisując treningi biegowe postanowiłam nie zrobić sobie kuku jak w zeszłym roku - żadnego zarzynania się 3-4 treningami tygodniowo. Joga 2x w tygodniu, siłownia 1x (chciałam 2x, ale tydzień ma jednak tylko 7 dni..), do tego wzorcowe 3-4x bieganie i okazuje się, że nie ma żadnego dnia na regenerację, ba, pewnie umrę po drodze z wycieńczenia, bo często już z pracy wychodzę mocno ztyrana, jak jeszcze znaleźć siłę na trening?

Zatem stanęło na dwóch biegach. W tym tygodniu zrobiłam tylko jeden trening (niby w weekend już czułam się dobrze, ale jeszcze nie ufam swoim zwieraczom na tyle, by hasać polem, lasem, osiedlową ulicą przez godzinkę), liczę, że w przyszłym tygodniu uda się zrealizować oba treningi. Chciałabym jeszcze zobaczyć jak tam moje kolano zareaguje na taki rozkład aktywności - nie chcę w tym roku bawić się w marszobiegi, bo jak zeszłoroczne zmagania z pół-królewskim dystansem pokazały, pewnie i tak zaaferowana tym, co dzieje się wkoło zapomnę o marszu. To po co się sztucznie ograniczać?

Kupiłam sobie kostkę do jogi. Leżała taka samotna w Biedronce, zapomniana, nie chciana przez nikogo, przeceniona na grosze, to wzięłam. Co prawda, odkąd chodzę na zajęcia grupowe rzadko praktykuje sama w domu, ale teraz to już nie mam absolutnie żadnej wymówki. Chociaż chwila, mam, nie mam jeszcze paska! 

PIOSENKA TYGODNIA

Zmęczona humorami żołądka poprawiałam sobie swój humor błądzeniem po czeluściach YT. Znalazłam kolejny hit mych cielęcych lat, który bez opamiętania (i zastanowienia) śpiewałam, a którego słowa zrozumiałam dopiero teraz i pąs mnie oblewa, gdy pomyślę sobie o dziesięcioletniej Natalii przekonującej, że jest dżinem w butelce i trzeba mnie pogłaskać w odpowiedni sposób, by mnie uwolnić. Eh :D Christina Aguilera - Genie In A Bottle

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz