środa, 11 lutego 2015

Rok dobrych nawyków - styczeń!


Styczeń minął, pół lutego prawie też, zatem czas najwyższy na krótkie podsumowanie pierwszego miesiąca starań o wdrożenie w życie dobrych nawyków. Na dobry początek wybrałam sobie coś.. łatwego. Picie szklanki wody po przebudzeniu. Idąc spać biorę ze sobą jedną, bo w nocy często budzi mnie pragnienie, to co za problem wziąć dwie?

Problemem okazała się nie sama logistyka, co spożycie tej szklanki wody..

Jak widzicie na zdjęciu na początku posta, przez tydzień sumiennie wypijałam swój poranny przydział. Z dnia na dzień coraz bardziej się do tego zmuszałam - nie miałam na nią ochoty, była mdła, z dodatkami typu cytryna, miód - wręcz odrzucająca. Pojawiły się problemy z jedzeniem i przede wszystkim trawieniem śniadań. Postanowiłam więc zrobić kilka dni przerwy... i wyszedł mi ponad tydzień :D

Potem znów zaczęłam pić. Wodę ;p Momentalnie wróciły problemy trawienne i ociężałość. Zaczęłam więc myśleć. Głównie o tym, jak bardzo głupi to pomysł. Wypić, dajmy na to, 250 ml wody (może nie duszkiem, ale za jednym posiedzeniem) na pusty żołądek - duża jej część zostanie więc przetransportowana do krwi, zwiększając jej objętość i dokładając pracy sercu (zapewne stąd ospałość i wzrost ciśnienia), a wiadomo, że o 5 rano nikt nie lubi pracować, serce też ;p

Drugi dzwonek alarmowy to rozcieńczenie soków trawiennych (głównie tego żołądkowego..). Jak miało mi się dobrze trawić śniadanie, skoro w żołądku miałam głównie wodę?

Z ulgą odnotowałam koniec stycznia. Od ponad tygodnia nie piję już wody rano i czuję się dużo lepiej, niż gdy to robiłam. Jednak żeby nie rujnować teraz nikomu światopoglądu - być może takie nawadnianie ma sens, być może oczyszcza z toksyn, być może daje kopa energii. Niestety nie mnie. Nie dysponuję z rana taką ilością wolnego czasu, by spokojnie wypić sobie szklaneczkę, odczekać aż się ona wchłonie, przeleje przez nerki i ją wysikam, a soki żołądkowe skoncentrują, bym mogła zjeść celebrowane, blogerskie śniadanie. Być może wtedy byłoby inaczej. Choć doświadczenia mam raczej negatywne, cieszę się, że spróbowałam. Przynajmniej wiem, że to nie dla mnie.

Ciekawi mnie, czy ktoś z Was również nie przekonał się do picia wody po przebudzeniu, może miał podobne objawy? Docierają do mnie głównie głosy zachwytu, względnie umiarkowanego zadowolenia, bo udało się wdrożyć zdrowy nawyk. Czuję się osamotniona w mojej wodnej abstynencji :D

A w lutym postawiłam na pół godziny dziennie poświęcone na lekturę niebranżową. Na razie idzie mi.. tak sobie.

N. 

2 komentarze:

  1. W sumie nie wiem, czemu miałoby służyć picie wody rano. Jakbym wrzuciła potem śniadanie, to skurcz wszystkiego murowany :D zresztą rano to tylko herbatka/kawka wchodzi, musi być na ciepło.
    Wieczorem piję sporo wody, może i zdrowo ;) w sumie tak się już nauczyłam.

    Z moich dobrych nawyków, które staram się wrażać - jedno jabłko dziennie, piję skrzyp i staram się nie wsuwać mega paczki prażynek bekonowych na raz (na noc szczególnie...) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, prażynki <3
      Ta woda powinna się przelać przez ciało, oczyścić nerki, takie tam. Pośród wszystkich tych dziwnych objawów "po" akurat wzmożonej diurezy nie zaobserwowałam ;p

      Usuń