niedziela, 15 lutego 2015

WeekEnd - Zimno mi w stopy


Kolejne siedem dni za mną. Kolejny tydzień przeleciał jak błyskawica. Za każdym razem, gdy piszę te podsumowania, mam nadzieję, że od poniedziałku będzie lżej, trochę się ustabilizuje. Tymczasem czasu dla siebie, dla bliskich brak, ledwo gospodaruję go na przygotowanie się do pracy..

WZLOTY I UPADKI

Zaczęłam tydzień mocno, bo od zakupów w Lidlu - tydzień azjatycki to zło, cieszę się, że ma miejsce dwa razy do roku, choć może gdybym wiedziała, że produkty te będą dostępne częściej, nie wrzucałabym do koszyka właściwie wszystkiego, bo kiedy znowu nadarzy się okazja kupić ten wyśmienity sos z mango za 3 zł!? ;p

W pracy ciężko. Gimnastyka indywidualna, która połowie tych osób jest totalnie niepotrzebna, no ale płacą, to wymagają, a ja się pocę, bo ni cholera nie wiem jak PNFem rozgrzać zmarznięte stopy.. :D To trochę jak rozpalać ognisko pocierając o siebie kciuk i palec wskazujący.

Wspominałam w ostatnim WeekEndzie, że nie zasadzam się na ofertę sportową Lidla, bo nic ciekawego tam nie ma (tzn. czego nie mam ;p), natomiast Biedra zaskoczyła mnie piankowymi wałkami oraz klockami do jogi! Ten pierwszy sobie wzięłam i jestem naprawdę zaskoczona jego jakością, jest bardzo twardy <3 Roluję, łzy płyną mi strumieniami, ale i tak uważam go za zakup tego roku!

Czwartek obfitował też w tonę słodyczy, głównie pączków. Część pracowników uznała, że świętowania nie odpuści, a samemu jeść nie będzie, więc 10-20 szt. powinno być w sam raz. Wystarczy, że pomyślała tak 1/4 personelu i po prostu tonęliśmy w lukrze :) Jak zobaczyłam te góry pączków, to mi się pączko-wstręt włączył i właściwie do wieczora nie byłam w stanie żadnego tknąć :( Także podsumowanie tłustego czwartku: 2 szt (z czego jeden w piątek rano ;p)

Sobotnie walentynki spędziliśmy z Mężczyzną w kinie na 50 twarzach Greya. 
:D 
Oczywiście żartuję, to nie nasze ostatnie wspólne walentynki. Jako zdeklarowani walentynkosceptycy (może bardziej walentynkowego-kiczu-sceptycy) udaliśmy się na doroczne walę-drinki, czyli tour po krakowskich banialukach i pijalniach wódki i piwa oraz innych przybytkach z tanim alkoholem. Zostałam fanką kilku nowych dla mnie szotów oraz piwa Ciechan Wyborne!

Dzisiejszy dzień miał być dniem nicnierobienia, a wyszło tak, że spędziłam go w kuchni, wszak ani obiad, ani jedzenie na jutro do pracy samo się nie zrobi. 

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Hmm, chodzi za mną jaglane brownie z pekanami, które upiekłam sobie na urodziny, może uda się wygospodarować chwilkę na jego produkcję?

BIEGUSIEM

We środę zaatakowałam ścieżki biegowe ;p Bardzo mi się nie chciało, ale 4,5 km zrobiłam. Drugiego, weekendowego biegu już nie było. W piątek w pracy rozbolało mnie kolano. Dwukrotnie uraczyłam je krioterapią, jednak efekt był tylko kilkugodzinny. Wieczorne sprzątanie mieszkania tylko nasiliło dolegliwości i choć w sobotę było nawet przyzwoicie (lekki ból), tak w niedziele znów spędziłam z lodem na kolanie. Zobaczymy jak będzie jutro, może uda się pobiegać.

Generalnie mam bogate plany na najbliższe dni :) Pracy będzie trochę mniej, może znów coś ponadrabiam z takich błahostek jak manicure, podlewanie kwiatków, czy wypastowanie butów. A być może będzie tak jak ostatnio - praca - jedzenie - sen. Trzymajcie kciuki za pierwszy scenariusz.
Miłego tygodnia!

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz