niedziela, 30 listopada 2014

WeekEnd - Zimo, napierdalaj!


WZLOTY I UPADKI

Jest lepiej, znacznie przyjemniej! Nie wiem, czy bardziej przyczyniła się do tego praca (o czym niżej), czy mróz. W końcu wraca mi energia do życia, ZBCC powoli przechodzi, nawet trochę potruchtałam w tym tygodniu.

Jednak od początku. Poniedziałek i wtorek były jeszcze dość ciężkie, choć już bez bólu kręgosłupa, bez problemów z lokomocją, ale wciąż z małą chęcią do czegokolwiek. Popołudniowe zmiany w pracy dają możliwość zagospodarowania poranków w dowolny sposób - leniwe śniadanka, ogarnianie domu, pisanie postów itp. W moim wykonaniu było to dosypianie ile wlezie (a wchodziło dobrze..) i panika, bo o, fak, za pół godziny muszę wyjść! :) Po pracy nadawałam się co najwyżej do ponownego zakopania w pościeli.

We środę rano zaskoczyłam samą siebie. Mój (nierealizowany od 2 tygodni..) plan treningowy zakłada dwa biegi w tygodniu, jeden właśnie we środę. Przyszła środa, to wstałam o 8, zjadłam śniadanie, pół godziny szukałam ubrań do biegania, a gdy je znalazłam, poszłam biegać. GPS zastrajkował już po pierwszym kilometrze, więc truchtałam do momentu, gdy poczuję stawy. I tak pyknęłam 7 km. Czyli prawie wg planu.

Bieganie sprzyja rozmyślaniom. Doszłam do wniosku, że powinniśmy wprowadzić do regulaminu uzdrowiska zapis, że pacjenci, którzy wymuszają wyższą temperaturę kąpieli siarkowej, niż ta, która została zlecona przez lekarza, powinni wypłacać nam (zabiegowcom) dodatki zdrowotne, czy coś w ten deseń. Bo nas trują siarkowodorem. Przemyślenia te i szerzenie idei wykonywania zabiegów wedle ich metodyki (oraz bulwers i wyzwiska pacjentów), spowodowały, że we czwartek wybuchłam. Ale tak serio. Leciały kurwy, wraz z nacią wszelaką. Aż się sama musiałam iść poskarżyć na swoje zachowanie ;p Zaczęło się od pana, który wzorem Oravic, czy innych ciepłych źródeł siarkowych, chciałby się WYGRZAĆ, więc MAM mu nalać GORĄCEJ wody siarkowej. Poinformowałam niezbyt grzecznie, że nie widzę sensu takiego zabiegu, bo ani mu to nie pomoże, a tylko nam zaszkodzi. No, ale pan oczywiście ma w poważaniu, by nie powiedzieć, że w zadku moje zdanie i MAM mu nalać gorącej wody. Tama pękła. Odmówiłam, włączyłam zegar, bo szkoda czasu na takie dyskusje i wściekła jak stado os wróciłam do naszego centrum zarządzania siarkowym wszechświatem. Tam przydybały mnie koleżanki i jak zaczęłam, tak chyba z 10 min nawijałam - niech już te elementy jadą do domu, kończą turnusy, bo normalnie rozpacz bierze, niby to dorosłe, a dzieciarnia taka, brak jakiejkolwiek odpowiedzialności, choćby za samego siebie, bo już nie mówię o innych, najpierw czekają 1,5 roku na zabiegi, by potem je olewać i się wygrzewać, to już mieliby trochę rozsądku odstąpić swoje miejsce naprawdę potrzebującym, ludziom, którzy chcą skorzystać, chcą się leczyć, a sami niech jadą do Oravic, taniej im to wyjdzie. I jeszcze będą siebie i innych wkoło truć siarkowodorem - sami posiedzą 10 - 15 min i wydaje im się, że nic złego się nie stanie, a za 10 lat nagle zdziwienie, że z oczami coś nie tak. Napierdzielałam tak długo i wulgarnie. Głośno i prześmiewczo. Koleżanki nie dostrzegając początkowo tego, że to napad agresora, przyłączyły się do zabawy i dodawały swoje frazy. W piątek wszyscy pacjenci chodzili jak w zegarku. Z resztą, podskoczyłby któryś..

We czwartek, jak co tydzień, branżowa siatkówka. Wspominam o niej jedynie z powodu prób urządzenia z treningu imprezy andrzejkowej - część przyniosła ze sobą alkohol, niektórzy narąbali się tak piwem lub sokiem Somersby, że aż przykro było stać obok. Było to dla mnie srogie zaskoczenie.

W niedziele zaskoczyłam się ponownie. Zwykle, jeśli nie wybiorę się na bieganie przed 10, to już odpuszczam, bo nie starcza mi czasu na ogarnięcie wszystkiego. A tu bum, niewiele myśląc, ubrałam się, trzasnęłam na lica grubą warstwę kremu dla sportowców i wyruszyłam na dziewiczy bieg moich nowych butów. Takie to proste! Jednego dnia nie mogę dojść do kibla, drugiego hasam 8 km, jakby to było mycie zębów.

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Plan na ten tydzień zrealizowany!
- przeżyłam, pacjenci też,
- prezenty ogarnęłam na tyle, że już chyba wiem, co kupić, Choć właściwie w każdej chwili mogę zmienić zdanie ;p
- ciasteczka będą wieczorem, bo na razie kuchnia zajęta,
- absolutnie powróciłam na biegowe ścieżki, choć pisząc to w zeszłym tygodniu nie sądziłam, że to zrobię,
- wybrałam 10 pozycji, które chcę puścić w świat i serce mi się kraja, bo mocno przywiązuję się do książek :(

Na przyszły tydzień szykuje mi się niezły misz-masz w pracy - każdy dzień inaczej. Spraw do załatwienia w tzw. wolnej chwili nagromadziło się tak dużo, że postanowiłam jednak rozpisać je z konkretną datą realizacji - reklamacja balerin we wtorek, sukienka do krawcowej - poniedziałek, poczta - jak raczą mieć otwarte w godzinach otwarcia ;p 
Poza tym wielkich planów nie mam, ewentualnie jakiś ekstra post? :D

Jutro 1 grudnia - wielkie ubieranie blogerskich choinek :D Zobaczymy ile osób w tym roku zacznie świętować już w adwencie <3

N.

2 komentarze: