Wiosna nadeszła. Słońce, ciepełko (choć mnie w pakiecie chłosta zimny wiatr, ale roznegliżowane dziewoje i panowie w krótkich gatkach podróżujący ze mną MPK zdają się go nie odczuwać), ptaszki ćwierkają, a cholerne badyle kwitną.
Wtem wkrada się mój nabyty pesymizm i ogłasza: Wiecie, że i tak te wszystkie wspaniałe pomysły skończą się na tym, że padniecie w piątek/sobotę na twarz i wstaniecie dopiero na poniedziałkową zmianę?
No, właśnie, proszę państwa, jak tu skorzystać z pięknej pogody i możliwości, które nam otwiera, podczas gdy jedyne o czym się marzy, to przespać chociaż 6h, zjeść w końcu jakiś normalny posiłek i znów legnąć w pościeli, wszak ciało napi***dala tak, że nawet oddychanie boli!?
1. Aktywny relaks
Myślę, że każdy z was zauważył w swoim życiu ową zależność - na zmęczenie psychiczne najlepiej działa zmęczenie fizyczne. Wspominałam już, że dla mnie bieganie jest lekiem na nerwicę idiotogenną (wkurzają mnie ludzie = idę pobiegać = mniej przejmuję się tym, że wkurzają mnie ludzie), osoby pracujące cały dzień przed kompem też doceniają rozprostowanie kości. Problem pojawia się wtedy, gdy to właśnie w trakcie pracy człowiek jest najbardziej aktywny fizycznie, potem tylko ratuje się przed przeciążeniami i na myśl o hobbistycznym pójściu na fitnessy stwierdza no, thanks, może jutro. Zrobiłam sobie takie kuku we środę: rano zaległe bieganie, potem do pracy, a po powrocie i zakupach (znów na nogach), 2h siatkówki. Jak w końcu usiadłam w wannie, to myślałam, że braknie mi silnej woli, by wstać ponownie :) Rozumiecie zatem, że gdy słyszę: a może skoczymy w sobotę tu i tam, drga mi letko powieka (za górami tęskno!), ale zdrowy rozsądek odpowiada: nie, posiedzę w domu..
2. Palcem po mapie
Skoro już zaszywamy się w czterech ścianach wyciągając nogi, to czymś trzeba się zająć. O ile wyprawa do sąsiedniego miasta celem snucia się po okolicy, czy zwiedzania zabytków nie wchodzi w grę, o tyle zawsze można usiąść z mapą i przewodnikiem i zaplanować trasę takiej wycieczki - nawet jeśli nie wykorzystamy jej przez kolejny rok, może w następnym zmienimy pracę na promującą płaskodupie klepaninę w klawiaturę i będziemy mieć więcej sił i energii na spontaniczne wypady za miasto. Wtedy takie notatki będą jak znalazł.
3. Odrabianie zaległości
I nie mam tu na myśli sprzątania mieszania, które po tygodniu waszego odwiedzania go tylko w okolicach późnowieczornych wygląda jak po grubej bibie gimbazy, a bardziej przyjemne sprawy - manicure/pedicure + serial, czy nowa płyta George'a Michaela w ramach tła do stosu nakupowanych książek, których nikt nie ma czasu czytać. Osobiście przeraża mnie, że w tym momencie mam napoczęte cztery książki i żadnej nie mogę skończyć :D
4. Odwiedzin czar
Wiem, że odwiedziny tak średnio mają się do zalegania w piżamie w domu, ale w przypadku, gdy koło niedzieli siły witalne nieco wracają, a człowiek jest w stanie przetransportować się chociaż do auta/autobusu, można wpaść z wizytą do rodziców, dziadków - trzeba się skupić na rozmowie, ale wciąż można siedzieć (i jeść ;p)
5. Pomysł koleżanki
W ramach mojego komentarza, że i tak w weekend nie zrobimy nic szczególnego, bo będziemy umierać na życie. Odparła, że weźmie rodzinę, koc i udadzą się gdzieś na łąkę, by mogła sobie tam spać :) Jestem alergikiem, więc u mnie ta opcja odpada, ale chwila wysiłku, by przeciągnąć swój zad wraz z łóżkiem na łono natury i dogorywanie w ciepłych promieniach słońca jest, myślę, godna rozważenia!
A jakie są Wasze plany na ten weekend? Nie muszą być dla wytyranych (choć chętnie poznam i przetestuje nowe opcje!), ja też wierzę, że przyjdzie taki weekend, może nawet przyszły, gdy nie będę orała własnym nosem ziemi po której człapię ;p
2. Palcem po mapie
Skoro już zaszywamy się w czterech ścianach wyciągając nogi, to czymś trzeba się zająć. O ile wyprawa do sąsiedniego miasta celem snucia się po okolicy, czy zwiedzania zabytków nie wchodzi w grę, o tyle zawsze można usiąść z mapą i przewodnikiem i zaplanować trasę takiej wycieczki - nawet jeśli nie wykorzystamy jej przez kolejny rok, może w następnym zmienimy pracę na promującą płaskodupie klepaninę w klawiaturę i będziemy mieć więcej sił i energii na spontaniczne wypady za miasto. Wtedy takie notatki będą jak znalazł.
3. Odrabianie zaległości
I nie mam tu na myśli sprzątania mieszania, które po tygodniu waszego odwiedzania go tylko w okolicach późnowieczornych wygląda jak po grubej bibie gimbazy, a bardziej przyjemne sprawy - manicure/pedicure + serial, czy nowa płyta George'a Michaela w ramach tła do stosu nakupowanych książek, których nikt nie ma czasu czytać. Osobiście przeraża mnie, że w tym momencie mam napoczęte cztery książki i żadnej nie mogę skończyć :D
4. Odwiedzin czar
Wiem, że odwiedziny tak średnio mają się do zalegania w piżamie w domu, ale w przypadku, gdy koło niedzieli siły witalne nieco wracają, a człowiek jest w stanie przetransportować się chociaż do auta/autobusu, można wpaść z wizytą do rodziców, dziadków - trzeba się skupić na rozmowie, ale wciąż można siedzieć (i jeść ;p)
5. Pomysł koleżanki
W ramach mojego komentarza, że i tak w weekend nie zrobimy nic szczególnego, bo będziemy umierać na życie. Odparła, że weźmie rodzinę, koc i udadzą się gdzieś na łąkę, by mogła sobie tam spać :) Jestem alergikiem, więc u mnie ta opcja odpada, ale chwila wysiłku, by przeciągnąć swój zad wraz z łóżkiem na łono natury i dogorywanie w ciepłych promieniach słońca jest, myślę, godna rozważenia!
A jakie są Wasze plany na ten weekend? Nie muszą być dla wytyranych (choć chętnie poznam i przetestuje nowe opcje!), ja też wierzę, że przyjdzie taki weekend, może nawet przyszły, gdy nie będę orała własnym nosem ziemi po której człapię ;p
JA bym z chęcią skorzystała, ale mam tyle deadlinów, że póki co marzę o godzinie wolnego ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem. Ja dziś przez 5h marzyłam o 10 sekundach na gryza kanapki :D
UsuńPlan na postną niedzielę: WINO! Pamiętaj :P
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj sie umordowałam w ogródku, ale przynajmniej efekt jest <3
Pić można na siedząco, nawet na leżąco, także damy radę ;p
UsuńJa to ostatnio i z lenistwa i z braku czasu równocześnie, staram się wynajdywać sposoby łączenia dwóch czynności na raz (zwłaszcza, jeśli jedna jest relaksacyjna a druga bardziej użytkowa). I tak:
OdpowiedzUsuń- podczas joggingu (lub intensywnego sprzątania), przy którym robi się gorąco nakładam olej na włosy - ciepło otwiera łuski włosa i ułatwia wchłanianie oleju, a jako, że i tak muszę te kłaki spiąć, a później zawsze biorę prysznic, to oszczędzam kupę czasu ;) [btw znalazłam gdzieś kilka ćwiczeń wzmacniających niektóre partie mięśni, które można wykonywać np. czekając na autobus (i wyglądać tylko trochę dziwnie) - np. przy złączonych nogach (stojąc jakby na baczność) stawać na palcach. Przy mojej pracy to czasami ratuje od skurczy, a dodatkowo ponoć wzmacnia łydki. Nie wspominając już o napinaniu mięśni pośladków, czy ćwiczeniu innych mięśni, których nie widać, ale to już zależy co kto chce sobie rozbudować :D]
- książki/filmy/czasopisma świetnie nadrabia się w kąpieli (oczywiście z maseczką na twarzy i/lub włosach)
- wiadomo, że alkohol nie sprzyja ćwieczniom, jednakże można wypić oszczędniej (a jeśli już ktoś kompletnie na diecie, to wódka z gazowaną wodą albo tonikiem i świeżą cytryną jest ponoć najmniej kaloryczna) i postanowić sobie, że na parkiecie spędzi się więcej czasu niż siedząc, a podczas tańca starać się ruszać bardziej, niż podrygiwać (potańcówka w kościelisku jak znalazł!) - podobno zakwasy to kac po ćwiczeniach :P (poza tym, chyba można wypocić alko, zmniejszając efekt 'dnia po')
- ja relaksuję się i wyżywam emocjonalnie pisząc swoje opowiadania, do których inspiracje najczęściej przychodzą w snach, trzeba to jednak wszystko oszlifować i ubrać w słowa, zanim w ogóle otworzy się worda (czasami muszą powstać dziesiątki stron tylko po to, żeby umieścić gdzieś jedno zdanie, albo impresję), a na to tworzenie wersji w głowie jest czas najczęściej przy wykonywaniu różnych monotonnych czynności (prasowanie, zmywanie, ścieranie, segregowanie, układanie, wracanie ze sklepu, albo jogging) - ale za to jaka ulga po ostatniej kropce!
Ostatnio nałożyłam maskę na włosy i twarz. Producent obu produktów zalecił trzymanie ich 15 min, więc odpaliłam Grey's Anatomy, by jakoś ten czas zleciał. Oczywiście tak mnie wciągnęło, że o maskach przypomniałam sobie pod koniec odcinka, gdy jakaś śmieszna scena wywołała u mnie uśmiech na twarzy - bolało okrutnie, bo maska wyschła na beton :D
Usuń