niedziela, 26 kwietnia 2015

WeekEnd - Byle do maja


WZLOTY I UPADKI

Turnus wyjechał, turnus przyjechał, Piątek pod znakiem problemów pierwszego świata - która to prawa strona ciała, która lewa, dlaczego nie chce mnie pani przyjąć 5h przed czasem, no, ale na tych drzwiach też jest napisane "sala gimnastyczna", musi mnie pani obsłużyć. A, i po co mi skarpetki na ćwiczeniach? Gdy doszło do tego, że opierniczyła mnie baba, bo UGUL stoi wolny, ona czeka, a ja jej nie biorę (bo czekałam na pacjentkę na daną godzinę, awanturnica przyjechała za wcześnie), zaczęłam poważnie zastanawiać się, czy nasza placówka świadczy rehabilitację ruchową, czy psychiatryczną..

Ktoś zajebał nam fioletowe tulipany z ogródka. Bez liści, co ciekawe oraz bez cebul, co akurat jest miłym gestem z jego kradziejskiej strony. Natomiast kradzież, jakiej byłam świadkiem w sobotę wychodząc z pracy... Zacznijmy od tego, że Swoszowice świętują w tym roku 600-lecie lokacji. Z tej okazji w miejsce resztek betonowej wylewki zrobili sobie chodniki, zamiast krzaczorów powstały pasy jeszcze nie-zieleni wraz z uroczymi sadzonkami czegoś, co tam kiedyś będzie rosło. Zrobiło się bardziej sanatoryjnie, choć do Buska to wciąż nie dorasta ;p Wychodzę więc z roboty, wlekę zad na przystanek, a przed moimi oczami maluje się taka oto scenka: baba w półprzykucu słowiańskim grzebie we wspomnianych sadzonkach, maca, gładzi listki roślinki, w końcu wyciąga ją z ziemi, konspiracyjnie spogląda w swoją prawą, potem lewą stronę, ładuje badyle do siatki i zadowolona powstaje z przykucu, spotykając się wzrokiem i jestestwem ze mną. Spytałam tylko uprzejmie, co robi, ale baba zawinęła się i spierniczyła. Odnalazła się po chwili, napadła mnie na przystanku, bym nikomu nie mówiła, że ona ukradła tego kwiatka, bo ona tak kompulsywnie kradnie rośliny o.O
Także jakby ktoś się zastanawiał, dlaczego w tych rabatach są prześwity, to jedna z mieszkanek ma ze sobą grube problemy :)
I powiedzcie mi, że Swoszowice to nie stan umysłu!

Trudy tygodnia postanowiłam odbić sobie w niedzielę. Osiem godzin snu, czas na czytanie książki, żużel, błogie nicnierobienie. Może jeszcze obejrzę jakiś film? ;p Takie wrzucanie na luz jest całkiem przyjemne, dopóki nie uświadomię sobie ile mogłam przez ten czas zrobić, a o ile więcej będę miała do zrobienia jutro. Myślę nawet, że osoby takie jak ja otwierają pewną niszę dla mistrzów organizacji - mogłabym mieć przy sobie takiego kogoś, kto ogarniałby ten cały bałagan, kogoś, kto dopracowałby mój plan dnia tak, by listy rzeczy do zrobienia kurczyły się, nie wydłużały. By nastała taka leniwa niedziela, gdy nie pomyślę o tym, że następnego dnia nie będę wiedziała w co ręce włożyć.

BIEGUSIEM I JOGUSIEM

Tak dobrze żarło i...zdechło. Tydzień zaczęłam od próby nauczenia pacjenta robienia prawidłowego przysiadu. Przysiadłam i zobaczyłam gwiazdy. Lewe udo zawyło, ja zawyłam i ledwo wstałam :D Nie mam pojęcia, czy to przez bieg, czy ot tak, dla hecy, ale boczna głowa mego mięśnia czworogłowego uda, gdzieś na środku brzuśca postanowiła boleć. Nim prace skończyłam, do lamentu dołączyło się pasmo biodrowo-piszczelowe. Masowałam, rolowałam, nawet torturowałam się bańką chińską (zaprawdę powiadam Wam, jeśli nie przejechaliście bańką po napiętym paśmie, to nic nie wiecie o bólu ;p), lecz dopiero pod koniec tygodnia bolesność ustąpiła. I tak wszystkie treningi w tym tygodniu poszły się bujać. Za to joga była, oddech oceanu już mocniej szumi, choć gardło dalej boli po takiej kilkuminutowej sesji.

PIOSENKA TYGODNIA

Tym razem subtelna nuta. Relaksacyjno-pościelowa. Twin Caverns - Pyramid

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz