niedziela, 15 marca 2015

WeekEnd - Jakoś leci



Konkretne rzeczy niewątpliwie przyciągają uwagę, lecz większość z nich to tylko drobnostki, jakby niepotrzebne zbaczanie z drogi. Im dalej próbuje człowiek spojrzeć, tym bardziej się wszystko uogólnia.
Haruki Murakami "Kronika ptaka nakręcacza"

WZLOTY I UPADKI

Miał być luźny tydzień w pracy - dosadziłam więc sobie robótek typu robię to później, pewnie nigdy i o dziwo dużo spraw domknęłam. Rzuciłam się też w wir jogi, na której królują teraz rollery piankowe i intymne asysty w asanach. Jeśli kogoś nudzi samotna praktyka, polecam wyjść do ludzi.

Koleżanka pracująca przeważnie na sali gimnastycznej i fizykoterapii doznała szoku spędzając dwa dni na fasonach siarczkowych. Zaskoczyli ją ludzie, ich agresja, rzucanie zadem, opryskliwe uwagi. Z podziwu wyjść nie mogła, że ten sam pacjent, który od poniedziałku do środy był bardzo miłym i zrównoważonym osobnikiem na sali gimnastycznej, dowiedziawszy się we czwartek, iż musi poczekać na zabieg 20 min, bo ona ma teraz przerwę, dostał piany, bo dlaczego nie weźmie go wcześniej, skoro on jest wcześniej?
Kiedyś sądziłam, że taki dysonans miedzy tym, co się dzieje na sali/fizyko a zabiegami balneologicznymi wynika z tzw. podejścia personelu - ile razy przecież tak było, że nie przyjęłam kogoś na zabieg, bo się spóźnił 2 godziny i potem do końca turnusu wyżywał się na mnie za to, ile razy miałam krzywą minę (bo po 5 godzinach wśród oparów siarkowodoru już ciężko udawać, że jest fajnie i miło), byłam niemiła, bo odpowiadam zdaniami prostymi, a nie podrzędnie złożonymi (tak, kiedyś pacjent mi coś takiego zarzucił..), innymi słowy, sami prowokujemy pacjentów do agresywnego zachowania, bo nie rzygamy tęczą. Bo nie kryjemy zmęczenia. Bo nie chce nam się słuchać o kastracji ich kotków. Więc wyczuwając z naszej strony pozorną niechęć, rzucają się z kłami. Okazuje się, że to jednak niezależne od osoby, nie powiem, jest to jakiś powiew nadziei, że ta praca nie zrobiła ze mnie cynicznej służbistki - to pacjentom zwyczajnie odpierdala.

Na koniec tygodnia nasza solenizantka uraczyła nas swoimi wypiekami - tradycyjnie obżarłam się i odetkało mnie dopiero na wieczornych zakupach żywieniowych.. czyli najgorzej, bo rachunek od razu większy ;p

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Zamówiłam na allegro super-żarło, czyli nasiona chia, amarantus i inne tego typu egzotyczne słowa. Będą puddingi i ciasteczka. Bardzo brakuje mi moich własnych wypieków, kiedyś dużo piekłam, teraz ciężko mi przypomnieć sobie kiedy ostatni raz robiłam muffiny :(

BIEGUSIEM!

Na liczniku: 4,5 km! Yay! 
Mama wyciągnęła mnie dziś do fitness klubu, uznałam więc, że to wspaniała okazja, by realnie ocenić swoje możliwości na bieżni. I realnie jest bardzo źle. Po tych dwóch zasmarkanych miesiącach bardzo ciężko dochodzę do siebie, w tym tygodniu pojawiło się podwyższone ciśnienie, dziś okazało się, ze tętno szczytuje szybciej, niż Anastazja - służebnica Greya - normalnie Ciechocinek. Ale nie poddaję się, jeszcze 4 tygodnie do startu.

PIOSENKA TYGODNIA

Nuta zupełnie nie w moim stylu, ale mam tak czasem, że przyplącze się do mnie jakiś stary hit i męczy. Niech Was też pomęczy ;p GrubSon - Na szczycie. Dużo dziś tych szczytów :)

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz