sobota, 14 marca 2015

Biegnę, więc jestem.


Jestem biegaczem. Jestem pieszym. Jestem kierowcą.
Co łączy te trzy zdania?

Zdarza mi się biegać. Ostatnio głównie w marzeniach sennych, ale bywały sytuację, gdy wdziewałam najeczki, obcisłe legginsy i frunęłam na miasto. Z początku dość bezmyślnie - nie mówię tu o dystansie, tempie, braku pomysłu na trening - mówię o swoim bezpieczeństwie. 
Napaść, kradzież telefonu, doskonalenie obsługi maczety, gwałt, mniej drastyczne kontuzje narządu ruchu, utrata przytomności, czy sedno dzisiejszej notki - potrącenie przez innego uczestnika ruchu drogowego.
Z czasem wychodząc z domu zwracałam uwagę bardziej nie na to jak wyglądam, tylko czy jestem widoczna. Za dnia i tak wybierałam oczojebną odzież, buty, kolorową czapkę, po zmroku obowiązkowo odblaski na kostkach. Dlaczego na kostkach? By dać kierowcy pojazdu czas na wyhamowanie, nim weźmie nas na maskę - odblaski na ramionach lub nadgarstkach (których od tyłu właściwie nie widać..) dają złudne wrażenie, iż biegacz jest w większej odległości od pojazdu.

Definitywnie częściej, przynajmniej ostatnimi tygodniami realizuję się jako pieszy. Od wielu miesięcy czekając rano na autobus widuję pewnego biegacza. Codziennie, a przynajmniej od poniedziałku do soboty ;p 
I zawsze ok. 6:10 jego trasa biegowa przechodzi przez skrzyżowanie ze zdjęć powyżej. 
Oprócz zrozumiałego podziwu dla jego samozaparcia i oddawaniu się pasji niezależnie od pory roku, czuję do gościa srogi niesmak. Ba, właściwie wściekłość. Na jego bezmyślność i arogancję.

Pewnego grudniowego poranka stoję o tej 6:10 na przystanku i z sennego oczekiwania na dyliżans wyrywa mnie pisk opon, klakson i poruszenie innych oczekujących. Pan Biegacz, jak co ranek, przekraczał skrzyżowanie z sobie tylko znaną logiką - wybiegając z drogi wewnętrznej, przez środek skrzyżowania i biegnąc dalej środkiem pasa ruchu, tym razem już nie drogi wewnętrznej. Tego poranka nie został zauważony przez kierowcę jakieś osobówki - facet ledwo wyhamował, ale do zdarzenia drogowego nie doszło, Pan Biegacz spokojnie potruchtał w swoją stronę, a kierowca, możliwe iż w stanie przedzawałowym, po chwili odjechał. 

Gość biega bez żadnych elementów odblaskowych.
Przez środek skrzyżowania, ignorując przejście dla pieszych oddalone o jakieś.. 5 metrów.
Nie zatrzymuje się, tylko wbiega na drogę, chyba sądząc, iż każdy inny uczestnik powinien mu ustąpić - doprowadzając przy tym do groźnych sytuacji.

Za każdym razem, gdy stoję tam i wybija 6:15, a Pan Biegacz jeszcze nie zestresował nikogo swoim jestestwem, zastanawiam się, czy zaspał, czy został na jakimś innym skrzyżowaniu jako kałuża potu i krwi w poliestrowym worku ciuchów sportowych. 

Po co o tym piszę?
Pan Biegacz nie jest wyjątkiem. Każdy z Was mógłby podać po kilka irytujących sytuacji z udziałem biegacza, czy to w ruchu drogowym, czy ot tak, na osiedlowej alejce, leśnej ścieżce. My, biegacze, możemy się bronić, że tak wyszło, to jednorazowa sytuacja - owszem, przeważnie tak właśnie jest. Ktoś sobie coś źle przekalkulował i zabiegł komuś drogę, Został popchnięty i rykoszetem oberwał ktoś inny. Zagapił się, zamyślił, zasłuchał w bita ze słuchawek i nie zauważył samochodu. O ile tego typu wpadki pozostają jednorazowe, niosą ze sobą chwilę zadumy, powiew ostrożności na przyszłość, możemy mówić, że tak wyszło. Jednak jeśli ktoś notorycznie prowokuje tego typu sytuację, narażając siebie i przede wszystkim innych.. nie usprawiedliwiajmy tego. Podziw dla Pana Biegacza prysnął - ile by nie biegał, jakim ultrasem i badassem nie był, w pierwszej kolejności jest bezmyślnym arogantem.

No, chyba, że macie inne zdanie, zapraszam do dyskusji :>

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz