poniedziałek, 5 stycznia 2015

WeekEnd - Hello styczeń!


Siadłam przed kompem i rozważałam. Pisać postanowienia, czy nie pisać. Sama już nawet nie otwieram postów, których tytuł jakkolwiek nawiązuje do podsumowań i postanowień. Ba, spojrzałam na swoje obiecanki-cacanki sprzed roku i prychnęłam pod nosem - po co pisać, skoro to nie działa ;p

WZLOTY I UPADKI

Był to tydzień wybitnie bogaty w wydarzenia. Poniedziałek zleciał mi na załatwianiu spraw wszelakich, które koniecznie trzeba odhaczyć jeszcze w starym roku. Wtorek spędziłam po słowackiej stronie Tatr oddając się pierwszemu w tym sezonie szusowaniu. Myślałam, że będzie licho, bo wyjazd wyszedł dość spontanicznie i ciężko pisać o jakimkolwiek przygotowaniu, ale na szczęście coś tam się ruszam na co dzień, a i z jazdą na nartach jest jak z jazdą na rowerze - tego się nie zapomina.

Sylwester to był dzień nowych doświadczeń. Od rana buszowałam po galerii, czego w okresie wyprzedaży wprost nienawidzę - nie chodzi nawet o tłum i burdel w sklepach, ludzie dostają jakiegoś dzikiego amoku, przepychają się, rzucają na ciuszki tańsze o 5 zł jak dziady na lidlowego karpia przed świętami! Bogatsza o lukier do pierniczków, dwie pary rajstop i nową koszulkę do jogi wróciłam do domu i odetchnęłam z ulgą. Wieczorem udaliśmy się na imprezę sylwestrową do.. przeoratu. Ja tam lubię wyzwania, choć nie powiem, to mnie przerosło ;p

Zajechaliśmy na miejsce nieco po 20, co normalnie byłoby taktownym spóźnieniem, ale nie tam.. nie było nas na modlitwie :D Pewnie za karę usadzono mnie pod kominkiem (więc ciasno, alem szczupła, zatem nie problem), na którym stała ogromna figura Matki Boskiej. Ok. 22 pozwolono nam zatańczyć. Parkiet znajdował się w osobnym pomieszczeniu, idąc tam zamykało się drzwi, by nie przeszkadzać reszcie. Jak na przyzwoitą imprezę przystało, tańce rozpoczęliśmy polonezem <3

Wiecie, te wszystkie smaczki, przeszywające spojrzenia Chrystusa na krzyżu i Matki Boskiej na kominku, karcące spojrzenia Panien z Wąsem (ja rozumiem skromne, babciowate sukienki u młodych kobiet, nie picie alkoholu, nawet lampki szampana, przerażenie tym, że inni młodzi ludzie dobrze się bawią, ale wąs? Czarny wąs?) - wszystko traktowałam jako pewien rodzaj egzotyki. Wszak nie pierwszy raz spędzałam czas wśród mocno religijnych osób. Ale gdy o 2 w nocy Panny z Wąsem zaczęły zbierać jadło i napitek ze stołów, łącznie z zastawą i obrusami (!!!!), krew mi zawrzała. Bo ksiądz chce już iść spać. Serio? Organizuje u siebie zabawę sylwestrową, pobiera za to pieniądze, niby na jedzenie i picie, ale z tego uświadczyłam tylko rozgotowanego, kwaskowatego i zimnego gulaszu, po czym zamiast powiedzieć słuchajcie, o drugiej kończymy, spadówa, wysyła Panny z Wąsem na grabież stołów. Nigdy nie spotkałam się z taką interpretacją gościnności. A już na pewno nie u wyznawców miłości do Boga i bliźniego :>

Czwartek, tak. Międzynarodowy Dzień Kaca w tym roku tak średnio mnie dotyczył, bo i średnio zabalowałam dzień wcześniej. Jednak leniwa atmosfera udzieliła się i mnie, więc większość dnia spędziłam z książką, a popołudniu poszłam z Mężczyzną wyprowadzić kijki na spacer.

Piątek zleciał mi głównie na sprzątaniu mieszkania i zakupach (w lodówce w końcu zrobiło się pusto!). Zrealizowałam też jedną pozycję z listy must have - czarne czółenka. Moja garderoba tak właśnie wygląda - mam dużo fajnych, ciekawych, przykuwających wzrok ciuchów i butów, ale takich podstaw mi brakuje. I potem muszę gorszyć katolicką brać małą czarną z odsłoniętymi plecami i czerwonymi butami na obcasie ;p

A w sobotę, dla odmiany, naaaarty! I znów Tatrzańska Łomnica, tym razem mróz właściwie minimalny, ale wiatr dawał w kość. Jedna gondola nie działała, drugą miotało tak, że modliłam się o swoje narty, bo co silniejsze podmuchy miotały sprzętem na prawo i lewo :/

Wczorajszy dzień znów z książką i grami. Pojechaliśmy do kolegi Mężczyzny i ciupaliśmy w pociągi. Potem w jakąś dziwną grę karcianą o zombie. Tak nas wciągnęło, że wróciłam późno i dlatego wczorajszy post jest dziś ;p

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Dołączam nordic walking do treningów. Niby nic, ale tricepsy płoną. Pośladki też. Także 2x w tyg bieganie, 1x nordic walking (ok. 5-6 km).
Dołączyłam do facebookowego wyzwania anatomicznego. I tak obiecałam sobie, że początek stycznia spędzę na powtórkach, bo są takie podstawy podstaw, które za szybko umykają z głowy, a potem jest wstyd ;p
Nie kupię we czwartek żadnych ciuchów w Lidlu.

BIEGUSIEM

Czyli co teraz biegam i po co.
W niedzielę start w 3. Biegu Wielkich Serc, raczej rekreacyjnie, bo jakoś tak wyszło, że więcej chodzę i jeżdżę na nartach, niż biegam ;p Natomiast jestem w trakcie przygotowań do Biegu Nocnego (10km), który odbędzie się w ramach święta biegowego przy Cracovia Maraton. Docelowo chcę zejść poniżej 50 min, ale w sumie wystarczy, jak poprawię swój zeszłoroczny wynik.
Czy będę atakować półmaraton w tym roku? Nie zarzekam się, że nie, bo gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że w październiku pyknę 21 km, to pewnie poskładałabym się ze śmiechu. Na razie nie mam na to ochoty, choć czerwcowy Wrocław brzmi nader interesująco ;p

PIOSENKA TYGODNIA

Z piosenkami tłuczonymi tygodniami w radio jest jeden problem - zaczynam je nienawidzić jeszcze zanim rzeczywiście ich posłucham. Chyba tylko Lisowska i jej włączone niskie ceny jest w stanie wkurzyć mnie bardziej. Tak też było z hitem Hozier - Take me to church. Wszyscy to puszczali, wszyscy to kochali, więc puszczali mi, jakbym nie miała radia w samochodzie i nie znała tego kawałka, ewentualnie trawili tekst piosenki i teledysk, bo o co właściwie chodzi. I pewnie dopiero, jak wszyscy o nim zapomną, wezmę i go pokocham.

Jak widzicie, ten tydzień nudą nie trącał. Przede mną jeszcze siedem dni wolnego, potem wracam do kieratu. Zwykle jest tak, że gdy ma się za dużo wolnego, to człowiek tęskni za pracą. Mnie tak bardzo nie chce się wracać, że 12sty jawi mi się jako dzień tortur ;p

N.

3 komentarze:

  1. O. Też myślałam o biegu wielkich serc, ale ostatecznie zrezygnowałam, bo trasa wydaje mi się taka.. zwykła. Poczekam na wiosenny półmaraton :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, szału nie ma :D
      O Marzannie rozmyślam pod kątem dyszki, miałabym jakiś obraz jak z formą. A z drugiej strony chciałabym pokibicować.

      Usuń
    2. A ja kibicowanie zostawiam sobie na cracovia maraton :D

      Usuń