niedziela, 18 stycznia 2015

WeekEnd - Byle do przodu


WZLOTY I UPADKI

To znów nie był najlepszy tydzień tego roku.. a już tylko 50 kolejnych do jego końca ;p 
Do pracy wróciłam w jeszcze gorszym stanie, niż byłam w poprzednim tygodniu - zamiast gorączki łzy i smarki lały się ze mnie strumieniami, po wyjściu schodami na pierwsze piętro zadyszka nie pozwalała mi mówić, a ściąganiem kubła z borowiną (ok. 20 kg) na ziemię musiałam obarczać innych, bo nie byłam wstanie ustać takiego ciężaru. Wróciłam do lekarstw, by nie utopić się w wydzielinach swojej twarzoczaszki, więc chodziłam tak wytyrana i nieprzytomna, że mój dzień skrótowo można było podzielić na czas pracy i czas spania. Bo jeść nie jadłam za wiele przez ból gardła. 

Dziś jest znacznie lepiej, pomijając ból pleców, ale to zwykłe przeciążenie - tak to bywa, jak po tygodniu leżenia w łóżku, potem drugim tygodniu snucia się niczym zombie, w sobotę zabrałam się za dźwiganie. Niby które mięśnie miały mi stabilizować kręgosłup? Te w zaniku? ;p

Dziś też w końcu się wyspałam, katar już na finiszu (czyli jeszcze tydzień smarkania, ale już jakoś da się funkcjonować), lunchboxy na następny tydzień zaplanowane - prawdziwy chillout! 

W tym tygodniu doszedł do mnie urodzinowy prezent od Mężczyzny. Zażyczyłam sobie nowe pióro. Stare do jakiś wyjątkowych nie należało, kupiłam je, bo chciałam wrócić do pisania piórem, nie wydając na nie od razu całej pensji. Po kilku miesiącach upuściłam je, a spotkanie stalówki z parkietem skończyło się zagiętym dziobem :) Pisać wciąż się dało, ale już bardziej jak nożem po lodzie, niż prawdziwym piórem. Teraz mam tak fajnego Pilota, że siedzę i bezmyślnie bazgrolę po starych rachunkach, bo pisanie znów jest przyjemne. 

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Okazało się, że to, czy posiadam jakiekolwiek plany, czy nie, nie ma większego znaczenia - i tak nie uda mi się NIC zrobić, bo łóżko, leki i smarki. Lub gorączka. W sumie jedyna rzecz, jakiej w tym momencie pragnę, to powrót do ruchowej codzienności - bieganie, ćwiczenia i więcej jogi. A, i trzymajcie kciuki za środę - to będzie ważny i trudny dzień, o którym oczywiście nic Wam nie powiem, ale trochę szczęścia by mi się przydało :)

BIEGUSIEM - LEŻUSIEM

Wejście w tym momencie w bieg istniejącego już planu treningowego byłby samobójstwem. Muszę zatem nieco zmodyfikować treningi biegowe, rozbić na kilka mniejszych form. Zobaczymy jak zareaguje mój organizm, powinno być dobrze, w końcu między napadami senności mam takie zwyżki energii, że mogłabym zastąpić chomiki w elektrowniach :D 


PIOSENKA TYGODNIA

Kawałek dobry do.. biegania ;p Przynajmniej mnie by się przy tym dobrze biegało (i na mojej biegowej playliście już figuruje) - Eelke Kleijn - Lovely Sweet Divine. Tak, mam już ogromną ochotę pobiegać, dużo większą niż przez ostatnie miesiące. Pobiegać nocą, co się dobrze składa, bo i tak cały dzień będę siedzieć w robocie. Biegać pustymi ulicami.

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz