niedziela, 10 sierpnia 2014

WeekEnd - Reset potrzebny od zaraz

Pierwsze dni urlopu upływały mi na leżeniu i mentalnym rozpraszaniu bólu całego ciała. Chyba jeszcze nigdy nie doprowadziłam się do tak złego stanu fizycznego i psychicznego. Zdałam sobie też sprawę z tego, że kompletnie nie pamiętam kilku minionych tygodni. Każdy dzień jest taką samą mgłą i jedynie zapisy w kalendarzu pomagają mi poukładać ten świat w jakąś całość. Teraz sobie trochę odpocznę, jasne, ale potem będzie ten sam cyrk. Stąd nowy niedzielny cykl - WeekEnd. Taki przegląd (chyba bardziej dla mnie, niż dla Was ;p) minionych siedmiu dni.


Wzloty i upadki

Poniedziałkowym wieczorem poczułam w końcu, że chce mi się jechać do tego Wrocławia. Zabrałam się za przegląd hosteli, wybór atrakcji, które chcemy z Mężczyzną zobaczyć, transport itp. Gdzieś tam pojawił się dreszczyk emocji, a nie tylko wkurw, że znowu ja muszę coś załatwiać :)

Dla przeciwwagi, środowe próby znalezienia sukienki zakończyły się fiaskiem, a humor tak mi się popsuł, że już nawet nie rozglądałam się za torebką i butami.. Jak człowiek szuka kiecy na wesele, to wkoło same szmatki, jak szuka szmatki, to masa tiulu i cekinów.

Podobnie druzgoczącym było uświadomienie sobie swojego braku gibkości. Nie wiem kiedy to się stało, ale moje mięśnie nóg zupełnie straciły na elastyczności. Płakać mi się chciało, gdy na pilatesie prowadząca położyła się w szpagacie między swoimi nogami, a ja nawet łokci nie mogłam oprzeć o ziemię (w przeciwieństwie do kobiet 50+ zgromadzonych wkoło). Kiedy to się stało? :(

Sobotę spędziłam w Tatrach. Mimo ogromnych tłumów na szlakach (przypomniało mi się, dlaczego nie jeżdżę w góry w sezonie) odpoczęłam sobie chwilę nad Małym Stawem (Polskim) i już wiem, że we wrześniu/październiku wracam tam sama, wyjdę gdzieś i będę siedzieć :)

Wyzwanie na kolejny tydzień

Przyszły tydzień zapowiada się mocno turystycznie i obawiam się, że zrujnuje to kompletnie mój plan treningowy. Muszę więc tak to zrobić, by wszystkie trzy biegi się odbyły - jak? Jeszcze nie wiem :D Wiem natomiast, że do poprawy gibkości ani butów, ani dużo czasu nie potrzebuję, więc postaram się coś niecoś rozciągnąć.

Przygotowania do Półmaratonu Królewskiego

Niewątpliwie ten temat nie zejdzie z tapety przez najbliższe 3 miesiące. Wciąż jeszcze bardziej bawi mnie mój udział w tym wydarzeniu, niż stresuje. I oby taka sytuacja miała miejsce do samej mety. Tymczasem pierwszy tydzień treningowy przebiega dość spokojnie. Plan treningowy zaczęłam od redukcji kilometrażu (bo i tak wykończenie fizyczne nie pozwoliłoby mi na trzaskanie dyszki za dyszką) i jeszcze większe zwolnienie tempa. Teraz czołgam się średnio 6min/km i prawdę mówiąc, wcale nie czuję się wybitnie mniej zmęczona (bardziej bolą mnie stawy), ale sprawdzimy jak będzie w przyszłym tygodniu. Z nowości, będą marszobiegi zamiast wybiegań czysto biegiem ;p Na razie w proporcji 9 min biegu na 1 min marszu - tu już nie bawię się w wolne tempo i niskie tętno, tylko biegnę jak lubię.

Piosenka tygodnia

Nie mogło być inaczej :) Kawałek, który dominował w tym tygodniu to Personal Jesus. Zaczęło się od biegu jakiś tydzień temu, gdy szło mi tak dobrze i tak lekko, że radośnie śpiewałam sobie aktualnie lecącą w słuchawkach piosenkę. Akurat, gdy wbiegałam na teren Sanktuarium w Łagiewnikach, z ust mych leciały kolejne wersy piosenki Depeche Mode. Miny pielgrzymów - bezcenne (w Simsach jest taka cecha charakteru - niezręczny towarzysko - kwintesencja mnie). I nie byłoby w tym nic wartego wspomnienia, gdyby nie to, że w tym tygodniu ilekroć wbiegałam w okolice Łagiewnik, mój telefon, ustawiony na losowe odtwarzania CAŁEJ muzyki, zapuszczał właśnie Personal Jesus.

Tyle wieści na dziś, wracam pakować walizkę i wybywam z Mężczyzną do Wrocławia. Jest plan, by tym razem zobaczyć więcej, niż sale wykładową i Spiż na Rynku :)

N.

2 komentarze:

  1. Nie marnujesz czasu, kobieto! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, no chyba każdy z mojego bliskiego otoczenia powiedziałby coś zgoła odwrotnego :D

      Usuń