niedziela, 24 sierpnia 2014

WeekEnd - Odliczam dni

Eh, czyli jednak te niedzielne podsumowania będą musiały nam na razie wystarczyć :) Doba jest dla mnie za krótka i czasem, mimo chęci i głowy pełnej pomysłów żywcem nie mam jak przelać swoich myśli do internetów. Ba, nawet na Instagramie posucha - w końcu każda minuta jest na wagę złota i lepiej jest po prostu zjeść śniadanie, niż robić mu kilka ujęć. Myślę jednak, że to ostatni tydzień takiej gonitwy (w sumie nie wiem za czym) i w przyszłą niedzielę siadając do tej notki będę mogła westchnąć i napisać: To był naprawdę dobry tydzień..



WZLOTY I UPADKI

Moje obawy zawodowe okazały się być przesadzone (często tak bywa ;p) - owszem, turnus do najłatwiejszych nie należy, ale osoby z którymi pracuję indywidualne są bardzo w porządku. Prawie wszyscy wiedzą, po co przyszli na rehabilitację! Mózg mi się przegrzewa od natłoku informacji (bo jeśli widzę, że pacjentowi się chce, to mi chce się jeszcze bardziej i potem w domu, zamiast biegać/jeść/oglądać seriale/ruchać się wertuję notatki z kursów w poszukiwaniu potwierdzenia moich teorii, oglądam kilkadziesiąt filmików na YT o dostępach do mięśnia podłopatkowego i rozpisuję plany rehabilitacji na kolejne dni). Moja mobilizacja bywa nawet denerwująca - czasem ciężko mi wyrzucić z głowy dręczącą mnie myśl, jakieś zagadnienie, które chce sprawdzić w domu i kręcę się po sali jak smród po gaciach tudzież pielgrzymuję do bardziej doświadczonego kolegi. We czwartek śmiejąc się z moich problemów rzucił zdanie: widzisz, fajnie tak popracować z pacjentem sam na sam. Może jeszcze niechętnie, ale przyznaję mu rację. 

Z tego stanu przesiadywania nad książkami wyrywają mnie jednak szturchnięcia z prawdziwego życia. Czasem niesamowicie zazdroszczę innym tej niespożytej ilości wolnego czasu. Slow breakfast, ootd na insta, tu siłownia, bieganie, ćwiczenia, kino! (raju, sto lat kina nie widziałam). I energii. Mam świadomość, że dla każdego doba ma 24h, ale czemu wszyscy wkoło potrafią zagospodarować ten czas lepiej, niż ja? Co robię źle? 

Poświęciłam sobotni wieczór i kawałek nocy na socjalizowanie się. Mężczyzna urządził imprezę w Forty Kleparz i musiałam przyjść, bo znowu jego znajomi popadli w jakiś kociokwik pt. czemu znowu nie chciało się twojej wirtualnej dziewczynie przyjść? Pomijając dość oczywistą, acz kompletnie niezrozumiałą przez tych ludzi kwestię posiadania innych, często ciekawszych planów na dany wieczór (np.sen ;p), nie potrafię zrozumieć łatwości z jaką inni narzucają nam swój sposób życia. Jak to nie lubisz imprez? No co ty, ze mną się nie napijesz!? Co możesz mieć ciekawszego do roboty w piątkowy/sobotni wieczór od chlania? Ciężki klimat. Mnie ten infantylizm już tak nie rusza - czy ludzie odzywający się do mnie w ten sposób (oczywiście mający w dupie wszelkie odpowiedzi na powyższe pytania) są warci poświęcania im czasu? Chyba średnio. Widzę jednak, jak czasem tego typu przytyki wkurwiają Mężczyznę i od wielkiego dzwonu przybywam na imprezę. Tym razem musiałam przebrnąć przez falę ale napij się ze mną, odpowiadając chyba kilkaset razy nie, dziękuję, co przypłaciłam utratą głosu w trakcie wieczoru. Mam nadzieję, że te kilka godzin mojej obecności wystarczy zgromadzonym na kolejne miesiące ;p

Dziś natomiast moja Mama zarządziła obiad dla dziadków i kuzynki (w ramach przerwy w przygotowaniach do kampanii wrześniowej), więc od godziny 11:00 siedziałam w kuchni, a obiad przeciągnął się prawie do kolacji, więc reszta wieczoru to znowu walka z czasem, by wszystko ogarnąć na jutro i jeszcze napisać ten post. 

Z pozytywów, to w końcu, po tygodniach walki z brakiem czasu, brzydkimi rzeczami w sklepach lub chorymi cenami za te ładne rzeczy, udało mi się zrealizować kilka punktów z listy brakujących mi butów i dodatków: nowe sandały, nowe baleriny oraz nowa mała torebka - ich poprzednicy już ledwo trzymają się w całości, więc jestem więcej, niż dumna z siebie, że na coś się zdecydowałam nim, np. odpadła mi podeszwa od reszty buta :D

W sobotę z rana napadłam też Lidla celem przygarnięcia bluz do biegania, ale wyszłam z niesmakiem (i tą szarą z kapturem, ale bez szału) - niestety kroje jakieś takie piżamowe, a w rozmiar S zmieściłabym się razem z dwoma innymi osobami. 

I na koniec, na nieszczęście mojego portfela, w Bonarce otworzyło się stoisko (koło H&M) z zapachami do domu. Mają tam, i Yankee Candle, i Kringle Candle, i inne śmierdziele, a ja nie muszę już dymać na Miodową, by wydać zawsze za dużo kasy na woski ^^

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Będą baty ;p Z obiecanych sobie ostatnio trzech odwiedzin w Aziku wyszło całe..jedno. Ogromnie żałuje, że nie mają otwarte całą dobę, może wtedy bym wyrobiła.. Chleba też nie upiekłam, w sumie to nie wiem co ja sobie wyobrażałam rzucając sobie to wyzwanie ;p

Na kolejny tydzień tradycyjnie - zrobić wszystkie treningi, ten nieszczęsny Azik, nie zabić nikogo w sobotę w pracy (;p) i, uwaga, napisać jednego posta więcej na blogu! Ha!

PRZYGOTOWANIA DO PÓŁMARATONU KRÓLEWSKIEGO

Prawie udało mi się zrealizować treningi tego tygodnia. Wtorkowe 3 km były bardzo przyjemne, początkowo chciałam trzymać równe tempo, pierwszy zakres tętna itp, ale biegło mi się tak dobrze, że zrobiłam sobie trening z narastającym tempem. Czwartkowy bieg ciężko mi ocenić, bo trasa wymagała wielu przepraw przez skrzyżowania z sygnalizacją świetlną (czyt. stania po kilka minut w oczekiwaniu na zielone), więc endo pokazuje taką sieczkę tempa, że aż dziw, że żyję ;p Było przyjemnie i to najważniejsze.
Niestety dzisiejsze planowane 8 km marszobiegu poszło się je&^*^%ać dzięki rodzinnemu obiadkowi (znacie to powiedzenie, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach? ;p) i muszę pomyśleć co z tym fantem zrobić. Opcje: a) odpuścić i realizować plan dalej jak leci; b) zrobić jutro, co niestety oznacza bieg zaraz po pracy (bo nie chcę się długo tułać po ciemku), na głodniaka (bo nie zdążę strawić obiadu), co jak dla mnie brzmi średnio rozsądnie; c) zrobić w sobotę po pracy (powinnam skończyć ok. 14) i potem dobić się niedzielnym treningiem - też brzmi ryzykownie. To jak, która opcja najlepsza? :>

PIOSENKA TYGODNIA

Prayer In C - słucham tego kawałka jakieś 4-5x dziennie (niestety na sali gimnastycznej odbiera tylko Eska, a oni zapętlają sobie 10 piosenek i męczą tym zestawem przez cały dzień) i za każdym razem przypomina mi się wrocławski hostel - poranek, gdy siedząc na łóżku czekam na Mężczyznę i mamy zaraz ruszyć na hispterskie śniadanie na mieście :)

Dziś bez podsumowania - miłego tygodni!
N.

6 komentarzy:

  1. U mnie też bardzo różnie z organizacją zwłaszcza w chwili, gdy tryb życia zmienia się diametralnie i wszystko wywraca do góry nogami. Teraz wreszcie unormowało się praktycznie wszystko. Głównie mam na myśli treningi, bo udaje mi się realizować plan praktycznie w całości, a i nawet mam więcej czasu na bloga, przyjemności.. :) Grunt to znaleźć złoty środek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to jestem na straconej pozycji.. grafik zmienia się co tydzień <3
      W tym tygodniu musi się udać wybiegać wszystko, co zaplanowane, choćbym miała śmigać w tym deszczu!

      Usuń
  2. Żeby ogarnąć czasami czas trzeba wybrać sobie priorytety.. niestety :) Ale dasz radę :) Z bieganiem również :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Niektórzy pracują w normalnych porach 8-16, a nie jakieś dziennowieczorne zmiany (łączę się w bólu)... Co można zrobi o 18:30, po 8h pracy? Zjeść kolację i jechać do konia... <3 Niektórzy chyba faktycznie mają dłuższą dobę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ot co, a potem o 23 jak już wrócisz od konia, to się nasłuchasz, żeś geriatria, bo nosem ciągniesz po parkiecie prosto do łóżka :D

      Usuń