środa, 4 czerwca 2014

2 Bieg Swoszowicki - Swoszowicka Piątka


Emocje już opadły, można zatem napisać kilka słów o tej imprezie. 

Udział w tym biegu miał dla mnie duże znaczenie. Zeszłoroczna edycja odbyła się beze mnie (a były to czasy, gdy w głowie pojawiły się pierwsze myśli o starcie w zorganizowanym biegu, wielokrotnie potem tłamszone przeze mnie lub innych), musiałam bowiem w dniu biegu spędzić duuużo godzin nad projektem z marketingu, bo nasz prowadzący miał tonę uwag do poprawienia na wczoraj i zawalał nam robotą każdy weekend semestru. Długo nie mogłam odżałować, że wtedy nie pobiegłam - stąd też po ogłoszeniu kolejnej edycji przebierałam nogami nawet bardziej, niż na Bieg Nocny :)

Być może to pozytywne nastawienie wywindowało moje oczekiwania i potem każdy najmniejszy zgrzyt powodował coraz większe rozgoryczenie? Zaczęło się już przy odbiorze pakietu startowego - biuro zawodów, którym szumnie nazwano namiot kryjący przed słońcem zastęp uroczych, acz totalnie niezorganizowanych osobników, miało być czynne od 11. Z racji beznadziejnej, a już w niedziele wybitnie beznadziejnej komunikacji autobusowej do Swoszowic, pojawiłam się na miejscu o 11.30, zastając wyżej opisanych w gorączkowym składaniu numerów startowych (wkładaniu kartki A5 do koszulki). Patrzyłam tak chyba z 5 min, nie mając odwagi (i nadziei na gotowość mojego zestawu..) przeszkadzać. W końcu jakaś Pani się nade mną zlitowała i podjęła trud wydania mi mego pakietu. Dobre chęci rozbiły się o pierwsze jej pytanie: jaki ma Pani nr startowy? A skąd mam to wiedzieć? Listy zawodników z przyporządkowanymi numerami startowymi też nie mieli (lol?), na szczęście okazało się, że nie będzie konieczne przekopywanie się przez cały stos numerów startowych, ułożonych absolutnie nie alfabetycznie ;p - mój był stosunkowo na wierzchu. Jeszcze tylko oświadczenie o stanie zdrowia, siatka makulatury i miłego biegu!

Super, a gdzie jakiś chip?

Yyy, a gdzie mamy chipy? W numerze są? Nie, nie są, znowu szukanie nie wiem czego i nagle z chaosu wyłania się inna Pani, chyba równie znudzona totalnym nieogarem wkoło, co ja i prosi do swojej części namiotu, w około 6 sekund wydając mi mój chip oraz instruując o sposobie jego montażu i co mam z nim zrobić po biegu. 6 sekund. Wtedy cała sytuacja nie budziła u mnie tak negatywnych emocji, jak teraz - ot, po prostu dziwiłam się, że można mieć taki burdel w papierach, mimo organizacji imprezy po raz drugi.

Jak już jesteśmy przy pakiecie startowym i wspomnianej makulaturze - dwie jej pozycje rozwaliły mnie bardziej, niż Korwinówka masakruje lewaków. Jak można wsadzić pod koniec maja do pakietu wydanie Głosu Seniora z grudnia 2013? Toż to trochę żenujące. Albo kupon do Sklepu Biegacza, który obowiązuje dopiero, gdy wybulisz 400zł.. (jak ktoś się pisze na wspólne zakupy, to zapraszam), trochę to działanie w stylu macie, patrzcie, jakieś my pany, dajemy, a wy i tak pewnie nie skorzystacie, więc cacy. Hajs się zgadza.

Wróciwszy do domu oddałam się błogiemu jedzeniu, leżeniu, rozmyślaniu o trasie, aż przyszedł czas na ponowne odwiedziny w Swoszo. Wraz z Mężczyzną zabijaliśmy czas do startu zwiedzając moje miejsce pracy, poudawałam chwilę, że się rozgrzewam (było tak gorąco, że jak nigdy miałam ochotę biec nago..) i brew mi się zmarszczyła, gdy oczy me ujrzały pewne dziewczę znane mi przelotnie z parkruna (by być konkretnym, znane mi są jej uda odziane w stanowczo za krótkie jak na ich stan, szorty) - przelotnie także dosłownie, gdyż raz wyprzedziła mnie ona na ostatnim kilometrze, ustawiła przede mną i zatrzymała, by zawiązać buta. By laski nie zabić musiałam przelecieć nad nią, co na finiszu parkruna nazwałabym Cudem na Błoniach ;) Czy muszę dodawać, iż dziewczę powtórzyło manewr jeszcze kilka razy? Teraz ilekroć ją widzę, biegnę w bezpiecznej odległości 2 km ;p

Ustawienie się na starcie w połowie stawki tym razem okazało się poronionym pomysłem (zwykle tak robię, by nie przeszkadzać tym lepszym, ale też łechtać swe ego, gdy będę wyprzedzać tych, co przecenili swoje możliwości ;p) - nie pomyślałam, że znowu duża część osób nie rozumie, że jeśli mamy w naszym zacnym kraju ruch prawostronny, to się prawą stroną biegnie, lewą wyprzedza, a jeśli się jest hamulcowym, to nie biegnie się w parze zajmując sobą i swoim towarzyszem całej szerokości leśnej alejki. Po jakiś 300 m daremnego przepraszam, biegnijcie gęsiego wystosowanego do takiej właśnie parki, złapałam taki wkurw, że wzorem chamów z Biegu Nocnego, wryłam się między gołąbeczki (boczkiem, ale chyba przywaliłam komuś, może jakiś pamiątkowy siniak został) i w końcu mogłam ruszyć do przodu. Za-Krótkie-Szorty trzymały podobne tempo, więc pierwsze okrążenie i kawałek drugiego zrobiłyśmy prawie ramię w ramię. Na moje szczęście tym razem buty miała dobrze zawiązane, a potem wymiękła na podbiegach, więc trzecie kółko robiłam już bez obaw.


Trasa była chyba najmocniejszym i jednocześnie najsłabszym akcentem biegu. Cieszyłam się bardzo na jej zróżnicowanie i te podbiegi właśnie, choć przy upale, jaki panował 25 maja, podbiegi pokonały nawet mnie. No, i te trzy pętle. Powtórzę to po raz kolejny - osoby, które wymyślają takie trasy, powinny być rytualnie torturowane 3-godzinnym seansem z twórczością Justina Biebera. Co do zabezpieczenia trasy, to do trzeciego okrążenia byłam pod wrażeniem - każda dziura w uzdrowiskowym asfalcie, każdy korzeń, wszystko było zaznaczone oczorypnym sprejem, więc nawet z zalaną potem twarzą było widać, gdzie nie należy pchać nóg. Na trzecim okrążeniu w lesie poszłam na czołówkę z pewną panią z wózkiem dziecięcym, popylającą w pełnym zdziwieniu środkiem ścieżki. Za nią synalek na hulajnodze. Jakiś bieg? Phi, wlezę z niemowlakiem pod rozpędzoną hołotę. Fuck logic :)

Takie drobnostki oraz komentarze panów, którzy pilnowali, by za wcześnie nie wbiec na stadion (od razu widać po tym, jak biegnie, że ma za słaby czas, by już kończyć - a ciul was to obchodzi!? czy ja komentuje głośno wasze krzywe ryje? nie.), żar z nieba, brak wody na trasie (niby tylko piątka, ale ludzie, było gorąco..), debile na trasie, żenująca konferansjerka (czy ten pan był trzeźwy?) poskładały się na mój tak podły nastrój, iż miałam ochotę zejść z trasy, byle już mieć to już za sobą. Na finiszu wolontaruszka z medalami ustawiona była może ze 2 m za linią, więc nawet nie było miejsca, by wyhamować, stoły z wodą też rozstawione za blisko, ryk muzyki, eh. Myślę, że jak na kiełkujący we mnie wtedy kryzys biegowy, start w tej imprezie był bardzo złym pomysłem. Długo nie mogłam dość do siebie po, do kiełbasy postartowej (prawie w całości oddanej Mężczyźnie, bo jak można wrąbać po biegu coś tak ciężkostrawnego jak kiełbasa z rożna? :D) stało się w kilometrowej kolejce, na którą składali się głównie strażacy, straż miejska i policja zabezpieczająca wydarzenie..

Ale gorycz przelało to, co stało się na koniec, czyli dekoracje najlepszych. Kategorie były tak zmyślne, że np. na pudło wskakiwała dziewczyna nagrodzona w kat. zawodnik lokalnego klubu sportowego, a że była jedyną startującą osobą, to bach, pierwsze miejsce. Za-Krókie-Szorty zagrnęła pudło z okazji bycia mieszkańcem Swoszowic. Czy muszę dodawać, że oprócz samej kategorii open wszystkie te nagradzane osoby pobiegły gorzej ode mnie? A nie pobiegłam za dobrze..

Ta mina mówi wszystko.. Photo by Jura P.

Wróciłam do domu, delikatnie mówiąc, zła. Głównie na siebie. Też rozgoryczona. I z poczuciem, że to nie była impreza dla mnie. Zupełnie odwrotnie, niż to sobie w głowie uroiłam - mały bieg, niewielu uczestników, ciekawa, wymagająca trasa - będzie dobra zabawa. Teraz już wiem, że szkoda czasu i nerwów na to wydarzenie. Na szczęście bieganie zrobiło się na tyle popularne, iż wkrótce i tak braknie nam miejsc w imprezowym kalendarzu :)

N.

4 komentarze:

  1. Noo... nie pozostawiłaś suchej nitki na organizatorach :D Dobrze jednak, że nie pojechałam tam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać miałam za duże oczekiwania ;D

      Usuń
    2. za duże oczekiwania w porównaniu do wyrozumiałości względem organizatorów ;) następnym razem radzę ochłonąć po nieudanym sprawdzianie własnych możliwości i dopiero potem komentować, bo takie niezbyt konstruktywne "hejty" na wszystko co tylko możliwe nie są zbyt wyrafinowane :)

      Usuń
    3. Drogi Anonimowy, z którego fragmentu tej notki wywnioskowałeś, że przeczytasz wyrafinowany i konstruktywny hejt (cokolwiek to jest..)? To tylko moja opinia, subiektywna, niepochlebna - jasne, ale moja. Nikogo nie zmuszam do identyfikowania się z nią.
      Za organizatorów trzymam mocno kciuki. Śledząc ich starania o tegoroczną edycję odnoszę wrażenie, iż to odpowiedni ludzie do tego typu zadań - stworzyć coś z niczego, walczyć z rzucanymi pod nogi kłodami - tak robią tylko pasjonaci i jestem pewna, że w tym roku większość spraw organizacyjnych będzie dopiętych na ostatni guzik. A, i ja nie będę biec, więc nie będzie zawiedzionych oczekiwań, a co za tym idzie niewyrafinowanych, niekonstruktywnych hejtów w internetach :p

      Usuń