środa, 29 stycznia 2014

Buty z Lidla - dają radę?

To już prawie 3 tygodnie, jak me nóżki w Aziku zdobią kierpce z Lidla. Nie ukrywam - wybrałam je ze względu na niską cenę i.. kolor sznurówek. Trochę pohasałam i postanowiłam podzielić się swoim pierwszym wrażeniem.

Po co mi one?
Potrzebowałam obuwia na fitnessy. Moje poprzednie buty nie dawały rady na indoor walking chyba bardziej niż ja i istniała uzasadniona obawa, że któregoś pięknego dnia potargają się do reszty, a ja zaryję nosem o parkiet. Gdy zobaczyłam buty w gazetce Lidla pomyślałam tak, to one, będą mi pasować do spodenek <3 (kij z tym, czy wygodne ;p)

Dodatkowym zastosowaniem, jakie dla nich widziałam to squash. Mój Mężczyzna dużo gra i do niedawna próbował mnie zachęcić, niestety nie posiadam(łam) obuwia sportowego z jasną podeszwą, więc nic z tego nie wychodziło. Teraz mogłabym grać!


Pierwsze wrażenie
Po wzięciu do rąk - ależ one lekkie! Podeszwa wykonana jest z tworzywa sztucznego, jedynie jej koralowe elementy są gumowe, co przekłada się na niewielką wagę buta. Byłam też zaskoczona, że zapiętek (co za dziwne słowo..) jest dość sztywny i ładnie trzyma moją stopę. Niepokojąca natomiast była średnia elastyczność podeszwy, oczywiście w porównaniu z moimi poprzednimi butami to wręcz wykręcają się na drugą stronę, ale chyba oczekiwałam czegoś bardziej ruchawego ;p

Drugie wrażenie, czyli kilometry popełnione po domu
Lubię pochodzić sobie w nowych butach po domu, takie widzi mi się. Kilka pierwszych kroków było bardzo przyjemne i miałam naprawdę duże nadzieje, co do tych trzewików. Do czasu. Wspomniana podeszwa z tworzywa sztucznego może i jest lekka, ale jest też pierońsko śliska! Jeśli obciążamy przód lub tył buta, nie ma problemu, ale przy wszelkich dynamicznych ruchach na, dajmy na to, parkiecie, będziemy jeździć jak na lodzie. Trochę średnio.


Na pierwszy ogień - TRX
Na indoor walking od zakupu butów jeszcze nie dotarłam, natomiast dość często wieszam się na TRXach i po tych trzech tygodniach mogę już coś powiedzieć. Podczas rozgrzewki buty sprawują się świetnie - przeważnie. Ślizgałam się tylko raz, gdy prowadzący wymyślił sprint do przodu, hamowanie, sprint do tyłu i tak w kółko - ja oczywiście zamiast hamować (bo czym?) jeździłam na butach, modląc się, by nikt z pozostałych uczestników zajęć na mnie nie wpadł. Jeśli zaś chodzi o wentylację, to siateczki dają radę, nie mam uwag.

Zwisy na TRXach są wykonalne, o ile opieramy się na pięcie lub palcach. Na pierwszych zajęciach strasznie skupiałam się na tym, by nie pojechać przed/za siebie, w sumie niepotrzebnie. Wszelkie ćwiczenia w podporach z nogami w uchwytach (z wiadomych powodów ;p) także wykonuje się normalnie ;p;p Mam jedynie problem z przysiadem na jednej nodze (druga w uchwycie) - po ok 2-3 powtórzeniach łapie mnie dziki skurcz mięśni stopy. Nie wiem, czy wynika on ze złego wyprofilowania buta, czy mojej urody, ale nie kojarzę, by wcześniej coś takiego mi dokuczało.

Podsumowując, na zajęcia TRX można je ze sobą zabrać. Planuję je jeszcze sprawdzić na bieżni (choć bieganie na niej, gdy za oknem tyle śniegu zakrawa o masochizm ;p), spacerze z indykiem (gdy w końcu dotrę, na razie grafik w pracy i ten w Aziku nijak do siebie nie pasują) oraz tym squashu, może wbrew własnym obawom nie zabiję się wjeżdżając w ścianę..

Ciąg dalszy nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz