czwartek, 26 września 2013

Nasze życie byłoby o wiele przyjemniejsze, gdyby..

... ludzie wywiązywali się ze swoich obietnic, wypełniali obowiązki, które na siebie przyjęli. I ogarnęli się nieco.

Kilka ciężkostrawnych sytuacji z ostatnich tygodni:

1. Rekrutacja Mężczyzny. Postanowił on podnieść swoje kwalifikacje i na uczelnię-matkę wybrał się, coby studia nań kontynuować. Spotkał się z oporem, którego zasadności do dziś zrozumieć nie mogę - otóż w uchwale jakieś tam stoi, że wynik egzaminu, który Mężczyzna zdawał był pół roku temu, potwierdzający jego wiedzę i umiejętności, traktowany jest jako podstawa do zwolnienia z egzaminu wstępnego. Tak rzecze uchwała. Co robi komisja rekrutacyjna? Ma ten zapis w dupie. O ile życie byłoby prostsze, gdyby szanowny skład owej komisji potrafił czytać ze zrozumieniem wypociny swoich zwierzchników?

2. Moje przeboje z promotorem. To właściwie jest temat na osobną książkę. Trylogię bym popełniła, powiadam Wam! Trwające miesiącami poważne awarie komputerów, internetu, pomyślunku to już klasyki w tłumaczeniu tego, co się miało zrobić, a się nie zrobiło. O ile życie me byłoby prostsze (a mgr obroniony wcześniej..), gdyby człowiek, który przyjął na siebie brzemię bycia promotorem oraz hajs za to dostaje, wywiązywał się chociaż z 20% swoich obowiązków?

3. Wyniki konkursu z koralikową bransoletą i czekanie na ruch zwycięzcy. Wydawało mi się, że dość jasno zaznaczyłam, że osoba, która wygra ma do mnie napisać maila z adresem do wysyłki.. Nie ja do niej. Od ogłoszenia wyników cisza, więc jeszcze jaśniej obwieszczam, że jeśli do niedzieli mixoflife adresu nie prześle, bransa leci do innej osoby. Amen.

4. Aferka pod bochenkiem chleba. Anna napisała post. Post skomentowała anonimowa Kasia, wytykając, że taki a taki facet to miód, a inny to zło, czym rozjuszyła tabuny rozhisteryzowanych i agresywnych łań (w tym mnie), które swoich facetów pijących piwo bronić postanowiły. Wyszedł z tego cyrk godny Jerry Springer Show! W kolejnym poście Anna wylała pomyje na swoich komentatorów, bo wszak jak można wyśmiewać faceta, który jest lokajem dla swojej kobiety? Jak można bronić swojego w sposób tak szyderczy i raniący uczucia biednej anonimowej Kasi (nie ważne, że to ona jako pierwsza zaczęła bluzgać na innych, narzucając jedyny słuszny model związku między dwojgiem ludzi..). O ile życie (i internety) byłoby spokojniejsze, gdyby autorzy blogasków raczyli ogarnąć, że owszem, mają prawo pisać swoje opinie, oparte na swoim mega trudnym doświadczeniu, które z urzędu stawia ich ponad wszystkich wkoło i czyni ekspertami w dziedzinie związków, ALE czytelnicy, komentujący prawo do posiadania i wyrażania swojej opinii także mają, a czy są one agresywne? Tak, często są, jak same opinie autora posta. Jeśli napiszę teraz, że każdy, kto zaczyna zdanie od więc jest analfabetą, to nie będę się unosić, że któreś z Was napisze w komentarzu, że moja ignorancja wobec interpunkcji zniża mnie do poziomu ameby. Obie te opinie są krzywdzące i niesprawiedliwe, jednak znakomita większość blogerów uważa, że ma prawo nazwać kogoś analfabetą, podczas gdy ameba to szczyt hejterstwa. Jeszcze pierdyknijmy sobie regulamin strony i kampanię przeciwko agresji w internecie :)

Piąty punkt był, ale sprawa rozwiązała się kilka dni temu, więc już nie będę rozdmuchiwać. Tak tylko wspomnę, że czasem warto odpisać na maila nawet słowami - przepraszam, jestem zajęta/chora/nieogarnięta, odpiszę do końca tygodnia. I już COŚ wiem.


6 komentarzy:

  1. współczuje walki z promotorem... o mojej też można by epopeje napisać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, że już nic nie nabruździ przy recenzji i obronie pracy, dostanie swoje kwiaty i zakończymy naszą znajomość.

      Usuń
    2. Mam piękne słonecznki w ogrodzie, jeśli chciałabyś wpleść wątek naturalistyczny w ten cyrk na kółkach pt.obrona :P

      Usuń
    3. Teraz mówisz, jak dziś zamówiłam kwiaty!? :D

      Usuń
  2. Ja swoją obronę (rok temu) też wspominam jako "wyboiste" doświadczenie...Moja promotorka uznała, że skoro z całej grupy seminarium podlizywałam się jej najmniej (czytaj: nie brałam na siebie obowiązków związanych z organizacją konferencji, za którą ona była odpowiedzialna), to mojej pracy na czas nie sprawdzi. Chociaż skończyłam pisać jako jedna z pierwszych w grupie, to najpierw sprawdziła prace tych, którzy zadbali o to, żeby odpowiednio się podlizać, a ja miałam obronę przełożoną na po wakacjach...No cóż, chyba praca na uczelni równa się często z problemami z własnym ego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnymi wyjątkami, bo od każdej reguły jakieś są - z ostatnim zdaniem nie sposób się nie zgodzić :(

      Usuń