poniedziałek, 16 września 2013

Instagram - zrzut #6

Niewiarygodne, jak ten czas płynie! Przed oczami mam wciąż świeże wspomnienie podłączania telefonu do kompa celem zrzutu nr 5, a tu już kolejna porcja! Chciałam w minionym tygodniu być nieco bardziej aktywna na Instagramie (i wydawało mi się, że jestem ;p), a tu klops - ledwo starczyło na kolaż :D


1. Kupiłam w końcu karimatę. Brakowało mi czegoś, czym mogłabym przykryć podłogę, gdy ćwiczę w domu - nie ćwiczę często, ale gdy już to robię, chlustam potem na prawo i lewo :] 

2. Tarta serowo-szpinakowa - moja ulubiona i jedyna, jaką robię, głównie dlatego, że na myśl zjadłabym tartę, zawsze do głowy przychodzi mi tylko to połączenie smaków.

3. Intensywnie palę woski :) Zeszły tydzień umilał mi Beach Wood, nad którym zachwycałam się dwie notki temu, od wczoraj oddaję się słodyczy Black Coconut, mmmm ;p

4. i 7. Wtorkowe, lajtowe 20 min biegu przyniosło ze sobą niespodziewane poprawy rekordów życiowych. Mężczyzna twierdzi, że to zasługa jego pożegnalnego gestu, więc trzymajmy się tej wersji ;p;p Głodna dalszych żółtych pucharów na endomondo dałam się ponieść imprezie we czwartek i uwaga, uwaga (tak, będę się tym jarać przez najbliższe pół roku ;p) - pobiegłam 5 km poniżej 30 min! 

5. We środę Mężczyzna zabrał mnie na cupcake'a. Trochę już tęsknie za tymi wszystkimi kawami na mieście między zajęciami, za mieszkaniem w tramwajach i autobusach, więc taka krótka chwila poza domem dała mi dużo radości.

6. Le moja nowa kurtałka do biegania. Le nieprzemakalna. Le sauna za free. Polecam, Natik ;p 
Teraz zbieram kasę na bluzę, przydałyby się jeszcze jakieś dwie pary spodni i może w końcu moje bieganie nie będzie uzależnione od tego, czy wyschły mi ciuchy po poprzednim treningu :D

8. Po dwóch dłuuugich miesiącach oczekiwania, przepraszaniu za opóźnienia, cudowaniu i zwodzeniu, w końcu przysłali mi bidon, mój imienny, oh, ah ;p Wydawało mi się, że będzie nieco mniejszy, a ta kobyła swobodnie mieści 0,7l (wody, ofc ;p) - także do biegania się nie nada, ale jak od-obrażę się na rower, to będzie jak znalazł!

9. I na koniec sobotnie odkrycie - szukałam książki do kinezyterapii, aby ładnie test Lovetta w pracy mej opisać, a znalazłam.. pamiętnik. Godzinę czytałam swoje perypetie sercowe w latach 2007 i 2008 i dochodzę do wniosku, że trzeba ten niepozorny zeszyt spalić. Tak, koniecznie!

Ja swój nowy tydzień rozpoczęłam od porannego najścia na promotora (to jedyny sposób, by cokolwiek od niego wyciągnąć) i siedzę teraz nad poprawkami rzeczy, które można było poprawić 3 miesiące temu, gdyby wyżej wspomniany raczył otworzyć załącznik do maila i go przeczytać.. Jeśli wydawało mi się, że 5-godzinny magiel zwany egzaminem zawodowym po licencjacie był hardcorowy, to doprawdy, niewiele jeszcze wiem o hardcorze, oj ;p

Także trzymajcie kciuki za moje zdrowie psychiczne, niech nas jeszcze słońce rozpieszcza i do poczytania jakoś w najbliższym czasie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz