sobota, 1 czerwca 2013

Co w trawie piszczy..

Nie mam nic na usprawiedliwienie swojej nieobecności!
Żartuje, mam, ale już mi się nawet nie chce wywlekać syfu tutaj. Dziękuję wszystkim, którzy mimo mojego upartego milczenia odwiedzają paplaninę codziennie. Tym, którzy docierają tu z pewnej porno-strony także :D

W ostatnich tygodniach wydarzyło się tyle, że nawet nie wiem od czego zacząć..
W połowie maja świętowaliśmy z Mężczyzną 3 lata wspólnej egzystencji. Z powodu mojej dzikiej sytuacji uczelnianej musieliśmy odwlec nieco rocznicową kolację, ale prezent dostałam o czasie :D


Kilka dni później Mężczyzna obchodził kolejną rocznicę, tym razem swoich urodzin, ale ze świętowaniem wstrzymaliśmy się do zeszłego weekendu, gdy do Polski zawitała Ki i razem reaktywowali słynne GrubKi. Ki przywiozła mi też dwa woski YC, w tym Pineapple Cilantro, także jestem chyba jedyną osobą w Polsce, która ma ten wosk w swojej kolekcji <3
Natomiast od Mężczyzny dostałam dwa kolejne - Beach Flower i Honey Blossom - prosto z warszawskich Złotych Tarasów :)


Jeden w weekendów majowych mieliśmy zarezerwowany na odrabianie zajęć z WFu (na piątym roku mamy tak zaprany plan zajęć, że nie było kiedy wcisnąć 2h tygodniowo...). Po kilku burzliwych dyskusjach stanęło na zbiórce w Rytrze i spacerze do schroniska na Przehybie. Oprócz przyjemności związanej z obcowaniem z górami, byłam też ciekawa tego wysublimowanego eksperymentu psychologicznego pt. fizjoterapeuty na szlaku. I nie zawiodłam się :) Na dwa dni przed wyjazdem wdałam się w mało owocną dyskusję z koleżanką, która narzekać zaczęła, że to głupi pomysł, że to wszystko jakieś takie niezorganizowane, że jak to iść szlakiem, jak ponoć można dojechać samochodem (jeśli ma się pozwolenie) itd. Wyjechałam jej, że jak Starosta prosił o pomoc przy organizacji lub inne sugestie, to nawet pierdnąć nie raczyła, a teraz ją na pyskówki wzięło. Z resztą, nie ją jedną. Ale taka mentalność ludzi, niewiele da się zrobić :)
Potem iście profesjonalne zachowanie niektórych osób na szlaku.. Sama miałam tak doładowany plecak izotonikami, że ledwo go wyniosłam na górę (flaszkę wina niosłam dla 3 osób..), ale nawet gdybym miała pusty plecak lub tragarza, nie znaczy, że wystrzeliłabym kilka kilometrów przed całą grupą, tylko dlatego, że mogę iść szybciej. Podobnie komentarze jednego z opiekunów, by podzielić grupę na wprawionych w pieszych wycieczkach i tych, co idą wolniej. Wszystko fajnie, ale to nie był rajd, ani wyścig o złote gacie, tylko wycieczka piesza w ramach wychowania fizycznego. Niestety, praca w grupie dużo lepiej nam wychodzi na kartach CV, niż w rzeczywistości.


I na koniec moje skromne zakupy w ramach -40% w rossmanie - wydajmy całą pensje: L'Oreal Rouge Caresse w kolorze Dating Coral, czyli kolejna pozycja z mojej ustnej listy zachcianek. Przy okazji wymaziałam się Shine Caresse - Lolita i potwierdzam, że się franca utlenia. Ale i tak mi w niej ładnie ;p


P.S. Wybiera się ktoś na I Bieg Swoszowicki w niedziele? Szukam kompana do lajtowej 5tki (a właściwie motywacji, bo lenistwo to straszna choroba ;p)

2 komentarze:

  1. ahh Gratulacje i życzenia dalszej wspaniałej wspolnej egzystencji ;)
    btw ogarnia mnie zazdrosc rosmanowsko-YC'owa :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :)

      Następna promocja w Rossmanie dopiero za pół roku :( z drugiej strony to dobrze dla portfela..

      Usuń