piątek, 29 marca 2013

Radujący się mózg mój

Paradoksalnie, w tym totalnym młynie, jaki zawładnął moim życiem przez ostatnie tygodnie, miałam w końcu czas na czytanie. Jadąc na praktyki, wracając z praktyk, jadąc robić badania, wracając i nagle okazywało się, że czytam 2-3h dziennie. Dzięki temu przebrnęłam przez pewną ciężkostrawną powieść i kilka raczej przyjemnych, o których napiszę dziś parę słów.


Coś niebieskiego Emily Giffin nieco mnie rozczarowała.
Na kolejnych stronach śledzimy historię Darcy, laski o nienagannej aparycji i osobowości płytkiej, aż w oczy kole. Zdradziła swojego faceta z jego kumplem ze szkoły, po czym przez 3/4 książki ma pretensje, że on zdradził ją z jej przyjaciółką.. Fuck logic. Postanawia zrobić sobie dziecko z kochankiem, którego przerasta bogata osobowość głównej bohaterki i ucieka. Dopiero w Anglii, pod czujnym okiem swojego dawnego przyjaciela zaczyna dorastać i ogarnia się nieco przed narodzinami bliźniaków. Jest to tak naiwne, że ciężko mi uwierzyć, że wydawca to puścił :)
Podczas lektury miałam przed oczami koleżankę ze studiów - klasyczny przypadek zapatrzonej w siebie ignorantki i zastanawiałam się, co by było konieczne, by wyzwolić w niej potrzebę zmiany, ale nawet trojaczki rodzone bez znieczulenia nie dałyby rady w tym przypadku ;p
Obiecuję sobie już więcej nie sięgać po Emily Giffin - dwie kiepskie książki kontra jedna średnich lotów.. szkoda czasu.


Dallas '63. Panie King, co to ma być, do licha ciężkiego!? Ostatnią książką, która tak mnie zmęczyła była Historia masażu w zarysie. Teraz już wiem, że im grubszą powieść spłodził King, tym pewniej powinnam w ogóle jej nie ruszać.
Dallas '63 to opowieść o pewnym nauczycielu imieniem Jake, któremu pewnego dnia jego przyjaciel zdradza tajemnicę sukcesu swoich hamburgerów (wiem, pokrętnie to tłumaczę, ale to prawda ;p) - tajemne przejście, pozwalające cofnąć się w czasie. Za każdym razem, gdy bohater włazi do nory, ma szansę zmienić coś w dziejach ludzkości, jednak wracając do teraźniejszości, jego dokonania kasują się - tak przynajmniej mu się wydaje. Przyjaciel, Al, na łożu śmierci prosi go o jedną małą interwencję..powstrzymanie zamachu na Johna F. Kennedy'ego. Lol. Ponieważ włażąc do nory Jake ląduje zawsze w 1958r, musi sobie jakoś czas oczekiwania na zamach zapełnić, ale nie opowiem wszystkiego, może ktoś jednak zechce przeczytać Dallas '63.
Po paru tygodniach namysłu doszłam do wniosku, że moje początkowe wkurzenie na autora i zniechęcenie do książki wynika z rozczarowania - to, co napisał King znacznie odbiega od tego, co poznaliśmy, czytając jego poprzednie dzieła. Nie tego się spodziewałam, wynudziłam się okrutnie, ale jak zobaczycie niżej, obrazy stanu nie ma :)


Wszystkie boże dzieci tańczą to zbiór sześciu opowiadań, których jedynym łącznikiem jest trzęsienie ziemi w Kobe. Każde kolejne lepsze od poprzedniego. Moje ulubione to Tajlandia i Pan Żaba ratuje Tokio. I, o ile to pierwsze ujęło mnie swoim klimatem, tak drugie rozwaliło Panem Żabą :D To jest taki hardcore, że podczas lektury śmiałam się do siebie jak obłąkana, a że wspominałam na początku, że czytam w środkach komunikacji wiejskiej, to dziwie się, że jeszcze nikt mnie nie pozdrowił na Spotted: MPK Kraków ^^
Historię o Panu Żabie będę czytać swoim dzieciom, jak nic ;p
Tymczasem moje zauroczenie panem Murakami nieustannie przybiera na sile. W najbliższej przyszłości czeka na mnie Przygoda z owcą i trylogia 1Q84. Jeśli też chcecie dać się pochłonąć, polecam zacząć od Norwegian Wood, najlepiej w zimny, deszczowy dzień, na szarych kartach czytnika - tak dla wtopienia się w klimat.


Spowiedź heretyka. Sacrum profanum, czyli Nergal na tapecie.
Historia moich podchodów do tej książki jest długa - zaczęło się od świadomości, że takowa istnieje. Później w ręce wpadł mi jakiś zabłąkany w mym mieszkaniu egzemplarz Gali, czy innego zabijacza czasu spod gabinetu lekarskiego, z Darskim na okładce i wywiadem w środku.Przeczytałam z ciekawości. Uderzyła mnie jedna rzecz - czytając pisemko pokroju Gali spodziewasz się błahych pytań i równie porywających odpowiedzi. Tu na głupie pytania Nergal udzielał inteligentnych odpowiedzi.. i tym chyba zwrócił na siebie moją uwagę. Coś tam wspominali o książce, ale nie zgłębiałam tematu. Kilka tygodni później toczyłam wewnętrzny bój - Zafon, czy Nergal? W Empiku była promocja, 1+1 - biorąc jedną książkę drugą brało się za pół ceny (albo za darmo, nie pamiętam). Chwyciłam brakujący w mej kolekcji 3 tom 1Q84 i nie mogłam dobrać drugiej książki. Po 30 minutach miotania się między półkami, Mężczyzna wsadził mi w ręce Zafona i Spowiedź.. znów zniknęła z horyzontu. Jednak przyszedł taki dzień, a po Dallas '63 tych dni było wiele, gdy chciałam zasmakować czegoś stymulującego mózg i przypomniałam sobie o pewnym wywiadzie z Gali :)
Spowiedź.. ma formę wywiadu. Pytanie, odpowiedź, dwa zdjęcia, pytanie, odpowiedź itd. Czyta się szybko, choć na Kindlu odczytywanie podpisów zdjęć wiązało się z każdorazowym powiększaniem strony, więc odpuściłam i przelatywałam dalej. Tematyka obraca się wokół wiary, muzyki, historii zespołu, związków Nergala, w tym oczywiście związku z Dodą oraz choroby. Mogłoby się więc wydawać, że jeśli osoba Adama Darskiego jest nam obca, to nie ma sensu sięgać po ten wywiad, ale dla jego kilku złotych myśli, czy generalnie, myślenia, naprawdę warto. Bo jak nie ma erekcji w mózgu, to na dole też nie będzie.


Wielki Marsz Richarda Bachmana, a właściwie Stephena Kinga to moja osobista próba ratunku wizerunku króla horrorów. Na szczęście udana :) W Wielkim Marszu bierze udział setka młodych mężczyzn, idąc do upadłego, dosłownie. Mają narzuconą trasę, narzucone tempo i karę za łamanie regulaminu. Marsz kończy się tam, gdzie pada przedostatni uczestnik.. Nic więcej Wam nie zdradzę, przeczytajcie sami!

2 komentarze:

  1. Cóż, kto co lubi. Ja bardzo polubiłam książki Emily Giffin, bo mimo wszystko czyta się je lekko i nawet wbrew pozorom nie są takie głupie. Ale jeśli jesteś amatorką ambitniejszych książek czytanych jedna po drugiej, bez czegoś lżejszego, rzeczywiście nie jest do wybór dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, pierwsza jej książka, która wpadła mi w ręce, Coś pożyczonego, była niezła. Oczywiście jako weekendowa lektura dla odprężenia, a takie też lubię, bo są miłą odskocznią po momentami mielącej mózg literaturze fachowej. Polecałam ją innym, chyba nawet gdzieś się plącze mój egzemplarz po znajomych, a teraz trafiły mi się dwie pod rząd irytujące mnie książki i mam dość :)

      Usuń