sobota, 27 czerwca 2015

IV Bieg AGH - kiepskie dobrego początki

Literka A. Literka G. Literka D - jak AGD! :D


Tak mnie nosiło na jakiś start w czerwcu. Przygotowania do półmaratonu są fajne, ale na tym etapie mało dynamiczne. Łapałam się na tym, że zamiast klepać kilometry, wychodziłam się przebiec dla przyjemności - czyli dość żwawo. W końcu przestałam sobie wmawiać, że czerwiec to za gorący miesiąc na piątkę i zapisałam się na Bieg AGH. Bo przecież nic tak nie poprawia humoru, jak nowa życióweczka! :D

Po raz kolejny rozwaliła mnie organizacja. Trasa to pętla lub dwie po 5 km? Wrzućmy mapę z zeszłego roku, nikt nie zauważy, że tam pętla ma 6 km ;p Napisaliśmy w regulaminie, że w pakiecie jest koszulka? Jebnijmy niepraktyczny niebieski plecak! Poinformowaliśmy, że start jest na wysokości ulicy Rostafińskiego? Nie, będzie pod odlewnictwem. Na dodatek biuro zawodów niechaj będzie otwarte w godzinach, gdy większość ludzi jest w pracy, przecież i tak pobiegną tylko studenci odbębniający zaległy WF. Tak sobie dziś myślę, że musiało mi się mocno chcieć tej życiówki, skoro nie zarzuciłam pomysłu widząc pierwsze oznaki nieogaru.

Sobota była dość deszczowa, toteż ucieszyłam się promieniami słońca przebijającymi przez chmury na chwilę przed startem. Przynajmniej obędzie się bez prysznica. Wystartowałam leniwie, wydawało mi się, że nawet zbyt leniwie, ale GPS, póki był (bo znów poszedł spać w trakcie), informował, że jest git. No, to ciśniem.

Na trzecim kilometrze przyszła zadyszka. Wraz z kolką. Chwilę później nadszedł skurcz przepony. Wspaniale! Zgięta wpół niczym niedomknięty scyzoryk, próbowałam trzymać tempo. Miny mijanych kibiców utwierdzały mnie w przekonaniu, że pobladłam nieco. Nie mogłam biegnąc sięgnąć pod żebra i się rozluźnić, a zatrzymanie oznaczałoby mój koniec, nie zmusiłabym się do kontynuacji biegu. Gdy ból osiągnął poziom, przy którym pozycja ciała nie ma już znaczenia, wyprostowałam się. Jak mam zemdleć, to z wysoko podniesionym czołem (przynajmniej nie obiję sobie nosa o asfalt). Na ostatnich metrach, gdy oczom mym ukazał się zegar, ogarnęła mnie taka furia, że rzucałam kurwami (w myślach, oczywiście) na cały świat. 25 min 32 sekundy. Nosz, kurwa.

Poprawiłam swoją oficjalną życiówkę o 70 sekund. Życiówkę sprzed roku.. nawet na parkrunie zdarzyło mi się pobiec szybciej, ostatnio generalnie zdarza mi się biec ten dystans szybciej. Świadomość, że ta cholerna przepona daje mi się we znaki od kilku tygodni, przyćmiła radość z, koniec końców, przyzwoitego biegu (do 3-go kilometra, nareszcie przestałam spalać się na początku).

Bieg ten nie okazał się jednak złym wspomnieniem, bo dał początek kilku dobrym rzeczom. Pierwsza: mam namacalny dowód na to, że już teraz jestem w lepszej formie, niż rok temu, to dobrze rokuje na październik. Druga: mogę zapierdalać cały tydzień w pracy, nie wiedzieć jak się nazywam, być holowana na start, bo nogi mi weszły do dupska na wysokość potylicy, a potem jak gdyby nigdy nic, pyknąć piąteczkę - jestem niezniszczalna ;p Trzecia: jadąc w poniedziałek do pracy wyjęczałam koledze wszystkie swoje przeponowe żale. Ponieważ problemy me mają dość uchwytny początek (jakiś czas temu niosąc tackę z okładem borowinowym nie wyrobiłam w obrębie kabiny, uderzyłam nią o ścianę, jednocześnie wbijając sobie kant pod żebra, w przeponę właśnie..), podjął się uwolnienia mnie i mojej przepony. Wylądowałam na kozetce, dałam zmaltretować (jeśli twierdziłam, że masaż przykurczonego pasma biodrowo-piszczelowego bańką chińską jest bolesny, to przepraszam, w porównaniu z uwalnianiem przepony to jak przyjemność!) i testuję efekty terapii. Dobry terapeuta w teamie takiej ofiary losu jak ja, to skarb.

Miałam już się uspokoić i klepać te swoje kilometry, ale serce rwie do kolejnej piąteczki, kolejnego sprawdzianu. Już jest lepiej, już bym urwała kolejne sekundy, już, już! :)

N.

3 komentarze:

  1. Po swojej nowej życiówce na 5 km miałam od razu chrapkę na kolejną, ale to chyba się tak nie da :D Byłam na tym biegu, ale nie widziałam Cię.. teraz już wiem dlaczego - bo tak zasuwałaś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby było zabawniej, sądząc po zdjęciach, które zrobiłaś, musiałaś stać tuż koło moich rodziców :D

      Usuń
  2. Nie poprawiłaś. Trasa nie miała atestu. Zresztą to najmniejszy problem... bo do 5 km trooochę metrów brakowało.

    OdpowiedzUsuń