niedziela, 19 października 2014

WeekEnd - Shine



WZLOTY I UPADKI

I znów - posiłkuję się kalendarzem, by jakoś przypomnieć sobie co się działo przez ostatnie 7 dni. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to napiszę, ale praca na siarce tym razem wykończyła mnie psychicznie bardziej, niż fizycznie. Pacjenci są momentami tak beznadziejni, że dla własnego zdrowia trzeba zacząć ich ignorować - szczególnie, gdy po powracających przemyśleniach typu To oni są takimi idiotami, czy ja? dochodzi się do wniosku, że idiotą jednak się nie jest ;p Wtedy już prosta droga do generalizacji i jakiś chorych pomysłów uzdrawiania społeczeństwa

We środę miałam wolne. Tak jakoś wyszło, że prosiłam o poranną zmianę, by nie lecieć prosto z pracy na koncert, ale takowa się nie znalazła. Zaczęłam więc leniwie dzień od pilatesa, dwóch śniadań, omletów, nie omletów, zajmowania się sobą, ba, nawet notkę walnęłam :) 

A wieczorem... Parov Stelar! Gdy Mężczyzna organizował ekipę na koncert, ja poważnie zastanawiałam się, czy w ogóle iść. Bilet tani nie był, a świadomość, że twórczość powyższego znam głównie z tła do naszych tête-à-tête (if you know what I mean..) nie ułatwiała podjęcia decyzji. No, ale bilet kupiłam. Ze dwa miesiące plądrowałam Spotify i jakieś tam wyobrażenie tego, czego będę świadkiem zrodziło mi się pod kopułą. Jakież więc było moje zdziwko, gdy po ok. 10 min koncertu dotarło do mnie, że jestem na najlepszej imprezie ostatnich lat! Ten electro swing był bardziej electro, niż na płytach, słuszne bity, panowie z instrumentami dętymi wyczyniający takie cuda, że ciężko mi było zdecydować kogo chcę oglądać :D Nogi same mi tańczyły. Jestem pod tak dużym wrażeniem, że moja koncertowa lista TOP 3 uległa drobnej zmianie - Parov Stelar zrzucił z pudła Placebo!!! Florence i Muse na razie bezpieczne, ale sorka Molko, spadamy na czwarte miejsce :]

Czwartek upłynął pod hasłami grande sprzątanie miedzy turnusami oraz naparzanie w siatkę. To drugie będę musiała odpuścić w przyszłym tygodniu, bo bolący bark to ostatnie towarzystwo, na którym mi zależy podczas półmaratonu :D Inna sprawa, że sami grający coraz mniej grają, a po prostu przychodzą sobie walnąć piwko i wydurniać się..

Piątek-sobota to nowy turnus w pracy. Na razie jestem przerażona. Nie odróżniają prawej od lewej, nie liczą do 10, nie znają się na zegarku, nigdy nie używali ręczników do wycierania się po kąpieli. Śmiejemy się z gimbazy, że ich problemami życiowymi jest kolor majtek nie pasujący do smaku prezerwatyw, a tymczasem dorośli i poważni ludzie potrafią tak zaginać rzeczywistość, że podziw bierze, jak dożyli swoich lat..

Jak już jesteśmy w temacie dorosłych i poważnych ludzi, to nie sposób nie przytoczyć tu sobotniej wizyty cioci i kuzynki u nas w domu. Zwykle to my jeździmy do wujostwa, ja się migam jak tylko to możliwe. Bo nie jara mnie siedzenie do 2/3 w nocy (czasem do rana), oglądanie pijanych krewnych i przede wszystkim słuchania ich wypocin. Wszyscy wiemy jak to alko wyzwala kreatywność i wewnętrznego filozofa. Wszyscy wiemy też, że przeważnie tacy ludzie na imprezach omijani są szerokim łukiem - chcemy się bawić, prowadzić ciekawe rozmowy, a nie słuchać dobrych rad od ekspertów dziedzin wszelakich.
Ciocia od jakiegoś czasu powstrzymać się nie potrafi od komentowania mojego nie chce mi się siedzieć do 2 w nocy, chcę spać, wracajmy już itd. Zawsze wypomina, że śpimy z kuzynką na ich imprezach, że ciągnę do domu, młodzież to się teraz bawić nie potrafi (bo kuzynka od jakiegoś czasu też ma dosyć zarywania nocy i słuchania rozkmin starszych rodu), jeśli tylko nie ma mnie w zasięgu jej wzroku, pada sakramentalne Natalia śpi? Nie inaczej było wczoraj. Chyba nie trudno sobie wyobrazić, że po całym tygodniu pracy fizycznej (ja naprawdę nie ugniatam tyłka siedząc przy biurku i klepiąc w klawisze..), biegania, fitnessów, wstaniu w sobotę o 5 (bo znów praca) i posprzątaniu po powrocie pokoju, koło północy nie wiedziałam już jak się nazywam. A gdy po godzinie 2:30 w końcu ciocia dała się wyciągnąć do domu, próbowałam zmyć makijaż żelem pod prysznic - tak bardzo nie ogarniałam. Ale, oczywiście, musiałam wysłuchać pretensji, nawet jeśli po opróżnieniu entej butelki wina wydaje się cioci, że mówi to w żartach. Powinnyśmy z kuzynką brać z nich. matek, przykład, bo się nie umiemy bawić. I, uwaga, mówi to osoba, która nie pracuje zawodowo (prowadzi dom, jak każda kobieta przecież..), funkcjonuje głównie w nocy, bo może i śpi sobie potem do południa. Czasem mam jej ochotę pocisnąć, by zaczęła w końcu robić w życiu coś konkretnego, ustalonego godzinowo (może praca?), mieć jakieś regularne zobowiązania i wtedy pogadamy o imprezowaniu i młodzieńczym wigorze. Ale chyba alkoholu też piję za mało, by utracić kontrolę na tyle, by zdobyć się na taki poziom szczerości ;p

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Odpoczywam! W poniedziałek ostatnie fitnessy i koniec karnetu, biegania też mało, praca krótko i na fizykoterapii, więc fizycznie nie będzie tragedii. Dużo snu i uciech cielesnych. Chcę w niedziele obudzić się bez bólu, z przekonaniem, że ten debiut półmaratoński będzie najfajniejszym dniem tej jesieni :)

PRZYGOTOWANIA DO PÓŁMARATONU KRÓLEWSKIEGO

Biegowo znowu było dennie. Moje ciało wysyła już chyba wszystkie możliwe sygnały, że ma dość tego tempa i obciążenia, które mu narzucam. Stąd znowu opuszczone treningi, dużo pilatesa, wmawianie sobie, że 2 h siatkówki we czwartek to właściwie to samo, co 1 h biegu ;p

Przede mną ostatni tydzień treningów. Tylko dwa. Baaardzo krótkie, niewymagające, bardziej dla przewietrzenia butów. Choć po dzisiejszym marszo-wybieganiu moje cichobiegi potrzebują raczej prania, niż wietrzenia ;p 

Ej, został tydzień. Z jednej strony już nie mogę się doczekać, uwielbiam atmosferę targów, te tłumy biegaczy na starcie, podniecenie, że to już, to dziś! Ale widzę też, że moje ciało, wyjątkowo nie głowa!, jest jak przebita dętka - do mety mnie dowiezie, ale na komfort bym nie liczyła :( Trochę to dołujące, nie sądziłam, że tak szybko poznam swoje fizyczne granice.

PIOSENKA TYGODNIA

Jakże inaczej! Parov Stelar - Shine :)


N.

6 komentarzy:

  1. Zapierdol w pracy, zapierdol w życiu i zapierdol w sporcie... W zeszłym tygodniu to przeszłam - prawie zemdlałam na przystanku i w autobusie, a wieczorami miałam wrażenie że mam klimakterium - było mi a to zimno, a to gorąco :P Powiedziałam: pas, przynajmniej z jazdy zrezygnowałam na tydzień, bo tylko z tego mogę... Polecam basen, jackuzii i saunę :D

    A z rodziną to jak się mówi - na zdjęciach tylko. Raz się trzeba postawić - życie masz swoje, co komu do tego do której siedzisz ? Dawno już zlewam to, że ktoś się na mnie obraża i mi dogaduje że jestem nieimprezowa itp 25 lat to nie 10 ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jestem kierowcą, a głównie po to muszę tam jechać, to niestety czekam na rodziców. Wypad do Bukowiny by się przydał <3

      Usuń
  2. To się wypnij na bycie kierownicą - jak to nie Gacie Wielkie to taksówki jeżdżą.. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pinsiont złociszów co tydzień - mogłoby nie przejść :D

      Usuń
  3. Wiesz? Sama również nie wiem, czy się cieszę, czy boję. Chciałabym jeszcze trochę czasu, ale z drugiej strony marzę o tym, by mieć to za sobą i bez stresu biegać swoje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę jak ostatni egzamin w sesji - lista rzeczy na po półmaratonie rośnie :D

      Usuń