niedziela, 26 października 2014

WeekEnd - Pobiegamy, zobaczymy!

Miłe słowa od Beaty Sadowskiej :)

WZLOTY I UPADKI

Na dobry początek tygodnia nieco złych wieści. Mój ulubiony fitness klub poinformował, iż kolejne zmiany w grafiku dokonane zostały. Już się w zeszłym tygodniu nacięłam i na pewniaka chciałam zapisać na zajęcia, których nie ma.. i po analizie nowego świstka z rozpiską doszłam do wniosku, że ograniczyli liczbę zajęć wspominanemu już na łamach tego bloga prowadzącemu. No, spoko. To jak teraz ma zajęcia tylko w pt i sob, to ciężko będzie nań trafić. Aż tu w poniedziałek pojawił się nowy grafik, tym razem nie przewidujący żadnych zajęć z Kubą. Very bardzo zrobiło mi się przykro i już miałam fochem zarzucić, coś pt. Moja przygoda z Azikiem zaczęła się od zajęć z Kubą, niech więc wraz z ich brakiem, braknie też mnie w bazie klubowiczów, ale po pierwsze - szkoda by mi było pilatesa z Justyną, a po drugie - mój czasowy rozbrat z Azikiem miałby miejsce niezależnie od zmian kadrowych, więc byłoby to takie pitolenie dla pitolenia :)
Ale szkoda, nikt tam tak mnie nie cisnął, reszta prowadzących widząc mój zmarszczony ryj przy szóstym powtórzeniu w serii zaleca chwilkę oddechu, zamiast stanąć obok i konsekwentnie odliczać do końca. Bo co to za progres, jak na drugi dzień nie ma nawet zakwasów?

Ten denny poniedziałek uratował nie kto inny, jak Mężczyzna. Są kobiety, którym na pocieszenie trzeba dać kwiatka, z jakimś drobnym, srebrnym łańcuszkiem w zestawie (;p), inne trzeba wykarmić (w tej grupie stoję na czele!) lub napoić. Są takie, które wymagają czułych słów i wielogodzinnych analiz sytuacji oraz takie, których uwagę trzeba odwrócić od złych wieści. I tak Azik-gate zaprzątało mą głowę tylko do momentu, gdy Mężczyzna wręczył mi swój stary telefon, który na dniach będzie moim nowym i zaczęłam go ogarniać <3
Przepaść między prędkością działania mojego starego HTC i tego nowego jest tak rażąca, że nie nadążam za tym, co się dzieje na ekranie, gdy go smyram :D Wszystkie moje aplikacje zainstalowały się w 10min, gdy ktoś do mnie dzwoni, pukam i już połączenie odebrane, a nie, jak wcześniej - gra i wibruje jeszcze 10 sekund, a rozmówca, albo dalej słucha sygnału połączenia, albo mojego kurwa, działaj, noooo ;p

Reszta tygodnia upłynęła pod znakiem bo półmaraton. Nie idę na siatkę, bo półmaraton. Nie ubiorę cieplejszych butów, bo wszystkie, które mam są na obcasie/słupku i mogłabym skręcić nogę, a przecież półmaraton. Nie idę na piwo, bo półmaraton, a nie chce mi się tłumaczyć czemu nie piję ;p

W piątek z rana wyruszyłam po pakiet startowy, chciałam pobuszować po Expo, ale jakoś nic się tam nie działo.. Pojechałam więc do PZU po ubezpieczenie NNW (sponsor tytularny, a 1,66 zł za osobę nie mógł wybulić!), gdzie pogawędziłam sobie z panem Łukaszem o bieganiu, ironii tej całej sytuacji, dostałam nawet dodatkowe opcje - na wypadek zawału serca lub krwawienia śródczaszkowego :D

Sobota upłynęła mi na Targach Książki i buszowaniu po Bonarce. O Targach napiszę kilka słów na dniach, o shoppingu nie ma co wspominać - miałyśmy wpaść z Mamą do dwóch sklepów, a prawie zamknęłyśmy galerię :) I nic sobie nie kupiłam -.-

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Ogarnąć się. Jak na człowieka bombardowanego z każdej możliwej strony owsiankami, owocami goi, jarmużem i takimi tam zdrowymi produktami przystało, postanowiłam wziąć się za swoją dietę. Czytam jak szalona, szacuję ile kcal powinnam przyjmować, jak jeść, by jeść regularnie (co przy pracy na zmiany łatwe nie jest) i bardziej odżywiać się, niż po prostu karmić. Nie powiem, wdrażane przez Mężczyznę zmiany żywieniowe sprawiają, że po raz pierwszy zrobiłam cokolwiek w tym kierunku poza stwierdzeniem, że jem byle co. Jakoś tak nie chcę odstawać ;p

Regeneracja. Buty biegowe idą do zasłużonego prania i nie ubieram ich dopóki nie zapomnę, że już mi się nie chce biegać (co pewnie nie będzie trwało długo po wybuchu endorfin ładowanych przez 21 km...). Tyrałam swój organizm, zrealizowałam swój szalony plan - teraz należy mu się dużo głaskania!

PRZYGOTOWANIA DO PÓŁMARATONU KRÓLEWSKIEGO

..uważam za zakończone! :D
We wtorek pohasałam ze 3 km, prawie zaryłam twarzą o chodnik po potknięciu się (czasem nie rozumiem jak udaje mi się zagiąć prawa fizyki i wyratować z takiej pozornie beznadziejnej sytuacji..), we czwartek olałam siatkówkę i poszłam na bieżnię torturować się przez 6 km. Ku mej radości GPS umarł i nie powstał, więc biegłam na czuja, zmieniając nieco plan treningowy. Ale było zimno i przyjemnie!

Do niedzieli mój jedyny kontakt z butami do biegania miał miejsce przy próbie zmycia zeń błota po czwartkowym treningu. Chwyciłam za mojego ukochanego CIFa z wybielaczem, poszorowałam i..wybieliłam podeszwy tak, że wyglądają jak nówki, nieśmigane. Idealnie na półmaraton :D

A samą połówkę ukończyłam z czasem netto 2:11:14 - coś bym urwała i ta świadomość jakoś przesłania radość z tego, co się dziś stało! Ale z godziny na godzinę zad mi odżywa, więc pewnie jutro będę z dumą paradować w pracy z medalem na szyi!

Rany! Półmaraton za mną. Co ja będę robić!?

PIOSENKA TYGODNIA

Vance Joy - Riptide - tłuką to teraz w radio, tłukę to teraz na odtwarzaczu. Także ostrożnie, uzależnia :)

N.

2 komentarze:

  1. Ja mam jesiennego lenia i zapchane zatoki, więc na razie buty do biegania schowałam głęboko i Cię podziwiam, że tak śmigasz z koksem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ja również nie lubie jesieni bo jakaś taka leniwa jestem ...

    OdpowiedzUsuń