niedziela, 21 września 2014

WeekEnd - Wolnym człowiekiem być

Poniedziałek rano, wchodzimy z kolegą na salę wykładową. Po ok. 30 min kursu nie wytrzymuję i pytam go półszeptem - dlaczego sobie to zrobiliśmy?


WZLOTY I UPADKI

Miniony tydzień i szaleństwo emocjonalne z nim związane najtrafniej zobrazować pewnym wykresem EKG - torsades de pointes ;p W przeciągu kilku godzin z totalnego przygnębienia przechodziłam w stan powrotu wiary w siebie i swoją wiedzę, umiejętności, by 10 min później ponownie pytać się w duchu a na ciul mi to!? Zdam ten egzamin. Nie, nie zdam. Zdam, nie ma, że nie. Nie, jednak to był poroniony pomysł. I tak wkoło. 

Pamiętam, że podstawowy kurs tej metody (PNF) zrewolucjonizował moje postrzeganie mind fucku. Odbywałam go na czwartym roku studiów i wtedy wydawało mi się, że sesja to najtrudniejszy okres dla mózgu. Że niby mamy ciężkie sesje (wtedy wydawało mi się, że jak mam 10 egzaminów i 12 zaliczeń na prawach egzaminu w przeciągu 2 tygodni to dużo, ha ha ha ;p). Że siedzenie przez kilka tygodni na tyłku i zakuwanie mnie niszczą. Że mózg mi się przegrzewa. Dopiero po tamtym kursie zrozumiałam, jak bardzo nie doceniałam swojego mózgu, jakie fory mu dawałam, tłumacząc sobie, że więcej i tak już się nie nauczę. 

Teraz wiem, że gdy dochodzę do pozornych granic swojej wytrzymałości, jest dopiero trzeci dzień kursu i jazda dopiero się zaczyna :D

Oczywiście, by nie było mi za łatwo, tuż przed kursem przeziębiłam się. Z całym arsenałem dobroci. Obiecałam już, że jak wrócę jutro do pracy i pacjent, który mnie zaraził będzie jeszcze na turnusie, osobiście mu nogi z dupy powyrywam i groźbę podtrzymuję. Także to może być ostatnia notka przez kilka najbliższych lat ;p Ból głowy, łzawiące oczy, potok smarków, stany podgorączkowe i bóle stawów - tak właśnie zaczęłam swój bój o wiedzę. We wtorek przygrzmociłam głową o blat w kuchni, więc do wyżej wymienionych doszedł jeszcze silniejszy ból głowy, zawroty, opuchlizna i lekkie przerażenie, bo uderzenie i objawy po nim następujące w normalnych okolicznościach przegoniłyby mnie na SOR, ale obawiałam się, że zostawią mnie na obserwację, a przecież mam kurs! ;D

Gdy piątkowym wieczorem opuściłam progi centrum szkoleniowego, po zdanym egzaminie i z certyfikatem w ręce, czułam się tak nieswojo (bo teraz co niby? już nie muszę się uczyć..), że stojąc w monopolowym nie potrafiłam nawet określić czym chcę się urżnąć (na dobrą sprawę wystarczyło pół butelki szampana i spałam na stojąco, niezbyt urżnięta). 

Moje nowe życie zaczęło się więc w sobotę. A przynajmniej takie miałam wrażenie gdzieś do południa, gdy objawy przeziębienia wróciły ze zdwojoną siłą, do tego kaszlę jak gruźlik i szczerze mówiąc, czuję się równie źle jak przez cały tydzień. Tylko stres jakby mniejszy :D

A, jak już o stresie mowa, to trochę mi się schudło - zamiast paska do spodni używam sznurka, by nie wyrabiać sobie tych dalszych dziurek :D

Powinnam zacząć realizację listy Po Kursie, ale dziwnym trafem nawet tego mi się nie chce, lenistwo na maksa. Siatkówka, jedzenie i alkohol i pudełko z chusteczkami - moi kompani. Ale Garmina dziś zamówię, obiecuję!

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

- wracam do Azika, nadchodzący tydzień będzie dość lajtowy, więc trzeba skorzystać i się rozruszać,
- upiekę ten chleb ;p
- przeczytam książkę dla rozrywki, nie nauki,
- zrobię porządek w lakierach do paznokci, kilka poszuka pewnie nowego domu.

PRZYGOTOWANIA DO PÓŁMARATONU KRAKOWSKIEGO

W tym temacie zrobiło się trochę nerwowo. Nie biegałam od półtora tygodnia, dziś też raczej nie hasam, bo kaszel chce mnie zabić. Do półmaratonu jest jeszcze trochę czasu, więc się nie spinam, ale Bieg Trzech Kopców już za dwa tygodnie i to mnie mrozi. Nie wiem, jak wygląda moja forma teraz, jak będzie po chorobie, ale powtarzam sobie, że to tylko 13km - nic nowego. 


Cieszę się, że mam ten tydzień za sobą. Że przeżyłam. Że zdałam ten egzamin. Usłyszałam kilka miłych słów na swój temat, których raczej się nie spodziewałam. Poznałam kilka fajnych osób, dobrych fizjoterapeutów. Nie żałuję udziału w tym kursie, ale wiem, że musi upłynąć dużo czasu, nim ponownie zafunduję sobie takie emocje. Prędzej wydam kasę na wakacje lub narty. Taaak, rankiem powietrze jest bardzo rześkie, moje receptory mrozu budzą się do życia ;p

Pozdrawiam, tym razem z lekkim uśmiechem,
N.

2 komentarze: