wtorek, 9 września 2014

WeekEnd - Cisza przed burzą

Nie dość, że piszę raz w tygodniu, to jeszcze z takim opóźnieniem ;p Wybaczcie, ale natłok zajęć zaczyna mnie przerastać i pisanie tutaj naturalnie odchodzi na drugi (piętnasty?) plan. W przyszłym tygodniu czeka mnie kurs, więc każdą wolną chwilę spędzam w książkach, nosi mnie, by coś posprzątać, a lista rzeczy do zrobienia "po kursie" rośnie w zastraszającym tempie - normalnie jak w sesji :D


WZLOTY I UPADKI

Nakupowałam sobie kilka fajnych rzeczy w minionym tygodniu - bluzę, piżamę oraz zestaw do autoterapii - piłkę do tenisa oraz masażer z Decathlona. Po kursie (a jak ;p) napiszę Wam więcej o tym, jak owe przedmioty wykorzystuję. 

W sobotę, piękną, wolną sobotę, tak wyczekiwaną (bo wolną ;p), z samego rana wybraliśmy się z Mężczyzną, w obstawie naszych mam, na Targ Pietruszkowy. Choć ceny produktów na takich targach są srogo przesadzone, czasem nie sposób sobie odmówić - wszak jakość na wysokim poziomie. Kupiłyśmy z Matką buraki (najsłodsze buraki ever!), chleb na zakwasie (bez szału), bundz (bunc się mawia ;p) tak dobry, że będzie powtórka, ser kozi z orzechami tak drogi, że na pewno nie będzie powtórki (choć pyszny!) oraz papryki - fioletowe i brązowe. Takie cuda.

Niedziela natomiast upłynęła pod znakiem siatkówki. Byliśmy z Mężczyzną na meczu Francja - Belgia, po raz pierwszy wkraczając na teren Areny Kraków - to naprawdę piękna hala i szkoda, że wykorzystana była tylko do rozgrywek grupowych. 

Z upadków, to skończył mi się karnet do Azika.
Smuteczek.

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Miałam biegać o wschodzie słońca, ale słońce nie współpracowało i pokazywało się nieco później ;p Ale zarówno wtorkowy, jak i piątkowy trening odbyłam rano, przed pracą, więc to duży sukces. BPU zaliczyłam, nawet zgadałam się z prowadzącym, iż przedstawicielami tej samej profesji jesteśmy :) 
Biurko ogarnęłam na tyle, że mieści się nań ta tona ksiąg do ogarnięcia - tryb sen jest dla słabych również aktywny. Chleba nie upiekłam :D

W tym tygodniu życzę sobie, by udało mi się zrobić wszystkie treningi, choć już musiałam je zmodyfikować. Niewątpliwym wyzwaniem będzie też NIE złożenie wypowiedzenia w pracy i NIE kurwienie częściej niż 3x w trakcie godziny ;p o szczegółach opowiem Wam przy kolejnym podsumowaniu, bo krew gotuje mi się tak bardzo, że ciężko mi napisać coś pozbawionego wulgaryzmów. Poza tym nie robię planów - najbliższe dwa tygodnie będą wyjątkowo ciężkie, więc żadne chleby, owsianki i zumby nie mogą mi zawracać głowy.

PRZYGOTOWANIA DO PÓŁMARATONU KRÓLEWSKIEGO

Wtorkowy trening, jak już wiecie, miałam odbyć o wschodzie słońca - szkoda, że było tak pochmurnie i deszczowo, że wschodu widać nie było ;p Kimnęłam się więc godzinę dłużej i pobiegłam później. Upodobałam sobie pewne schody, moją prywatną ścianę śmierci i katowałam je (i swoje nogi) tak długo, aż ledwo odrywały się od podłoża. Czwartkowy trening, przeniesiony na piątek również odbył się na owych schodach - po co mi podbiegi, które po prawdzie biegam na każdym treningu, bo mam tak zróżnicowany teren pod nosem. Większe wyzwanie stanowią schody - jest ogień w udach i pot na tyłku ;p
W niedziele niechętnie, acz z musu, zebrałam się rano na marszobieg. Nuda jak cholera, ale nie miałam czasu nigdzie jechać, więc dreptałam po stałych ścieżkach. Tym razem obyło się bez odruchów wymiotnych, natomiast kolka mordowała mnie prawie cały czas - wydaje mi się, że niedziela po prostu nie jest moim ulubionym dniem do biegania i mózgu robi wszystko, by organizm także potwierdzał moją teorię :)

FILM TYGODNIA

W sobotę telewizja uraczyła nas filmem Skyfall. Mam dziwny sentyment do tej części przygód Bonda (może dlatego, że to pierwszy film z tej serii, który obejrzałam..), więc z przyjemnością rzuciłam książki w kąt, nalałam sobie % i przegryzając prażynkami, zasiadłam przed ekranem. Choć na dużym ekranie oglądało się lepiej :)

Jedna z pierwszych pozycji na liście "po kursie" to zagrać w Simsy. Najlepiej od razu czwartą część <3
N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz