niedziela, 28 września 2014

WeekEnd - Posprzątane, pobiegane

To chyba już definicja mojego życia - jak coś choć przez chwilę zacznie się układać, należy szykować się na kolejny armagedon. 


WZLOTY I UPADKI

Korzystając z luzów w pracy, zabrałam się za sprzątanie w szafie. Po zeszłoweekendowym, owocnym buszowaniu po galerii handlowej, pojawił się drobny problem - nie miałam gdzie wsadzić nowo zakupionych ciuchów. Dosłownie - szuflady się nie zamykały, utknięte byle jak wypadały przy każdym otwarciu drzwi :) Plądrowanie jej zawartości przeniosło się na komodę i szafkę pod drukarką. Nawet nie wiem kiedy przeleciały mi te wolne od pracy dni - siedziałam w swojej Narnii. Plus tego jest taki, że zmianę garderoby na jesienno-zimową oraz porządki świąteczne mam już za sobą!

W pracy nawet spokojnie, nasłuchałam się trochę pitolenia, przyjechał nowy turnus z masą problemów pierwszego świata - ale jak to potrzebuję ręcznik na kąpiel? rany, nie mam klapek, i co teraz?, ale po prawie roku pracy tam, zaczynam powoli mieć wyjebane na tego typu zawracanie głowy. Trafiłam na dział, na którym dawno mnie nie było (ani nikogo, kto by go sumiennie sprzątał..), więc ogarnęłam nieco pobojowisko zostawiane przez moich kolegów, gdybym miała tam dyżur jeszcze jeden dzień, możliwe iż naprawiłabym radio ;p

Miniony tydzień to także dwa podboje Lidla - w poniedziałek polowałam na piżamy, we czwartek na biegowe ciuszki. O ile za pierwszym razem było dość pusto i spokojnie, tak czwartkowy asortyment przyciągnął pod sklep chyba ze sto osób - większość rzuciła się na waciaki, leciały wyzwiska, obelgi, wyrywanie sobie ciuchów, lamenty pt. a po co pani dwie/trzy kurtki!? itd. Taka klasyka zakupów w tym sklepie, za którą (jako stały bywalec promocji wszelakich) już zaczynałam tęsknić ;p Choć nie do końca rozumiem zachwyt tymi kurtałkami, ale ponoć taka teraz moda..

Ten tydzień przyniósł też nieco za dużo zaproszeń. Zwykle w mojej rodzinie imprezowy armagedon zaczynał się w listopadzie (wszyscy mają wtedy urodziny, imieniny, rocznice itp.), tym razem zaczynamy już teraz. W przyszłą sobotę mam już takie combo (być w trzech miejscach jednocześnie ;p), że jak myślę o niedzielnym Biegu Trzech Kopców, to obawiam się, że padnę z wycieńczenia gdzieś w okolicach Bulwarów Wiślanych. Nie dość, że długie i robotne zmiany w pracy (luzy się skończyły), to jeszcze treningi i zarywanie nocek na płodzenie prezentacji na dzień otwarty - a było tak spokojnie i przyjemnie.

WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ

Patrząc na wyzwania z poprzedniej notki marszczę ze zdziwieniem brew - czyżby udało mi się zrealizować wszystko, co chciałam? Do Azika powróciłam, upiekłam chleb, przeczytałam jedną książkę, jestem w połowie drugiej i żadna z nich nie dotyczy mej pracy, ogarnęłam lakiery do paznokci i kilka nawet chętnie oddam w dobre ręce.

Idąc za ciosem wypisałabym teraz pincet kolejnych pozycji to-do, jednak z doświadczenia wiem, że jak zapowiada się taki tydzień, jak ten najbliższy, to nie ma co robić sobie nadziei. Dobrze by było odbyć chociaż wszystkie treningi biegowe, Azika odwiedzić, bo karnet tyka i wyrobić się z tą prezentacją, by nie było nerwowej nocy z piątku na sobotę :)

PRZYGOTOWANIA DO PÓŁMARATONU KRÓLEWSKIEGO

W tym tygodniu mogę być z siebie dumna - nabiegałam się. Wtorkowe 3 km na rozeznanie podniosły mnie trochę na duchu, katar lał się strumieniami, kaszlałam jak gruźlik, ale przebiegłam bez problemu. Nabrałam takiego przekonania, że nawet 1,5 tygodnia przerwy i choroba nie zniweczyły tego, co budowałam przez ostatnie miesiące. Ha, ha, nope. We czwartek zrozumiałam, jak bardzo formy brak - tempówki prawie mnie zabiły, wróciwszy do domu chodziłam po ścianach, aż w końcu skapitulowałam i poszłam spać. W sobotę, za namową Eweliny, stawiłam się na parkrunie i.. wykręciłam swój najgorszy czas ever ;D Ktoś wrzucił mi kurtkę w błoto (jak zawsze w takich sytuacjach ulatniając się z miejsca zbrodni), 15 min próbowałam ją doczyścić, a potem wracałam do domu w mokrych ciuchach. Ostatni raz tak mnie przewiało w '79. Teraz siedzę i kminię, czy ubierać buty biegowe, czy lepiej zostać w łóżku i modlić się, by żadne chorubsko się z tego nie urodziło. Tylko odpuszczenie wybiegania w toku przygotowań do półmaratonu jest z definicji złym pomysłem. Jak żyć?

ZAJAWKA TYGODNIA

Błądząc w otchłani youtuba natknęłam się na filmik z choreografią do Bailando, łudząco podobną do tej, którą znam z zumby w Aziku. Jak mi zimno/szlag mnie trafia/nudzi mi się/w ramach rozgrzewki przed biegiem zapodaję sobie owy filmik i tańczę :) Kroki są tak proste, że spokojnie załapiecie, dlatego polecam na poprawę humoru.

Tymczasem zakopuję się w pościeli i rozmyślam. Taka piękna dziś pogoda, że aż żal zalegać w domu!

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz