piątek, 9 maja 2014

Skup się!


Bieganie jest dobre na wszystko - na kryzys biegowy też (Aurora, a jednak!). Wczorajsze planowane 50 min biegu napawało mnie lekkim obrzydzeniem do momentu, gdy wpadłam na jakże genialny pomysł - pobiec w innym kierunku. Bo udeptywanie x razy tej samej trasy, by stuknęło te 50 min.. no, nie, to pierdolę, zostaję w domu.

Postanowiłam więc pobiec tam, gdzie zwykle nawet nie spoglądam, bo ulica i spaliny. Jednak jakby się nad tym zastanowić, to czym różni się bieganie wzdłuż drogi i wąchanie mgiełki zapachowej eau de rura wydechowa od biegania w zaciszu domków jednorodzinnych w towarzystwie lecącego z kominów odoru palonych w piecu topielców?

Biegnę, biegnę, płytki nierówne, mijani biegacze jacyś nieruchawi (ni to się uśmiechnie, odmacha, patrzy tylko na ciebie, jakbyś biegła z fallusem na wierzchu..), postanawiam więc odszukać pewne korty tenisowe, które ktoś planuje przerobić na basen (Olu, znalazłam jakieś korty, ale nie jestem pewna, czy to te, o których rozmawiałyśmy - ciasno tam jakoś). Wydawało mi się, że ogarnęłam mapę na tyle, że wiem, gdzie biec, jednak (co się okazało dopiero w domu po zgraniu treningu) skręciłam nie tam, gdzie chciałam i sruu.. zgubiłam się. 

To był mój pierwszy od daaaawna bieg na dystansie dłuższym, niż 3 km, gdy przez cały (prawie) czas byłam mocno skupiona. Głównie na strachu, że mnie pogoni kolejny pies* lub dogoni jakiś zwyrodnialec. Ale też na pilnowaniu tempa, patrzeniu pod nogi i gorączkowym rozmyślaniu - gdzie teraz skręcić. Gdy po około 5 km błądzenia wiedziałam już gdzie jestem i jak daleko od domu, mój mózg się rozluźnił i zaczęło się! O matko, jak daleko, jak pod górę, ściemnia się, o nie, tam jakiś facet stoi, kurde, nie mam odblasków, jestem głodna, boli mnie noga, itp. Wsłuchanie się w muzykę trochę pomogło, ale myśli popłynęły dalej..

..nie mogłabym być maratończykiem. Takim na olimpijskim poziomie. Wyobraźcie sobie pełne skupienie na 2-2,5h. Ja nie potrafię. Czasem na parkrunie nie potrafię skupić się na 25 min!! I jeszcze nie można słuchać muzyki, więc spędzasz tyle godzin sam ze swoją głową - katorga :D
Piszę to, bo w ostatnim numerze RW kilka stron poświęconych jest doborowi muzyki do treningu - by łatwiej wejść w docelowe tempo, by zagłuszyć myśli, by pozwolić im swobodnie płynąć, by się zrelaksować, to znów pobudzić. Powstają specjalne strony internetowe i programy, które dobierają playlistę do celu biegowego. Co prawda takie rozwiązania dotychczas się u mnie nie sprawdzały (straszne napierdalanki i łomot mi proponują ;p) i z reguły kończy się na namiętnie słuchanych w danym okresie mego życia piosenek - bieganie w ciszy i akompaniamencie moich charczących płuc średnio wchodzi w grę, więc zawsze coś tam sączy się ze słuchawek.

Jak w takim razie skupić się na biegu, gdy startujemy w zawodach, muza jest zakazana, przed nami 10 km w towarzystwie 1500 osób o różnej kulturze biegania? Nie sądziłam, że nadchodzący start (jeszcze tydzień, aaaaa!) przysporzy mi tyle tematów do rozkmin - miało być miło i przyjemnie, w końcu to pierwszy oficjalny raz na tym dystansie, więc cokolwiek mi wyjdzie i tak będzie zajebiste. Tymczasem... w głowie tradycyjny burdel :)

* Uprzejmie proszę w imieniu swoim i innych biegaczy, aby właściciele psów wszelakich, jeśli nie potrafią ich wychować, a i sami są półgłówkami (bo zaśmiewanie się do rozpuku w momencie, gdy ich pies rzuca się na idącą/biegnącą obok osobę uważam za oznakę poważnych ubytków w rozsądku), raczyli strzelić się ode mnie cegłą w łeb i najlepiej od razu zakopać się w ziemi. Żywcem.

3 komentarze:

  1. Najtudniej jest się skupić godzinę na koniu, który przez ostatni miesiąc nie robił NIC i był z tego powodu szczęśliwy, a tu nagle jakaś praca przyszła. Chwila dekoncentracji i już lądujesz w tempie nadświetlnym na drugim końcu hali ( w wersji optymistycznej - ciągle na koniu). Ach, styczeń to był piękny miesiąc... :D Ten sport dostarcza wiele ekhm satysfakcji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasunęły mi się wieści z dzisiaj: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15929665,Jacek_Soska_w_szpitalu__Po_upadku_z_konia_jest_w_ciezkim.html

      Koleżanka ze studiów zajmowała się jego rumakiem (m.in. podczas obrad, na które sobie przybył na koniu ;p)

      Usuń
    2. Cóż... jak widzę pana z gołą głową jadącego po asfalcie, to niestety trochę się prosi o wypadek ;) Też długo jeździłam bez kasku, dopóki nie poglądałam bandy z bliska :P

      Usuń