poniedziałek, 26 maja 2014

FAP - Filozofia i Atrakcje Pracy: Luźne opowiastki

Miał być post o wczorajszym Biegu Swoszowickim, ale czuję, że muszę jeszcze przetrawić to wydarzenie, bo na razie nie mam nic mądrego i konstruktywnego do napisania. Miotam się myślami między rozczarowaniem a niechęcią, a z doświadczenia wiem, że taki stan trzeba przeczekać - na pewno były jakieś pozytywy tego startu, tylko nie potrafię ich (jeszcze) dostrzec. No, i nie chcę Was mordować bieganiem w co drugiej notce :> Jest natomiast tematyka, która cieszy się niemałym zainteresowaniem - FAP :)


Photo by Marissa Mancini, source: www.flickr.com/photos/mmancini85/8677181250/

Pacjentka (wychodząc z kąpieli): Proszę przyjąć to ode mnie w ramach podzięki (batonik). Dostałam, a nie mogę sama zjeść, bo mam zatwardzenie!
Ja: ...dziękuje.

***
Pacjentka przychodzi pierwszy raz na Hydro-Jet. Polecam jej zdjąć buty, rozłożyć sobie ręcznik i się na nim położyć. W międzyczasie bawię się w biurokrację - tu wpisać, tam przepisać, tu podbić, ehh. Słyszę, że pani przestała się wiercić na łóżku, więc spoglądam na nią i pytanie o okolicę ciała, która ma być masowana więźnie mi w gardle - pacjentka leży sauté. Z kamienną twarzą informuję, że nie musi się rozbierać, tutaj nic chlapać wodą nie będzie :)

***
Wpływ warunków atmosferycznych na częstotliwość przyspieszania zabiegów przez pacjentów uzdrowiskowych mógłby stanowić temat mojego doktoratu. Rozróżnić możemy dwa główne fronty - deszczowa i ładna pogoda. Przy deszczowej pogodzie większość pacjentów chodzi jak w zegarku. Do dwóch dni, potem zaczynają się nudzić, więc z nudów szturmują gabinety. Robią wszystkie zabiegi na raz, potem padają i śpią do wieczora. Genius. Natomiast ledwie wyjdzie słońce zza chmur, tuż po otwarciu bazy zabiegowej zalewa nas tsunami w postaci pani, bo muszę jechać do Borku! Argumentów na to, dlaczego mam wziąć kogoś wcześniej przybywa z każdym turnusem. Poniżej moje ulubione ;p
- Bo jadę do Borku Fałęckiego - doprawdy nie wiem, co takiego ciekawego jest w tym Borku, może mnie ktoś oświeci, bo skoro jestem tam prawie codziennie, to mogłabym też się nacieszyć :>
- Bo jest łada pogoda, poszłabym po obiedzie na spacer - rzekła pani lat 70, ciśnieniowiec, o lasce, w dniu, gdy w cieniu było jedynie 28 stopni..
- Bo mamy dziś kolację powitalną/pożegnalną - nie szkodzi, że rzeczona jest o 18, a argument pada o 8 rano - niektóre kobiety potrzebują wyjątkowo dużo czasu na wyszykowanie się :p
- Bo inna pani, co tu wczoraj była, mówiła, że mogę wcześniej - byłam ja, tylko w innym mundurku i nic takiego nie mówiłam.
- Bo jak wcześniej przyjdę, to pani wcześniej wyjdzie do domu - miałoby to sens, gdyby WSZYSCY (pacjenci ambulatoryjni także) pojawili się wcześniej. A to się nie zdarza :)
- Przecież ja tu mieszkam, to mogę przychodzić kiedy mi pasuje! - a godziny zabiegów na karcie są wydrukowane, bo ktoś ma nadmiar tuszu w drukarce.

***
Sobota rano, borowina, szykuję kąpiel dla pierwszego śmiałka tego dnia.
Zatykam korek, odkręcam kurki, idę robić w międzyczasie okłady. Po kilku minutach wracam do kabinki, a tam jeden z kurków uroczo podskakuje - w sensie ujebał się :D Oczywiście był to kurek od ciepłej wody, więc waliło wrzątkiem na prawo i lewo. Oczywiście nie da się go zakręcić :> Lecę po koleżankę, bo nie mogę namierzyć zaworów. Dzwonię po drugą, bo pierwsza też ich znaleźć nie może. I do pani na recepcji, by kogoś ściągnęła do pomocy, bo mi ta wanna potrzebna..
Po jakiś 30 min pojawił się jakiś pan, rozkręcił wannę (zawory były ukryte w ścianie za wanną, a wanna, nie wiedzieć czemu była poskręcana śrubami, choć nie powinna - bo gdyby stało się to, co się stało, nie da się nic zrobić..), ograniczył powódź i słodziutko rzekł, że on takiego zaworu nie ma i ktoś (uwielbiam te konkrety..) naprawi w poniedziałek. Coś czuję, że rychło czeka mnie przymusowy urlop dla podreperowania budżetu uzdrowiska, bo gdzie nie wyląduję, to coś mi się psuje w rękach :D

***
Poniedziałek nad ranem, siarka.
Koleżanka wylosowała na loterii życia służenie pewnej pacjentce, o której mogłabym pisać osobnego bloga. Nie wchodząc w szczegóły - daje baba popalić. Dawała też wtedy, zmieniając co kilkanaście sekund zdanie co do temperatury wody: za gorąca, za zimna, znów za gorąca, za mokra, śmierdzi siarką itd. A ponieważ to, co dajemy z siebie innym, wraca do nas często ze zdwojoną siłą, pani doświadczyła ujebania się kolejnego zaworu (od gorącej siarki) i związanego z tym nagłego i srogiego wzrostu temperatury wewnątrz wanny. Co ciekawe, mimo dyskomfortu termicznego nie wyszła z tej zupy, ba, musiałyśmy ją z koleżanką siłą wyjąć (choć sądzę, że taka forma zajmowania się nią bardzo przypadła jej do gustu). Drugi zawór w przeciągu dwóch dni roboczych. Jak tak dalej pójdzie, do końca miesiąca nie będzie gdzie kąpać pacjentów :D

***
Przyszło lato. Do mojej gadki dla świeżynek na siarce musiałam dodać nowe zdanie: proszę równocześnie z kąpielami siarkowymi nie zażywać kąpieli słonecznych. Efekt? Przychodzi pani z totalnie zjaraną twarzą. Pytam czego nie zrozumiała w wyżej przytoczonym zdaniu, a ona na to: no przecież te części ciała, które moczę w siarce miałam zasłonięte, skąd miałam wiedzieć, że mnie tak opali na twarzy? Spieszę tłumaczyć: siarka krąży wraz z krwią po całym ciele, czyli po twarzy też, amen.

***
Koleżanka z pracy zapowiedziała, że po przejściu na emeryturę spisze i wyda swoje uzdrowiskowe wspomnienia. Już zaklepałam sobie jeden rozdział na me gościnne popisy ;p

N.

3 komentarze:

  1. To pisz tego oddzielnego bloga, im więcej historii tym lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprawiłaś mi humor tymi historiami, choć Tobie pewnie nie było wtedy do śmiechu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem mnie to bawi, jak na przykład dziś pani pytająca o zagubioną szarą skarpetkę, która ma dla niej wartość sentymentalną (;p) - przeważnie jednak po prostu mi ręce opadają :)

      Usuń