piątek, 29 kwietnia 2016

Kolejna majówka z Natikiem

Pamiętacie zeszłoroczny post majówkowy? W tym roku zapowiada się jeszcze grubszy melanż, więc jak mogłabym o nim nie napisać!? ;D Post będzie aktualizowany, także można odwiedzać co jakiś czas lub przeczytać całość we środę.


Piątek, piąteczek, piątunio!


O 17:00 opuszczam mury pracy mej, żegnana życzeniami wypoczynku na majówce. Tja, nawzajem! Idę łąką, polem, lasem, ukwieconym, prawie umajonym, ptaki ćwierkają, zielsko kwitnie. Odrzucam ten wzniosły klimat, wręcz wyczuwalne w powietrzu (i unaocznione w zakorkowanym mieście) zadowolenie narodu z nadchodzących wolnych dni!

Wieczór mija mi na ogarnianiu domu, jedzeniu serów, piciu wina i czekaniu na ojca, by złożyć życzenia naszej dzisiejszej jubilatce :) Już nie mogę doczekać się reakcji na prezent! 


Oczekiwania i zabawy zegarkiem odwlekają moje udanie się na spoczynek na grubo po północy. Niedobrze.

Sobota


Nieprzytomna po 4h snu lecę do roboty. Tam rzucają się na mnie kuracjusze (ten turnus to wyzwanie...), bo jak to, teraz sobie przychodzę (15 min przed objęciem zmiany), oni już od 6 czekają! Tak miło rozpoczęty dzień musiał być udany :) Po powrocie do domu leżę kilka godzin, bo jestem tak podtruta siarkowodorem, że przestaję ogarniać rzeczywistość.


Wieczorem wraz z Mężczyzną udajemy się na australijskie slajdowisko u znajomej, podziwiać kangury i wombaty oraz inne podróżnicze atrakcje. Do tego wino, vegemite i wegańskie burgery - całkiem udany wieczór. Mógłby być bardziej udany, gdyby nie skosiło nas zmęczenie, ale to już nie te lata, by nie spać w ogóle.

Niedziela

W końcu zasiadłam przed kompem, by spisać wczorajsze wspomnienia. Miałam iść pobiegać, ale obowiązki wzywają, trzeba przygotować się na jutrzejszy dzień. Po poranku w książkach i na macie zbieram się na mecz żużlowy.


Tym razem frekwencja nas zaskoczyła i przybyliśmy na stadion nieco za późno. Siedzieliśmy w chyba najbardziej zasypywanym żużlem miejscu, więc z boku nasze kibicowanie mogło wyglądać bardziej na walkę o przetrwanie :D Po zwycięskim dla Wandy meczu pojechałam do wujostwa na grilla. Oczywiście byłam kierowcą, więc trzeźwa i pierońsko zmęczona wróciłam do domu i padłam.

Poniedziałek


Cały poranek spędziłam na przygotowaniach do wieczornych zajęć - prowadziłam zastępstwo za znajomego i chciałam być przygotowana na każdą okoliczność. Popołudnie spędziłam w robocie, na szczęście bez wąchania siarkowego odoru. Potem wspomniane zajęcia i w końcu upragnione wolne! Zaszyłam się z butelką wina, snapem i Wspaniałym Stuleciem w pokoju.

Niedzielny wtorek


W końcu się wyspałam! Te 8 godzin snu tak mnie rozleniwiło, że z moich ambitnych planów wyszło tylko kucharzenie i rolki. Reszta dnia to seriale, książki, gazety i błogie lenistwo. Jak to zwykle bywa w długie weekendy, już nie mogę się doczekać jutra, by trochę odpocząć. 

N.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz