sobota, 21 grudnia 2013

Instant karma

Piątek, jakoś w pracy. Kilka godzin wcześniej mieliśmy małą wigilię w socjalnym, a że towarzystwem doborowym jesteśmy, to ze standardowych życzeń wesołych świąt dość zgrabnie przeszliśmy do dużo dobrego seksu, więc nawet nieszczególnie ruszyły mnie potem pozdrowienia jednej z kończących turnus pacjentek - by mnie ktoś rozluźnił, bom niemiła i katuję ;p

Piątek, wieczór, indoor walking @ Azik. Prowadzący zarządza mój (ex)ulubiony przyrząd, mianowicie bosu. Podjarana jak królik na widok natki pietruszki, rzuciłam się na przysiady, lecz okazało się, że moje kolano współpracować nie zamierza. Pozostawione bez ćwiczeń propriocepcji od jakiś 2 miesięcy miotało się na boki, a ja z nim. Szczęśliwie Prowadzący postanowił dać nogom spokój, za to dać wycisk barkom. Maj gad. Najpierw hantle, potem podpory na bosu w każdej możliwej konfiguracji i gdy w końcu ręce się pode mną załamały i z cichym $%$&* padłam twarzą w tę plastikową część urządzenia, dotarło do mnie, że ktoś widocznie musiał życzyć mi mniej spokojnych świąt, tudzież by ktoś skatował mnie tak, jak ja katuję innych. Brakowało tylko wisienki na tym torcie mego upadku w postaci What goes around comes around w głośnikach.. 

źródło: http://liftrestrepeat.com/tag/michael-boyle

By dopełnić świątecznego klimatu wszechobecnej miłości i radości, podczas brzuszków przeciążyłam odcinek lędźwiowy (nie pytajcie, bo nie wiem jak), także moje dzisiejsze biegowe plany skończyły się na bieganiu po galerii w poszukiwaniu prezentu dla Mężczyzny. A taka cudowna pogoda dziś była!

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Tak! A nie było to łatwe zadanie (poszukiwanie odpowiedniego rozmiaru), także jestem koniem! ;p

      Usuń