Podśmiechują ze mnie, bo jeszcze się tym przejmuje. Po prostu na kilometr widać, żem świeżynka..
Wyobraź sobie taką sytuację:
Jesteś blogerem. Piszesz głębokie posty o odżywkach do włosów, focisz najnowszą kolekcję essiaków w stu kadrach, odkrywasz po raz setny geniusz przepisu Nigelli na muffiny czekoladowe - jednym słowem, ciężko pracujesz. Twoje starania dostrzega Dove, czy inna Nivea i postanawia wysłać Cię na weekend do luksusowego hotelu - dajo jeść, dajo pić, spa też dajo.
Jak dajo, to bierzesz, w końcu zapracowałeś na to.
W hotelu na dzień dobry lądujesz u koordynatora Twojego pobytu, rozmawiacie o tym co i którego dnia będziesz robić, jakie czasoumilacze na Ciebie czekają. Dla ułatwienia, bo ogrom dobroci jest przytłaczający, dostajesz swój rozkład jazdy na papierze. Ostatnie słodkie uśmiechy i rozpoczynasz weekend przyjemności.
Jednak już po godzinie stwierdzasz, że właściwie te wszystkie masaże bańką chińską i kijem bambusowym to z dupy pomysł. Prelekcja dermatologa o skórze Twojej i innych zaproszonych blogerek zapowiada się niczym kazanie w kościele parafialnym mym (w sensie, że usypia lepiej, niż chloroform). Obiad przygotowany w zgodzie z opracowaną dla Ciebie dietą też opuszczasz, zjesz coś w Maku, i tak idziesz pozwiedzać miasto, kiedy znów nadarzy się okazja zobaczyć trochę świata!?
Jeśli taka postawa nie wydaje Ci się nieco niegrzeczna, szczególnie wobec organizatora i sponsora Twojego pobytu oraz wszystkich tych masażystów z bambusami w gotowości (chyba niezbyt dobrze to brzmi ;p), to nie czytaj dalej :)
I teraz wyobraź sobie taką sytuację:
Nie jesteś blogerem, tylko przyszłym kuracjuszem, czekasz ok. 1,5 roku na przydział sanatorium, w którym pobyt opłaca NFZ (z Twoich składek, jasne, ale z moich też, a ja już 1,5 roku czekam na wizytę u ortopedy i wolałabym, by ci, którzy są przede mną w kolejce nie lecieli w fallusa!). Po przyjeździe skacze wokół Ciebie ok. 50 pracowników sanatorium w różnych konfiguracjach, dbając o to, byś dostał wszystko, co Ci się należy. Ty jednak wolisz chodzić sobie na spacery po parku, jeździć codziennie do centrum miasta, wpychać się na zabiegi na nie swoje godziny i jeszcze mieć pretensje do personelu, że się na to nie zgadza.
A śmiejo się ze mnie, bo się tym jeszcze przejmuję. Tak, wkurza mnie to niebywale, bo staram się, by każdy mój pacjent został należycie obsłużony (to też średnio brzmi ;p) i o czasie, wszak szanuje go oraz innych pracowników, którzy na niego czekają w kolejnych gabinetach. I zamiast relaksu i wyciszenia, pacjentom serwowana jest nerwówka i wysłuchiwanie toczących się na korytarzu kłótni o to, czemu wanna jest wolna, a ja nie chcę wziąć wcześniej na zabieg :/
Wiem, świata tym postem nie zmienię, ale przynajmniej sobie ulżę ;p
wygadać się to podstawa=]
OdpowiedzUsuńmoże kiedyś... świat zmienisz:)
z tą wanną to uważąj.. bo jeszcze jak sie ktoś dowie, że wolna to jeszcze przyjdzie "przepierke" zrobić -.- ;)
OdpowiedzUsuńPrzepierki to na masażu wirowym, tam są bąbelki, więc tylko proszek dosypać i pranie lux ;p
Usuńkażda mokra woda sie nada :P
OdpowiedzUsuń