Święta dobiegły końca, na dniach pożegnamy rok 2014. Minione dwa tygodnie zapisały się dla mnie jako zapierol totalny i choć korci mnie, by sobie tu ponarzekać, uświadomić dlaczego tak nienawidzę świąt i czemu najchętniej spędziłabym ten czas samotnie w górach - nie będę pluć jadem, chciałabym o tym jak najszybciej zapomnieć.
WZLOTY I UPADKI
Wspominałam już, że luźniejszy w pracy przedświąteczny tydzień stanowił wspaniałą okazję do odrobienia się ze sprawami notorycznie przekładanymi na jutro/później/czyli nigdy. Chyba prócz planowanych tu notek, wszystko udało mi się zrealizować. Już nawet odebrałam od krawcowej sukienkę kiszoną miesiącami w szafie - będzie jak znalazł na Sylwestra :)
Upadkiem, i to bolesnym, jest kolejny rozbrat z bieganiem. Pamiętam jeszcze czasy, gdy cały rytuał wyjścia na trening zajmował mi w porywach 30 min - ubrać się, pobiegać 10 min, wrócić, prysznic i tadam, po sprawie. Dziś dokładna rozgrzewka, bieg, który sam w sobie trwa od 40 do 60 minut, stretching, prysznic, rolowanie, automasaż, posiłek wysokobiałkowy i tak dobijamy do 2h. Przez ostatnie dwa tygodnie nie było mnie stać na taką rozpustę czasową ;p
Oczywiście rezygnacja z mego głównego źródła relaksu spowodowała wzrost napięcia i co za tym idzie, odpowiedź organizmu pt. wypatroszę ci kręgosłup. Do tego godziny w wymuszonych pozycjach i choć dziś mogłabym już pobiec, nie bardzo jestem w stanie przebierać nogami.
Będąc w tak marnym stanie fizycznym zapisałam się na kolejny bieg :D
Bieg Wielkich Serc, także spokojnie, bez szału. Nawet mi się przykro zrobiło, bo z racji rychłych urodzin zakwalifikowano mnie do kategorii K30.. chociaż obejmuje kobiety od 26 do 39 r.ż., więc będę tam wymiatać ;p
WYZWANIE NA KOLEJNY TYDZIEŃ
Odpocząć. Robić nic. Dużo czytać.
Postaram się też machnąć zaległe notki, trochę się tego uzbierało.
Upatrzyłam sobie w H&M śliczną koszulkę do jogi! Wypadałoby więc zawitać w galerii (rzyg) i może w końcu zacząć ją praktykować. Jogę oczywiście.
WYDARZENIE TYGODNIA
Spadł śnieg i jest mróz. Jestem spełniona :) Im bardziej pogoda za oknem przypominała kwiecień (na krzakach pierwsze pąki kwiatów, ciągłe przesiadki na coraz cieńsze płaszcze), tym bardziej trafiał mnie szlag - ciśnienie szalało, czułam się bardzo źle i zastanawiałam, czy zima w sensie atmosferycznym to już relikt mojego dzieciństwa. Szkoda mi tych wszystkich ludzi (i ich rodzin), którzy przez ową huśtawkę pogodową spędzili święta w szpitalach lub kostnicy (nie pamiętam, by przez cały rok do uzdrowiska przybywało tyle karetek co w ostatnim tygodniu turnusu.. masakra jakaś). Nie wiem jak sercowcy, ale ja powoli zbieram się w sobie. I oby aura za oknem trzymała jak najdłużej!
N.
N.
Robić NIC - to mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńA jak mi to zajebiście idzie! ;D
Usuń